Na jachcie szejka. Susan Stephens
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Na jachcie szejka - Susan Stephens страница 4
Coś w sposobie, w jaki jej sędziwa przyjaciółka szybko skapitulowała, zaniepokoiło Millie. Szybko jednak oddaliła te myśli. Przesadzała. Powrót Szafira wywołał u niej szok.
Zacisnęła szczęki, gdy wróciły do niej obrazy ręki bawiącej się klejnotami. Ręki, która mogła wypchnąć matkę z jachtu na pewną śmierć.
– Postaraj się o tym nie myśleć – szepnęła panna Francine, gdy odciągnęła Millie na stronę. – Oddychaj głęboko.
– Zatem wrócił. – Próbowała brzmieć obojętnie.
Jej stara przyjaciółka nie dała się jednak zwieść.
– Na to wygląda – dodała, po czym pomogła Millie włożyć drogie prześcieradła do bawełnianych pokrowców, używanych do ochrony najdelikatniejszych tkanin przed upraniem.
– Długo go nie było – mruknęła Millie, jakby w celu podtrzymania rozmowy. – Zapewne szejk Saif wolał nie wracać tutaj po wypadku.
– Millie – panna Francine jej przerwała. Głos miała zatroskany. Millie nie przypominała sobie, by starsza pani wyglądała kiedykolwiek na bardziej przejętą.
– Co jest? Stało się coś złego? – dopytywała.
– Powinnam była powiedzieć ci to od razu – odparła, pełna żalu. – To nie szejk Saif jest na pokładzie Szafira. Zmarł kilka lat temu. Prasa twierdzi, że z przejedzenia – dodała. Millie była w zbyt wielkim szoku, by mówić. – Byłaś wtedy na praktykach na platformie wiertniczej.
– Więc kto? – wyrzuciła z siebie Millie. – Kto przypłynął na pokładzie Szafira?!
– Jego brat, szejk Khalid.
Millie poczuła się, jakby potężny cios pozbawił ją powietrza w płucach. Panna Francine kontynuowała:
– Śmierć szejka opisano zaledwie w jednym akapicie, a gdy wróciłaś, byłaś tak radosna i podekscytowana, że nie chciałam cię zasmucać, przywołując przeszłość.
– Dziękuję – odparła nieprzytomnie Millie.
– Nie masz mi za co dziękować – powiedziała z naciskiem staruszka, a następnie położyła dziewczynie dłoń na ramieniu.
Nie było już nic do powiedzenia. Trwały w milczeniu.
Millie pracowała w soboty w jej pralni, a po tragicznej śmierci matki panna Francine dała dziewczynce dach nad głową. Jej domem stał się pokój nad pralnią.
– Nikt nie wspomniał mi o śmierci szejka Saifa, ponieważ… – Wzruszyła ramionami. – Czemu niby miałby to robić?
Czy jej się to tylko zdawało, czy też starsza kobieta unikała spojrzenia jej w oczy?
– Wszystko, co mam, zawdzięczam tobie – odrzekła, przytulając się nagle do staruszki.
Gdy panna Francine zostawiła ją samą, Millie powróciła do pracy, myślami jednak wybiegała ku księciu Khalidowi. Pamiętała go całkiem dobrze. Nikt nigdy nie wywarł na niej podobnie silnego wrażenia. W znacznej mierze dobrego. Wzbudzał zachwyt. I zakłopotanie. Widziała w nim materiał na bohatera, ale okazał się kimś zupełnie innym. I teraz musi pamiętać, by myśleć o nim jak o szejku. Najsurowszy ze znanych jej mężczyzn był teraz władcą absolutnym. Mogła sobie tylko wyobrażać zmiany, jakie w nim zaszły. Pamiętała, jak przez szybę limuzyny widziała, gdy wracał na pokład Szafira, by jak anioł uratować jej matkę. Tyle tylko, że jej nie uratował. Zawiódł jej zaufanie. W którymś momencie tamtej tragicznej nocy jej matka wypadła z pokładu Szafira. Wypadła albo została zepchnięta.
Wzięła się w garść, po czym wyjrzała przez okno. Faktycznie, nie można było nie zauważyć superjachtu stojącego w porcie. Był tak duży, jak turystyczny liniowiec i górował nad wszystkimi innymi statkami w porcie. Był jak zew przeznaczenia, którego Millie nie była w stanie uniknąć. Starała się nie okazywać, jak bardzo jest spięta, gdy panna Francine wróciła.
– Przeszedł generalny remont – wyjaśniła starsza przyjaciółka. – Gdy szejk Khalid odziedziczył tron po swym bracie, naciskał, by rozebrać statek i niemal całkowicie go wyremontować. Po porcie krąży plotka, że naszpikowany jest najnowszą technologią. – Nastała długa cisza, którą ostrożnie przerwała: – Nic nie pozostaje takie samo.
– Na pewno masz rację – zgodziła się Millie. Wiedziała, że przyjaciółka starała się jej pomóc. – I nic mi nie jest – dodała, po czym posłała jej uśmiech. – Nieważne, jak wspaniale Szafir się prezentuje, jest to maszyna z niezliczonymi ruchomymi częściami, które wymagają przeglądu i naprawy.
Panna Francine roześmiała się. Na to właśnie liczyła Millie.
– Zamierzasz zabrać narzędzia na pokład? – zapytała.
– Możesz być pewna, że gdy tam pójdę, będę w pełni przygotowana.
– Na pewno – zgodziła się tamta.
– Moje miejsce jest tutaj, z tobą – odparła Millie. – Dałaś mi zupełnie inne życie niż to, jakie wiodłam, gdy miałam piętnaście lat. Dałaś mi szczęśliwy dom, poczucie bezpieczeństwa i stabilność, dzięki którym mogę podążać za wymarzoną pracą. Nigdy nie będę w stanie ci za to odpowiednio podziękować.
– Nie chcę twoich podziękowań. Kocham cię jak córkę.
Przytuliły się. Millie zdała sobie sprawę, że nie jest winna szejkowi Khalifa nic, oprócz wzgardy za to, że zawiódł jej zaufanie. Był na pokładzie Szafira w chwili śmierci matki, a potem upewnił się, by nikt nie postawił jego brata przed sądem.
– Zabiorę pościel na pokład i ani się obejrzysz, jak będę z powrotem – powiedziała z pewnością. Była zdeterminowana tak właśnie zrobić, choćby tylko po to, by udowodnić samej sobie, że jej przeszłość nie może jej teraz zranić.
– Brawo! – wykrzyknęła panna Francine pełnym ulgi głosem.
Ubrany w formalne szaty z czarnego jedwabiu przetykanego złotem, Khalid nie mógł się doczekać powrotu do swobody, jaką mógł się cieszyć na pokładzie Szafira. Ten rejs dookoła świata trwał już dostatecznie długo. Patrzył przez zroszoną deszczem szybę gabinetu i rozważał ogromne znaczenie, jakie miał dla niego King’s Dock. To tutaj narodził się jego fundusz wspierający edukację, a wszystko przez incydent, który odmienił jego życie. Nie planował powrotu w to miejsce, ale też nie mógł zrezygnować z okazji, by pomóc młodym ludziom stanąć na nogi.
Zamknął oczy i rozluźnił kark. Tęsknił za oczyszczającym skwarem pustyni i rozkosznym chłodem oazy, ale tamten koszmarny wieczór nie przestawał go prześladować.
Wstał, gdy usłyszał delikatne pukanie do drzwi, zadowolony, że coś odwróci jego uwagę.
– Proszę wejść.
Służący