Czerwony świt. Jędrzej Pasierski

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Czerwony świt - Jędrzej Pasierski страница 13

Czerwony świt - Jędrzej Pasierski Ze Strachem

Скачать книгу

Lubił te wieczorne spacery, tu było najwięcej życia w mieście – i życie na Pradze-Północ kryło w sobie gotowe scenariusze. Tylko z przypadków sąsiadów z własnej klatki schodowej mógłby utkać coś przyzwoitego, choć bardziej w duchu Domu złego niż Na wspólnej. I nawet gdyby było go kiedyś stać, nie wyniósłby się z Pragi.

      Na rogu z ulicą Kępną, przy której mieszkał, Borewicz zapalił kolejnego papierosa. Dwadzieścia metrów przed nim, pomimo zakazu postoju, zaparkował samochód. Wysiadła z niego kobieta w płaszczu i przebiegła przez jezdnię. Borewicz przystanął, wpatrując się w nią ze zdziwieniem: była bardzo podobna do policjantki, która przesłuchiwała ich dzisiaj rano.

      7

      Po intensywnym słońcu nie zostało już śladu, kiedy Warwiłow dojeżdżała do siedziby praskiej prokuratury, położonej w dość nieładnej części ulicy Jagiellońskiej. Przewidywała, że Stassberg będzie zły, bo zatrzymała go w pracy. Chociaż to ona miałaby prawo do złości. Sprawa śmierci Sary Kosowskiej była priorytetowa, a prokurator ulotnił się rano z miejsca zdarzenia, jakby chodziło o kradzież gazety ze stoiska.

      Zaparkowała samochód i weszła do dwupiętrowego budynku w kolorze wyblakłej zieleni. W środku szybko pokonała dwa piętra, weszła do gabinetu Stassberga bez pukania i od razu zobaczyła, że jest już spakowany do domu. Komputer miał wyłączony, papiery – jak co dzień po zakończeniu pracy – uporządkowane i wbijał w nią te swoje stalowobłękitne oczy.

      Tak jak wtedy, gdy się poznali, nie potrafiła go rozczytać. Po chwili ułatwił jej jednak zadanie, wymownie spoglądając na sportowy zegarek na nadgarstku.

      – Zatrzymujesz urzędnika po pracy – oznajmił.

      – Też jestem urzędniczką – mruknęła, siadając naprzeciwko.

      – Gwoli ścisłości to nie… – zaczął, ale nie miała czasu i cierpliwości, więc weszła mu w słowo:

      – Nie pytasz, jak rezultaty śledztwa?

      – A są już jakieś? – odbił piłeczkę, lekko naburmuszony.

      – Nie obawiasz się pytań? – drążyła, a po chwili zrozumiała i sama sobie odpowiedziała: – Nie chcesz, żeby cię pytali, właśnie dlatego utrzymujesz dystans do sprawy.

      Wyszczerzył się bezczelnie, ale to chyba było lepsze niż obraza.

      – Czyżbyś mnie rozgryzła?

      Prawda była jednak taka, że znowu, tak jak dwa i pół roku wcześniej, kompletnie nie umiała tego dokonać. Nawet dwuletni związek, połączony ze wspólnym mieszkaniem, zwieńczony nieudaną próbą zaręczyn, nie pomógł jej w odkryciu, jakim człowiekiem jest Maciej Stassberg.

      – Jednym słowem, masz to gdzieś – powiedziała.

      – Nieprawda.

      – Albo masz coś innego na oku? – odgadła.

      – Może – odparł. – Choć nie nazwałbym tego innym.

      – Wyżej.

      – Nie zaprzeczę.

      – I nie chcesz sobie nasmrodzić porażką. – Pokiwała głową. – Okej, wystarczy. W każdym razie potrzebuję twojej pomocy.

      – To znaczy?

      – Myślę, że mamy pierwszego podejrzanego. Ta dziewczyna, która zwiała nad ranem z mieszkania Kosowskiej.

