Czerwony świt. Jędrzej Pasierski
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Czerwony świt - Jędrzej Pasierski страница 13
Na rogu z ulicą Kępną, przy której mieszkał, Borewicz zapalił kolejnego papierosa. Dwadzieścia metrów przed nim, pomimo zakazu postoju, zaparkował samochód. Wysiadła z niego kobieta w płaszczu i przebiegła przez jezdnię. Borewicz przystanął, wpatrując się w nią ze zdziwieniem: była bardzo podobna do policjantki, która przesłuchiwała ich dzisiaj rano.
7
Po intensywnym słońcu nie zostało już śladu, kiedy Warwiłow dojeżdżała do siedziby praskiej prokuratury, położonej w dość nieładnej części ulicy Jagiellońskiej. Przewidywała, że Stassberg będzie zły, bo zatrzymała go w pracy. Chociaż to ona miałaby prawo do złości. Sprawa śmierci Sary Kosowskiej była priorytetowa, a prokurator ulotnił się rano z miejsca zdarzenia, jakby chodziło o kradzież gazety ze stoiska.
Zaparkowała samochód i weszła do dwupiętrowego budynku w kolorze wyblakłej zieleni. W środku szybko pokonała dwa piętra, weszła do gabinetu Stassberga bez pukania i od razu zobaczyła, że jest już spakowany do domu. Komputer miał wyłączony, papiery – jak co dzień po zakończeniu pracy – uporządkowane i wbijał w nią te swoje stalowobłękitne oczy.
Tak jak wtedy, gdy się poznali, nie potrafiła go rozczytać. Po chwili ułatwił jej jednak zadanie, wymownie spoglądając na sportowy zegarek na nadgarstku.
– Zatrzymujesz urzędnika po pracy – oznajmił.
– Też jestem urzędniczką – mruknęła, siadając naprzeciwko.
– Gwoli ścisłości to nie… – zaczął, ale nie miała czasu i cierpliwości, więc weszła mu w słowo:
– Nie pytasz, jak rezultaty śledztwa?
– A są już jakieś? – odbił piłeczkę, lekko naburmuszony.
– Nie obawiasz się pytań? – drążyła, a po chwili zrozumiała i sama sobie odpowiedziała: – Nie chcesz, żeby cię pytali, właśnie dlatego utrzymujesz dystans do sprawy.
Wyszczerzył się bezczelnie, ale to chyba było lepsze niż obraza.
– Czyżbyś mnie rozgryzła?
Prawda była jednak taka, że znowu, tak jak dwa i pół roku wcześniej, kompletnie nie umiała tego dokonać. Nawet dwuletni związek, połączony ze wspólnym mieszkaniem, zwieńczony nieudaną próbą zaręczyn, nie pomógł jej w odkryciu, jakim człowiekiem jest Maciej Stassberg.
– Jednym słowem, masz to gdzieś – powiedziała.
– Nieprawda.
– Albo masz coś innego na oku? – odgadła.
– Może – odparł. – Choć nie nazwałbym tego innym.
– Wyżej.
– Nie zaprzeczę.
– I nie chcesz sobie nasmrodzić porażką. – Pokiwała głową. – Okej, wystarczy. W każdym razie potrzebuję twojej pomocy.
– To znaczy?
– Myślę, że mamy pierwszego podejrzanego. Ta dziewczyna, która zwiała nad ranem z mieszkania Kosowskiej.
– Jaka dziewczyna? Rano widziałem tylko taką krótko ostrzyżoną.
– Karolinę Moskal. Trzeba było nie uciekać z miejsca zbrodni tak szybko, panie prokuratorze. W trakcie przesłuchania świadków okazało się, że na after party pojawił się jeszcze jeden gość. Dziewczyna bez imienia. To znaczy teraz już wiemy, że nazywa się Marta Jesionek.
– I co? Wyszła sobie tak po prostu?
– Tak. I nasza czwórka najbliższych przyjaciół nie wie kiedy – podniosła głos, widząc, że Stassberg chce coś wtrącić. – Ta Jesionek poznała ich nad ranem. I Lutyński zaproponował, żeby dołączyła do grupy, aby imprezować podczas zaćmienia słońca. A kiedy weszli do mieszkania, zrobiło się małe zamieszanie. Sara Kosowska, jej brat i Karolina Moskal wyszli na taras, a Lutyński z Borewiczem pozostali w kuchni, przyrządzając kawę mrożoną.
– Równouprawnienie – skomentował.
Spojrzała na niego uważnie. Maciej całe życie był rasowym, wręcz znerwicowanym sztywniakiem, a teraz, w obliczu trudnej sprawy, zmienił się w luzaka. Szkoda, że nie mógł taki być w życiu prywatnym. Gdyby przynajmniej jedno z nich było mniej spięte, ich związek miałby większe szanse. W ogóle jej się nie podobał ten nowy Stassberg i nie przewidywała, że długo się utrzyma. A gdzieś z tyłu głowy miała nadzieję, że w ten nastrój wprawił go obiecany awans, a nie sukcesy w życiu prywatnym. Na to było dla niej jeszcze za wcześnie.
– Podobno Lutyński specjalizował się w robieniu frappé – powiedziała. – A Borewicz chciał mu pomóc.
– Gdzie przebywała wtedy Marta Jesionek?
– No właśnie nie wiemy.
– A czy to ma znaczenie? Nawet nie wiadomo, czy to ta kawa, może narkotyki…
– Kawa – powiedziała Warwiłow z naciskiem. – W laboratorium mówią, że coś tam jest, i zjem własną odznakę, jeśli znalazło się tam przypadkiem.
– Dobra, Nina. Ale nawet jeśli okaże się, że frappé była zatruta, to tylko Borewicz z Lutyńskim mieli do niej dostęp.
– W tym problem, Maciek. Oni opuścili mieszkanie w trakcie przyrządzania kawy, wyszli do sklepu po lód. I widziałeś ten apartament, jest gigantyczny. Jesionek nie było na tarasie według zeznań Kosowskiego i Moskal. Mogła zniknąć w którymś pokoju, a wyjść z niego, kiedy Borewicz z Lutyńskim opuścili mieszkanie, i zrobić z tą kawą to, co chciała. Przypuszczam, że wszyscy robili sporo hałasu. Poza tym ta dziewczyna zwiała. Dlaczego?
– Może dlatego, że znaleziono trupa.
– Maciek, chyba nie słuchasz mnie zbyt uważnie – zirytowała się.
– Jak ty się do mnie odnosisz? – zapytał, jeszcze niby rozbawiony.
– Jak do głuchego z wyboru. Posłuchaj, ostatni raz wszyscy widzieli tę Jesionek, kiedy dzielili się na grupy. I nie było jej przy znalezieniu zwłok, co oznacza, że nie widziała martwej Sary Kosowskiej. A jednak w którymś momencie uciekła z mieszkania. Dlaczego?
Stassberg poczerwieniał, ale cieszyła się, że w końcu udało jej się go poruszyć, nawet jeśli musiała w tym celu uderzyć w jego ego. Lubił perorować, że ego jest przekleństwem człowieka, a sam miał zbyt silną relację z samym sobą. Czekała, aż coś powie.
– Nina, czyli nie ma pewności, że w kawie…