Na jachcie szejka. Susan Stephens

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Na jachcie szejka - Susan Stephens страница 3

Na jachcie szejka - Susan Stephens One Night With Consequences

Скачать книгу

chwilę milczała, po czym, z wyraźną ulgą, odparła pełnym napięcia szeptem:

      – Millicent.

      – Millicent? – podchwycił. – Podoba mi się twoje imię. – Pasowało do dziewczynki o tak poważnej powierzchowności, do jej dużych okularów i precyzyjnie zaplecionych warkoczy.

      – Mówią do mnie Millie – dodała nieśmiało, gdy opuścili już mroki jachtu i odetchnęli czystym, morskim powietrzem.

      Dziecko robiło na nim dobre wrażenie i był zdecydowany je ochronić przed krzywdą.

      – A jak byś chciała, by cię nazywać? – zapytał, gdy odwróciła się do zasłoniętych okien jachtu.

      Zmarszczyła brwi i spojrzała mu ponownie w twarz.

      – Lubię, gdy nazywają mnie Millie.

      – Millie – powtórzył.

      – Zrobiłbyś coś dla mnie? – zaskoczyła go szybkim pytaniem.

      – Jeśli będę w stanie – odparł.

      Zatrzymała się, gdy schodzili na nabrzeże.

      – Powiesz mojej mamie, by wróciła? – poprosiła. – Ciebie może posłucha. Wynająłbyś jej taksówkę i posłał do domu? Mam pieniądze, mogę zapłacić…

      – Masz pieniądze na taksówkę? – spytał. Była młoda, ale zdawała się odpowiedzialna i zaradna. W sumie, chyba nie miała wyboru, pomyślał.

      – Owszem – potwierdziła. -Zrobisz to? – naciskała.

      – Zobaczę, co się da zrobić – odparł.

      – Proszę! – naciskała dalej. – Obiecaj, że spróbujesz!

      Miała w spojrzeniu coś nieustępliwego.

      – Obiecuję. Wracaj już do domu i odrób lekcje.

      Zainteresowany, śledził jej spojrzenie, aż nagle coś innego przykuło jej uwagę. Spojrzała na szofera jego brata, stojącego na baczność obok królewskiej limuzyny. Zasalutował, gdy tylko Khalid się zbliżył.

      – Stoi tak od dawna – szepnęła Millie dyskretnie. – Mógłbyś mu przynieść coś do picia, zanim mnie odwiezie?

      – Ja?! – zawołał zdziwiony.

      – A czemu by nie? Dla ciebie to chyba nie problem?

      Zaskoczyła go. Musiał przyznać: dziewczyna miała tupet.

      – Przywiózł mnie tu – wyjaśniła. – Wiem więc, że musi być zmęczony i spragniony.

      Zdawała się w ogóle nie zwracać uwagi na status społeczny. Odświeżające przypomnienie o tym, że on swój zawdzięczał jedynie wysokiemu urodzeniu. Zaczerwieniła się, gdy wskazał jej saturatory z wodą będące na wyposażeniu wnętrza limuzyny.

      – O niego się nie martw – powiedział tym samym, dyskretnym tonem. – Podaj mu adres zamieszkania i odwiezie cię bezpiecznie do domu.

      – A co z moją matką? – spytała, spoglądając ponownie na statek.

      – Zrobię, co w mojej mocy. – Skrzywił się zniesmaczony na samą myśl o powrocie na pokład. – Nigdy więcej się nie narażaj na takie niebezpieczne sytuacje – dodał surowo.

      Odpowiedziała natychmiast i z determinacją:

      – Nigdy więcej nie będę, obiecuję!

      Patrzył, jak samochód odjeżdża z samotną dziewczynką na tylnym siedzeniu. Trudno mu było wyobrazić sobie dziecko bardziej niepodobne do swej matki. Zanim się obrócił, by wrócić na jacht, pomyślał, że Millie była dobrym dzieckiem i zdecydowanie zasługiwała na kogoś lepszego.

      ROZDZIAŁ DRUGI

      Osiem lat później…

      – Dobra, znowu działa! – Usatysfakcjonowana efektem swojej pracy, Millie odsunęła się od świeżo naprawionego bojlera.

      – Jesteś skarbem! – Panna Francine, ponad osiemdziesięcioletnia właścicielka pralni, szczęśliwa objęła swą ulubioną pracownicę. – Nie znam nikogo innego, kto miałby cierpliwość, by doprowadzać te stare maszyny do użytku. Cóż ja bym bez ciebie zrobiła?

      – Pewnie poszłybyśmy nad strumień i młóciłybyśmy te jachtowe prześcieradła przy użyciu kamieni – mruknęła praczka o imieniu Lucy.

      Millie wyszczerzyła się do przyjaciółki, po czym wyciągnęła ołówek ze związanych w kok włosów, by spisać instrukcję, jak uruchomić stary bojler, gdyby pod jej nieobecność odmówił współpracy. Wracała bowiem na praktyki jako inżynier morski.

      – Z drugiej strony – kontynuowała Lucy z uśmiechem – jakby szejk Khalifa dowiedział się, że jego złote prześcieradła są młócone kamieniami, to by nas chyba kazał przeciągnąć pod kilem albo… no co się tak patrzycie? – przerwała, gdy Millie i panna Francine zamarły w przerażeniu.

      – Nic, nic – odparła cicho Millie, zmuszając twarz do przybrania spokojnego wyrazu. Posłała ostrzegawcze spojrzenie starszej pani, by ta też nic nie mówiła. – Po prostu nie wiedziałam, że jacht szejka dokował. Tylko tyle.

      Lucy rozpostarła szeroko ramiona, jak rybak chwalący się rozmiarem najnowszej zdobyczy.

      – Jest ogromny! Gdybyś nie dłubała cały czas w bojlerze, nie mogłabyś go przegapić.

      Całe więc szczęście, że bojler się zepsuł, pomyślała Millie.

      – Kiedy dostarczono tę pościel? – spytała panna Francine.

      Lucy trzymała metry złotej tkaniny w ramionach.

      – Służący z Szafira przyniósł je rano. Powiedział, że wymagają szczególnego traktowania.

      – Podarcia na strzępy? – niemal bezgłośnie wymamrotała Millie. Złote prześcieradła przypominały jej o niezwykle przykrym wieczorze i wszystkich jego tragicznych konsekwencjach.

      Panna Francine podjęła próbę zmiany tematu:

      – Jeśli tak duży jacht zadokował, mamy pełne ręce roboty. Niedługo utoniemy w rzeczach do prania. – Rzuciła niespokojne spojrzenie w kierunku Millie. – A kto wie, może następna zepsuje się prasa?

      – Cóż, jeśli tak, to jestem na miejscu i się nią zajmę – uspokoiła ją Millie, wdzięczna za zmianę tematu.

      – Wszystko w porządku? – zapytała dyskretnie panna Francine, gdy reszta pracowników wróciła do obowiązków.

      – Trzymam się – potwierdziła. – I zajmę się tą pościelą. Będę pilnować,

Скачать книгу