Biblia dla moich parafian.Tom II. Dobra Nowina. ks. Marcel Debyser
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Biblia dla moich parafian.Tom II. Dobra Nowina - ks. Marcel Debyser страница 3
Prawdziwą nowością chrześcijaństwa jest odkrycie religii doskonale ludzkiej. Można tu przywołać Pascala, przypomnieć św. Bernarda, św. Jana od Krzyża, wszystkich wielkich świętych. Jeśli ich śpiewy ku chwale Boga były możliwe, to dlatego, że istnieje „gleba” Jezusa Chrystusa! Święci nie śpiewaliby w ten sposób, gdyby nasz Bóg nie stał się człowiekiem, gdyby do tego stopnia nie był godny podziwu i miłości, a wreszcie – gdyby Go nie spotkali.
Aby Go odkryć, trzeba Go spotkać i pozwolić Mu się zdobyć. Można bowiem latami żyć życiem chrześcijańskim i nie znać Jezusa. Już św. Tomasz mówił, że niczego nie przyjmuje się bez apetytu. Studiowanie Biblii ma na celu właśnie odnowienie naszego apetytu na Jezusa Chrystusa, abyśmy traktowali Jego Ewangelię jak, nie przymierzając, płytę z ulubioną muzyką. Niech nam śpiewa i się podoba!
Gdy Bóg nabierze osobowości, gdy Go odkryjemy, wówczas będziemy Go mogli kontemplować… Dzięki studiowaniu Biblii wszyscy powinniśmy umieć bez zastanowienia odpowiedzieć na pytanie, dlaczego jesteśmy chrześcijanami. Co nas uwiodło w Jezusie? Na pytanie Jezusa: „Dla ciebie Kim jestem? Dlaczego Mnie kochasz?”, każdy winien odpowiedzieć bez zwłoki. Jeśli bowiem musimy zastanawiać się, dlaczego kogoś kochamy, oznacza to, że jeszcze nie bardzo mocno go kochamy.
Ważne, by odkryć w Pismach to, co czyni Go naszym Przyjacielem… Już Pierwszy Testament pozwolił nam odkryć i „skosztować”, jak dobry jest Pan. Teraz nadszedł czas tego odkrycia w odniesieniu do Jezusa. Oczarowanie Nim dokonuje się przez rozważanie czułości Chrystusa wobec tych wszystkich, których On spotyka. Zwłaszcza św. Marek i św. Mateusz podają wiele przykładów cech charakteru i zachowań Jezusa wobec innych. Wobec dzieci (Jezus prosi, aby pozwolono dzieciom przychodzić do Niego. Nadaje znaczenie tym, których świat nie poważa. Jego porządek wartości jest inny. Poświęcić czas dziecku to dla Jezusa tak, jakby poświęcić go królowi. Powiedział: „Miejcie się na baczności wy, możni, silni, sprytni. Jeśli nie staniecie się jak to dziecko pośród nich, nie będzie dla was miejsca w królestwie Bożym!”. Świętego Piotra pouczył: „Jeśli nie będziesz jak to dziecko, nie wejdziesz!”). Wobec ubogich (ubodzy w cnoty, w pieniądze… wszyscy ubodzy. Miłość Jezusa do ubogich… Kto kocha ubogich, ten ma w sobie niezwykłą głębię. Zauważmy surowość Jezusa wobec bogatych, wobec pewnych siebie, jak ów gruby, bogaty pan na jednej z planet w Małym Księciu). Wobec grzeszników i chorych (piękne jest, gdy ten, kto zajmuje się chorymi, patrzy na nich, spędza z nimi czas). Wobec apostołów (niewyczerpana jest dobroć i czułość Jezusa wobec Dwunastu, co obrazuje choćby historia Jezusa i św. Piotra, począwszy od pierwszego dnia, gdy teściowa Piotra wpadła w gniew, bo ten poszedł za Janem, poprzez słowa: „Umrzyjmy razem z Nim!”, jego zaparcie się: „Ja? Nie znam tego człowieka. Nigdy go nie widziałem. Nigdy, nigdy, nigdy!”, aż po: „Panie, Ty wiesz wszystko, Ty wiesz, że Cię kocham” oraz darowaną mu moc uzdrawiania chorych. Historię św. Piotra i Jezusa trzeba odczytać ponownie i w całości…). Wobec kobiet (Maria Magdalena, Samarytanka… Jeśli chcemy uświadomić sobie, że nasz Bóg jest naprawdę człowiekiem, to właśnie dzięki niezwykłemu dialogowi między Jezusem a Samarytanką). Wobec tłumów (tłumy ze sceny błogosławieństw, z rozmnożenia chlebów, tłumy, które witały Go w Niedzielę Palmową, a także już na innej drodze, w pamiętny piątek… Tłumy i Jezus… Jezus, który przemawia do tłumów… Jezus jako trybun, który porusza tłumy! Cuda, których dokonuje wobec tłumów… Jezus naprawdę jest Kimś, kto ma uprzywilejowaną relację z ludźmi).
