.
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу - страница 17
– Proszę, weź ją – proponuję, ale on po nią nie sięga.
Zerka z powrotem na schody i kręci głową.
– Nie, będę miał kłopoty. Później Richard zabiera nas do McDonalda.
Nigdy wcześniej nie słyszałam tego imienia, ale nie muszę pytać, kto to jest. Nowy chłopak mamy, bez wątpienia. Cóż, szybko pogodziła się z utratą Johnny’ego. Na samą myśl o nim robi mi się niedobrze.
– Czy Richard jest dla ciebie miły? – pytam.
Bo jeśli nie, zabiorę brata ze sobą w tej chwili. Pieprzyć konsekwencje.
Kieren wzrusza ramionami.
– Jest w porządku, sam nie wiem. – Wtula twarz w zgięcie mojego ramienia. – Tęsknię za tobą, JoJo.
Mierzwię mu włosy.
– Ja za tobą też.
– Mogę zapytać, czy wolno ci wrócić… Wtedy znowu moglibyśmy być razem.
Serce mi się kraje, gdy mówię mu, że to niemożliwe. Próbuję wyjaśnić, że jestem teraz na studiach i muszę mieszkać z dala od domu, ale że będę odwiedzać go tak często, jak to możliwe.
– To nie fair! – protestuje. – Dlaczego mama cię nienawidzi?
– Bo twoja siostra jest paskudną, obrzydliwą kłamczuchą i nie zasługuje na to, żeby żyć.
Serce mi zamiera, gdy słyszę chropawy głos Liv. Ledwie dociera do mnie, co powiedziała, taka jestem oszołomiona, że stoi za nami i żadne z nas nie słyszało, jak schodzi z piętra. Ma na sobie długi, puszysty zielony szlafrok, poplamiony kosmetykami do makijażu, a włosy zawinęła w różowy ręcznik. Co ona właśnie powiedziała? Chyba coś o tym, że życzy mi śmierci.
Kieren puszcza mnie, ale nie rusza się z miejsca, sparaliżowany tak jak ja. Gdyby to ona otworzyła drzwi, byłabym przygotowana na konfrontację. Nie radzę sobie jednak dobrze, gdy ktoś mnie bierze z zaskoczenia.
– Wynoś się z mojego domu! – Liv niemal wypluwa te słowa.
– Właściwie to nie jestem w twoim domu. – To marna próba, ale nie pozwolę się zastraszyć.
Jak to możliwe, że łączą nas te same geny?
Liv pochyla się i łapie Kierena za ramię.
– Idź na górę, natychmiast.
On nie protestuje, tylko ucieka, nie oglądając się za siebie, a jego kroki dudnią na schodach. Widać, że się boi. Ale gdy dociera na podest, obraca się i przesyła mi buziaka, którego tylko ja mogę zobaczyć.
– Masz niezły tupet, żeby tutaj przychodzić – syczy Liv. – Wiesz, ile osób chciałoby zobaczyć, jak zostajesz powieszona, wybebeszona i poćwiartowana za to, co zrobiłaś?
– A co takiego zrobiłam, matko? – Pytam, chociaż wiem, że nie zauważy ironii, jaką nasyciłam to słowo. Dla mnie ona jest i zawsze była tylko Liv Carpenter.
– Naprawdę? Chcesz dalej udawać? Posyłasz niewinnego człowieka do więzienia i odchodzisz, jakby nic się nie wydarzyło! – Zbliża się do mnie, a jej oczy są zimne jak lód. – On ma myśli samobójcze, wiesz? A jeśli ze sobą skończy, to niech Bóg ci dopomoże, bo ludzie dokonają na tobie samosądu. On ma dużą rodzinę, mnóstwo przyjaciół. I wszyscy chcemy sprawiedliwości.
Ledwie powstrzymuję mdłości, żeby nie obrzygać popękanego progu jej domu.
Unoszę ręce.
