Czerwony świt. Jędrzej Pasierski
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Czerwony świt - Jędrzej Pasierski страница 14
– Jeśli to ta Marta Jesionek, to imponująco szybko wykorzystała przychylne okoliczności. Nie mówiąc o tym, że musiała być przygotowana – zauważył Stassberg. – Ale zostawmy to na razie i przejdźmy do motywu.
Przełknęła ślinę.
– W tym momencie mamy zbrodnię nienawiści.
– W statystykach to rzadkość. – Stassberg się skrzywił.
– Ale się zdarza i przecież powiedziałam, że teraz. Może odkryjemy coś więcej. I potwierdziliśmy to u rodziców Jesionek. Dziewczyna była aspołeczna, z rysem socjopatycznym. Rosło w niej poczucie, że innym wiedzie się lepiej. Bez powodzenia próbowała swoich sił w aktorstwie. A Sara Kosowska, sam wiesz. Jak każda gwiazda była aktywna i popularna w mediach i na portalach społecznościowych. Autokreacja na całego, piękne życie, rano na Seszelach, wieczorem na Bali. U jednych to wzbudza podziw, u innych złość i…
– Nina – przerwał jej. – Mam do ciebie zaufanie jako do śledczej. I wiem, że rozwiążesz tę sprawę, jeśli pozwolimy ci działać. Więc pytanie jest proste: czego ode mnie potrzebujesz?
Wpatrywała się w niego chwilę, zanim odpowiedziała:
– Potrzebuję wystawienia listu gończego za Martą Jesionek.
Pokiwał głową. Wyglądał, jakby chciał zadać jakieś pytanie.
– Tak, jestem pewna – powiedziała szybko.
– Muszę postawić jej zarzuty.
– Tak.
– Złożyć wniosek o tymczasowe aresztowanie.
– Więc zrób to. Nie ma czasu.
Zamilkł i odetchnął.
– Czy to wszystko?
– A mało ci? Maciek, to trzeba zrobić jeszcze dzisiaj.
– Nie masz nawet wyników badań toksykologicznych.
– A prasa zaczęła trąbić o szóstej uczestniczce przyjęcia i dziewczyna może już być za granicą.
– Muszę podzwonić. I zająć czas kilku osób.
– Poczekam. Mój dzień się jeszcze nie skończył. – Nie wiedziała, jak prorocze okażą się te słowa.
Stassberg biurokratyzował, a Warwiłow wykorzystała okazję, żeby odrobinę odpocząć. Usiadła na krześle i powoli odpłynęła, w zasadzie parę minut wolnego wystarczało, żeby zaczynała śnić. Po chwili, razem ze Stassbergiem, który był w tym śnie pijany, przeszukiwała szafkę w mieszkaniu swojego ojca, Aleksandra Siergiejewicza. Stassberg coś do niej mówił, ale bełkotał i nie mogła go zrozumieć.
– Nina, kurde bele, obudź się.
Otworzyła oczy. Maciek nie wyglądał na zadowolonego.
– Zrobione, teraz pora na sąd – stwierdził. – Nie przyśpieszysz tego, ale będziesz to miała. Więc może pojedź już do domu. Kiedy ostatnio przespałaś całe osiem godzin?
– Nigdy nie spałam ośmiu godzin – burknęła.
– Może powinnaś spróbować. Na przykład w niedzielę.
– To oznacza, że zajmiesz się Milą od rana?
– Tak – powiedział.
– Czyli…
– Od dziesiątej.
Skrzywiła się.
– Ale wrócimy dopiero po południu – dodał szybko. – Cały dzień będziesz mogła odpoczywać.
– Dobra. Ale to, że mam wolne, przekaż jeszcze Białkowi.
– Co z nim?
– A co ma być? – zapytała. – Na maksa chce się wykazać. Wszyscy szepczą, że nie powinien mieć tej pozycji, więc chce udowodnić, że na nią zasłużył. Myśli, że jeśli szybko nie rozwiąże sprawy Kosowskiej, to zbierze baty.
– A jak jest naprawdę?
– Prawda jest taka, że muszę pracować w weekend. W idealnym świecie Białka dostarczam mu mordercę do niedzieli, a ty w poniedziałek przygotowujesz piękny i klarowny akt oskarżenia.
– To się okaże.
– Co ty nie powiesz?
Zamilkł, przetrawiając jej ironię, i szarpnął ramieniem w marynarce, co nieco ją uspokoiło. Wróciła na stare terytorium, Stassberg luzak wprowadzał w niej niepokój. Wyglądał, jakby zamierzał coś powiedzieć, zamiast tego odetchnął i odchylił się na krześle. Przeczuła, że Maciek chce zmoderować tę dyskusję.
– Prawdę mówiąc, mam gdzieś Sarę Kosowską, ale interesuje mnie Nina Warwiłow, która jest najlepszym śledczym na Pradze-Północ i właśnie dlatego musi zapieprzać w weekendy. Do szpitala też pewnie cały czas kursujesz? Nina…
– Maciek, pogadajmy w niedzielę.
– Martwię się o ciebie.
Na język cisnęły jej się wyłącznie złośliwe komentarze, choć przecież Stassberg chciał dobrze. Co z nią było nie tak? A źródło irytacji stanowił właśnie ten bałagan, w który brnęli. Kompletne pomieszanie wątków prywatnych i zawodowych w relacjach z praskim prokuratorem. I może to dlatego odradzano jej romanse w branży i krzywo na nie patrzono, bajzel się od tego robił większy niż dzisiaj na praskiej komendzie. Na szczęście nie zdążyła jakoś skomentować słów prokuratora, bo zadzwonił Chodkowski. Wahała się przez chwilę.
– Odbierz – powiedział Stassberg.
Przesunęła zieloną słuchawkę na ekranie.
– Nie teraz, Karol – powiedziała. – Za chwi…
– Mamy ją – oznajmił starszy aspirant.
– Kogo? – Przez chwilę nie rozumiała.
– No, Martę Jesionek. Ponoć przeczytała w internecie, że poszukujemy szóstej osoby w mieszkaniu. Dziewczyna skontaktowała się z dyżurnym i podała mu adres. Gdzie jesteś?
– W prokuraturze.
– Będę pod budynkiem za dziesięć minut.
– Poczekaj… gdzie jedziemy?
– Na