Jezus nie przyszedł, by uczynić z nas porządnych dewotów, bigotów, lecz ludzi świętych, którzy umieją żyć. Najpiękniejszym wyrazem człowieczeństwa Jezusa jest to, że daje nam życie w obfitości, czyniąc nas solidarnymi z Nim samym. Celem Jego przyjścia jest to, byśmy mieli życie i byśmy je mieli w obfitości. On trudził się w tym właśnie celu: „Przyszedłem, abyście mieli życie!”. Mówi to na wiele sposobów: „Ja jestem winnicą”, „Ja jestem chlebem”. Podczas lektury słynnego szóstego rozdziału myślimy zawsze o Eucharystii. I słusznie. Tymczasem uwaga… Gdy Jezus w szóstym rozdziale Ewangelii św. Jana mówi: „Jestem dobry jak chleb, jestem jak chleb życia, Ja jestem chlebem życia”, wskazuje nie tylko na sakrament Eucharystii, ale także chce nam przez to powiedzieć: „Jestem żyjący”. Takie jest zresztą Jego imię w Apokalipsie. Bo kontakt z Nim nas ożywia, czyni z każdego z nas istotę żywą, osobę szczęśliwą, że żyje. Gdyby nasz Bóg był starym, pomarszczonym mnichem, który prawiłby nam: „Musicie wykonywać ćwiczenia pobożnościowe, odprawiać wasze praktyki religijne”… cóż, nie byłby naszym Bogiem! Gdy On przychodzi z całym swoim porywem życia, wolą życia, choćby nawet prowadząc nas przez wyrzeczenie i śmierć (bo i taka jest nieraz cena), wiemy przynajmniej, że celem jest życie.
Takiego Chrystusa trzeba przepowiadać! O takiego prosić! A nie prosimy, ponieważ nie ośmielamy się… ponieważ Go nie poznaliśmy… ponieważ nie zostaliśmy zdobyci, pochwyceni… Ponieważ nie odkryliśmy jeszcze Ewangelii.
„Już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus”
Słowa te mogą nagle nabrać niezwykłego blasku: nie jestem już sobą samym, to On mnie pochwycił, zawładnął mną i żyje we mnie. Mam Jego szaleństwo, Jego życie jest we mnie. Nie jestem już sobą. Tak brzmią słowa miłości.
Człowiek, który spotkał Chrystusa, jest chrześcijaninem przez przyłączenie do Niego. Pozostaje on nie tylko w związku z Chrystusem, lecz także w przyjaźni z Nim. Całe życie religijne wierzącego zostaje określone na nowo w kategoriach przyjaźni jako utożsamienie, stopniowe zjednoczenie z Bogiem-człowiekiem. Wierzący staje się Nim samym, bowiem Bóg sam stał się człowiekiem. Święty Leon powiedział: „Uczynił się człowiekiem, aby człowiek stał się Bogiem”. Chrześcijanin osiąga szczęście upragnione przez Sokratesa, który mówił: „Poznaj samego siebie”. Chrześcijanin zna samego siebie: jest człowiekiem-Bogiem. Chrześcijanin jest człowiekiem-Bogiem, ponieważ jest przyłączony do Boga-człowieka.
Rozwój chrześcijanina, człowieka, który spotkał Jezusa Chrystusa, zależy od pokarmu jego wiary, od jego miłości. Tego pokarmu dostarcza lektura Nowego Testamentu. Jeśli człowiek ten będzie karmić swoją wiarę, będzie też wzrastał, rósł aż po pełny wzrost Chrystusa, jak mówi św. Paweł, aby człowieczeństwo ostatecznie rozkwitło, stając się w pełni „człowieczeństwem-bóstwem”, przebóstwionym człowieczeństwem.
Wola Boga, abyśmy mieli życie w obfitości, jest uwolnieniem nas od fałszywej sprzeczności między życiem doczesnym a życiem duchowym. Aby być dobrym chrześcijaninem, nie trzeba żyć połowicznie. To nieprawda, że, jak mówił niegdyś Nietzsche, chrześcijanie są ofiarami alienacji, życiowymi nieudacznikami, którzy niczego już nie oczekują od życia ziemskiego, a zwracają swe oczy jedynie ku niebu! Jezus – patronem nieudaczników, pozyskiwaczem niepełnosprawnych duchowo? Cóż za pomysł… Jezus jest radością i pasją życia! Przyjaciele Jezusa mieliby być nieudacznikami, życiowymi karłami? Skądże znowu… Oni są prawdziwymi ludźmi, którzy niczego się nie boją, nawet śmierci. Dopóki boimy się śmierci, dopóty nie zrobimy niczego wielkiego. Trzeba ryzykować śmiercią, aby dokonać jakiejś wielkiej rzeczy w życiu. Jean Mermoz nie przeszedłby Andów, gdyby nie ryzykował śmiercią. Chrześcijaninem jest ten, kto przechodzi przez Andy cierpienia, zniechęcenia, zwątpienia, kto przechodzi przez Andy mizantropii, choroby, rozpaczy… To ktoś, kto odnajduje siebie samego po drugiej stronie, w świetle rodzącego się Jezusa Chrystusa!
Chrystus to nadzieja ostatecznej odnowy, stałość w budowaniu