– Nikogo tu nie ma, Liv. Nikt nie słucha. Więc czemu po prostu nie powiesz prawdy? Bo wiesz, co on zrobił. Widziałaś go, wiem, że widziałaś, więc daruj sobie ten fałsz. Jesteś równie winna jak on i to się kiedyś na tobie zemści.
Odwracam się szybko i odchodzę. Nie mogę dłużej na nią patrzeć.
Jej krzyki odprowadzają mnie, gdy idę ulicą.
– Nie pokazuj się tu więcej, ty brudna dziwko. Słyszysz mnie? Zdechnij w jakimś kącie, tylko na to zasługujesz.
Jakie to dziwne, że jej słowa potrafią ranić tak samo, a nawet bardziej niż to, co dotąd mi zrobiła.
***
Gdy wracam do domu, w mieszkaniu panuje cisza, ale to nie znaczy, że jestem sama. Alison zawsze zachowuje się przesadnie cicho, przemyka ukradkiem, niezauważona, dopóki nagle nie zobaczę jej, jak stoi i się na mnie gapi. Ciarki mnie od tego przechodzą.
Przeżyłam taki dzień, że ucieszyłabym się, gdyby była w domu; chcę uporządkować sprawy między nami i zmusić ją do słuchania. Musi poznać prawdę.
Ale ta taktyka nie sprawdziła się dzisiaj w przypadku Liv… Kiedy się nauczysz, że ludzie tacy jak ona i Alison słyszą tylko to, co chcą usłyszeć, a ty strzępisz sobie język, próbując ich przekonać, że masz rację?
Mogę zrobić tylko jedno, żeby nie upić się do nieprzytomności: przygotować się do jutrzejszych wykładów. Z samego rana mam zajęcia u Zacha i właśnie upływa termin oddania kolejnej pracy, więc muszę ją jeszcze raz przejrzeć.
Gdy wchodzę do swojego pokoju, wyczuwam zapach mdląco słodkich perfum Alison. Przesiąkło nim całe mieszkanie: łazienka, kuchnia, a teraz przesączył się nawet do mojej sypialni, jedynego miejsca, w którym mogłam się ukryć przed współlokatorką. A od incydentu z Aaronem Alison skrapia się tymi perfumami jeszcze obficiej, prawdopodobnie po to, żeby mnie zirytować.
Sadowię się przy biurku, odpalam laptopa i szukam pendrive’a. Zazwyczaj zostawiam go w szufladzie biurka, ale teraz go tam nie ma. Zapisałam na nim wszystkie prace pisemne i gdybym go zgubiła, to byłaby katastrofa. Czuję tylko lekki przypływ paniki – już mi się zdarzało, że znajdowałam go w kieszeni czy w torbie – ale po gorączkowych poszukiwaniach odkrywam, że nie ma po nim śladu.
Klnąc pod nosem, przeglądam pliki w komputerze. Na szczęście zapisuję kopie najważniejszych prac. Ale opowiadania dla Zacha tam nie ma. Przeszukuję twardy dysk i nie wyświetla się żaden plik z nazwą mojej pracy.
Jak mogłam być taka głupia? Szukam w pamięci i po chwili przypominam sobie, że ją zapisywałam. Mogłabym przysiąc. Pamiętam nawet, jak kopiowałam ją na pendrive’a, zastanawiałam się, czy Zach wyrazi się o niej równie pochlebnie jak o poprzedniej, i przekonywałam samą siebie, że w końcu zrozumie, że się co do mnie pomylił.
Przez kolejne pół godziny przewracam pokój do góry nogami, aż wygląda, jakby się do niego włamano, ale poszukiwania nie dają rezultatu.
Alison… to musi być jej sprawka. Próbuje mi dokuczyć w ten swój pasywno-agresywny sposób i zrobiła coś, co wie, że mnie zaboli. Pędzę do jej pokoju i walę w drzwi, wykrzykując jej imię, na wypadek gdyby się tam ukrywała. Ale odpowiada mi tylko cisza.
Łapię