      – Jaka dziewczyna? Rano widziałem tylko taką krótko ostrzyżoną.

      – Karolinę Moskal. Trzeba było nie uciekać z miejsca zbrodni tak szybko, panie prokuratorze. W trakcie przesłuchania świadków okazało się, że na after party pojawił się jeszcze jeden gość. Dziewczyna bez imienia. To znaczy teraz już wiemy, że nazywa się Marta Jesionek.

      – I co? Wyszła sobie tak po prostu?

      – Tak. I nasza czwórka najbliższych przyjaciół nie wie kiedy – podniosła głos, widząc, że Stassberg chce coś wtrącić. – Ta Jesionek poznała ich nad ranem. I Lutyński zaproponował, żeby dołączyła do grupy, aby imprezować podczas zaćmienia słońca. A kiedy weszli do mieszkania, zrobiło się małe zamieszanie. Sara Kosowska, jej brat i Karolina Moskal wyszli na taras, a Lutyński z Borewiczem pozostali w kuchni, przyrządzając kawę mrożoną.

      – Równouprawnienie – skomentował.

      Spojrzała na niego uważnie. Maciej całe życie był rasowym, wręcz znerwicowanym sztywniakiem, a teraz, w obliczu trudnej sprawy, zmienił się w luzaka. Szkoda, że nie mógł taki być w życiu prywatnym. Gdyby przynajmniej jedno z nich było mniej spięte, ich związek miałby większe szanse. W ogóle jej się nie podobał ten nowy Stassberg i nie przewidywała, że długo się utrzyma. A gdzieś z tyłu głowy miała nadzieję, że w ten nastrój wprawił go obiecany awans, a nie sukcesy w życiu prywatnym. Na to było dla niej jeszcze za wcześnie.

      – Podobno Lutyński specjalizował się w robieniu frappé – powiedziała. – A Borewicz chciał mu pomóc.

      – Gdzie przebywała wtedy Marta Jesionek?

      – No właśnie nie wiemy.

      – A czy to ma znaczenie? Nawet nie wiadomo, czy to ta kawa, może narkotyki…

      – Kawa – powiedziała Warwiłow z naciskiem. – W laboratorium mówią, że coś tam jest, i zjem własną odznakę, jeśli znalazło się tam przypadkiem.

      – Dobra, Nina. Ale nawet jeśli okaże się, że frappé była zatruta, to tylko Borewicz z Lutyńskim mieli do niej dostęp.

      – W tym problem, Maciek. Oni opuścili mieszkanie w trakcie przyrządzania kawy, wyszli do sklepu po lód. I widziałeś ten apartament, jest gigantyczny. Jesionek nie było na tarasie według zeznań Kosowskiego i Moskal. Mogła zniknąć w którymś pokoju, a wyjść z niego, kiedy Borewicz z Lutyńskim opuścili mieszkanie, i zrobić z tą kawą to, co chciała. Przypuszczam, że wszyscy robili sporo hałasu. Poza tym ta dziewczyna zwiała. Dlaczego?

      – Może dlatego, że znaleziono trupa.

      – Maciek, chyba nie słuchasz mnie zbyt uważnie – zirytowała się.

      – Jak ty się do mnie odnosisz? – zapytał, jeszcze niby rozbawiony.

      – Jak do głuchego z wyboru. Posłuchaj, ostatni raz wszyscy widzieli tę Jesionek, kiedy dzielili się na grupy. I nie było jej przy znalezieniu zwłok, co oznacza, że nie widziała martwej Sary Kosowskiej. A jednak w którymś momencie uciekła z mieszkania. Dlaczego?

      Stassberg poczerwieniał, ale cieszyła się, że w końcu udało jej się go poruszyć, nawet jeśli musiała w tym celu uderzyć w jego ego. Lubił perorować, że ego jest przekleństwem człowieka, a sam miał zbyt silną relację z samym sobą. Czekała, aż coś powie.

      – Nina, czyli nie ma pewności, że w kawie…

      –

Скачать книгу