Nocą drony są szczególnie głośne. Wolfgang Bauer

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Nocą drony są szczególnie głośne - Wolfgang Bauer страница 3

Nocą drony są szczególnie głośne - Wolfgang Bauer Reportaż

Скачать книгу

w czteropiętrowym bloku, w pomieszczeniu przypominającym jaskinię spotkaliśmy chłopaka, może szesnastoletniego. To arabski bojownik, przymusowo zwerbowany przez Kurdów do walki z IS. Należał do małej grupy milicjantów, którzy omal nie zginęli poprzedniej nocy. Noc należy do IS, dzień do jego przeciwników. Zaczynało się zmierzchać. Zatrzymaliśmy się tylko na chwilę, więc niewiele o nim wiem. Nie wiem nawet, czy jeszcze żyje. Ale nigdy nie zapomnę strachu w jego oczach. W tamtej chwili był to także mój strach.

      Afganistan, 2012. Fot. Antonia Zennaro / Zeitenspiegel

      Obietnica

      Afganistan, 2011/2012

      Nawet o tym nie myśl – powiedział starszy brat do Rafiego, gdy ten zdradził mu swój plan.

      – Marzyciel z ciebie – dorzucił wuj, przysłuchując się jednym uchem. „Zwariowany plan małego dziecka”, pomyślał przy tym.

      Matka długo patrzyła mu w oczy. Siedemnastoletni Rafi był jej najmłodszym synem.

      – Chłopcze, sprowadzisz na nas wszystkich nieszczęście.

      Dzień, gdy świat w Jabreel na przedmieściach Heratu w Afganistanie wyłamuje się z ustalonego porządku, to 6 lipca 2011, środa. Tego dnia Rafi Mohammed i Halima Mohammedi postanawiają zrealizować swój plan. Jest dość prosty i początkowo wydaje się możliwy do wykonania.

      Siedemnastoletnia Halima, której rodzina nie zgadza się na związek z Rafim, po południu wymyka się z domu starszej siostry z ukradzioną jej komórką. Na ulicy czeka na chłopaka, o umówionej porze ma podjechać samochodem. Ale Rafi się spóźnia. Utknął w korku. Halima dzwoni do niego zdenerwowana, boi się, że wkrótce siostra odkryje jej nieobecność. Mówi o wiele za głośno, więc jej słowa docierają do ludzi wokół. To przede wszystkim młodzi rikszarze czekający na klientów. Słyszą, że dziewczyna z Jabreel chce uciec z chłopakiem, na dodatek z chłopakiem z innej dzielnicy.

      Gdy Rafi wreszcie nadjeżdża, a Halima wsiada, nagle pół tuzina riksz blokuje drogę. Setki podnieconych ludzi otaczają samochód. Ręce sięgają do środka toyoty, szarpią Rafiego, drapią do krwi, chłopak się broni, ale coraz więcej rąk wpycha się do auta. Wyciągają go prosto w uliczny kurz. Jego uszy wypełniają się ciepłą krwią, słyszy okrzyki: „Powiesić ich! Zabić!”. Spada na niego grad uderzeń, kopniaków w brzuch, w żebra, w głowę. Ma złamany nos, oczy mu puchną, chłopak wije się, krzyczy. Tłum napastników blokuje skrzyżowanie. „Zabiliby ich” – powie później komendant policji w Jabreel. To jego ludzie wyrywają w końcu młodych z rąk motłochu.

      Rafi i Halima szybko zostają przewiezieni na posterunek. Ale wściekły tłum nie daje za wygraną. Ściana ciał napiera na metalową bramę komisariatu. W ciągu kilku minut sytuacja wymyka się spod kontroli. Na ulicach padają strzały. Do demonstrantów dołączają przebywający na urlopach żołnierze armii afgańskiej, obrzucają posterunek granatami. Policjanci, którzy zabarykadowali się w budynku, walczą już nie tylko o życie nieszczęśliwej pary, lecz także o swoje. Gdy sytuacja jest opanowana, a Halima i Rafi są uratowani, okazuje się, że policjanci nieumyślnie zastrzelili dziewiętnastoletniego ucznia. Aresztowano dziesiątki ludzi, liczni odnieśli rany. Z ulic Jabreel unoszą się słupy dymu.

      Poprzedniego wieczoru Halima pyta chłopaka przez telefon:

      – Co się z nami stanie?

      – Wszystko będzie dobrze. Kiedyś nam wybaczą – odpowiada Rafi.

      Przygotowywali się do ucieczki prawie dwa lata, omawiali ją w długich nocnych rozmowach telefonicznych, śmiali się, płakali, dyskutowali różne warianty. Oboje mają po siedemnaście lat, on jest Tadżykiem, a więc sunnitą, ona Hazarką, szyitką. Należą do dwóch ludów zwaśnionych od dziesięcioleci. Ale odkryli coś, co odróżnia ich od niemal wszystkich krewnych, coś, czego większość Afgańczyków nigdy nie znała, a wielu obawia się jak klątwy. Miłość.

      W Afganistanie nastąpił gwałtowny przełom w życiu codziennym. Coraz częściej stare wartości przestają obowiązywać. Dzięki telefonom komórkowym każdy jest dla każdego osiągalny, ponad murami z gliny. Ludzie oglądają indyjskie filmy, niesłychane sceny, w których inni ludzie całują się i czule dotykają. Dziesiątki tysięcy kobiet i mężczyzn spotykają się na uniwersytetach i w fabrykach na obrzeżach miast. Poznają się osoby, które dawniej nigdy nie mogłyby się poznać. Część młodzieży na nowo definiuje pojęcie szczęścia. Sami chcą wybierać przyszłych małżonków, zawód czy choćby sposób układania włosów.

      Inni młodzi kurczowo trzymają się starych zwyczajów, za pomocą słów, kijów, noży i broni palnej strzegą tradycji.

      – Jesteśmy świadkami szokującego wzrostu przemocy – skarży się Suraya Subhrang, rzeczniczka Afgańskiej Niezależnej Komisji Praw Człowieka.

      W Afganistanie trwa wojna, ale nie tylko ta, o której wie cały świat, przeciw talibom. Druga, cicha wojna toczy się w rodzinach. Fronty przebiegają przez życie prywatne i rzadko są zauważane. Ta wojna dopiero się zaczęła. Nie widać jej końca.

      – Nie posłuchałeś mnie – mówi brat Rafiego. Siedzą ze zwieszonymi ramionami na betonowym podwórzu więzienia w Heracie. Rafi unika jego wzroku. Patrzy w niebo nad murem, za samolotami NATO ciągną się smugi kondensacyjne. – Matka płacze co noc. Złości się na młodsze siostry za najdrobniejsze przewinienia.

      Plan, który miał dać Rafiemu i Halimie wolność, zaprowadził ich za mury poprawczaka. Jest koniec października. Od chwili, gdy para została zatrzymana przez motłoch w Jabreel, upłynęły cztery miesiące. Ci sami policjanci, którzy wówczas ich uratowali, przyprowadzili ich tu w kajdankach i łańcuchach na nogach. „Złamaliście prawo” – powiedziano im. Zostali skazani z paragrafu 29 kodeksu karnego za „próbę podjęcia współżycia przedmałżeńskiego”. Od tamtego czasu mieszkają w tym samym budynku, lecz w różnych skrzydłach, dzielą ich tylko ściany. Nie widzieli się od aresztowania.

      Poprzedniego dnia sąd apelacyjny w Heracie wydłużył karę więzienia dla obojga z sześciu miesięcy do roku. Przestępstwo jest wyjątkowo ciężkie, ponieważ sprawcy spotykali się potajemnie przez dwa lata.

      – Myślisz, że ona już wie? – pyta Rafi brata. – Boję się, jak zareaguje.

      – Najlepiej byłoby, gdybym umarła – szepce Halima. Siedzi pięćdziesiąt metrów od Rafiego, w skrzydle dla dziewcząt. Patrzy na czubki palców, ręce złożyła na kolanach. O wyroku dowiedziała się rano. – Mówią, że jesteśmy przestępcami. Ale nie jesteśmy.

      W korytarzu za jej plecami rozbrzmiewają krzyki innych dziewcząt. Jest ich tu trzydzieści cztery. Wciąż wybuchają kłótnie. Stłoczone na małej przestrzeni, młode kobiety ciągną się za włosy, piszczą, biją się po twarzach, szamocą ze strażniczkami. Strażniczki wyzywają je od kurew. Większość osadzonych popełniła podobne przestępstwo. Zakochały się w niewłaściwych chłopakach.

      Jest tu piętnastolatka zmuszona do małżeństwa z pięćdziesięciolatkiem, która potem zadurzyła się w równolatku. Inną ojciec przyłapał na wymianie esemesów z kolegą. Co wystarczyło sędziom, by skazać ją na rok. Chłopcy, z którymi

Скачать книгу