Lis. Dubravka Ugrešić
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Lis - Dubravka Ugrešić страница 14
– Nigdy nie wiemy, jakie relacje albo sytuacje mają w sobie potencjalną moc, by nas zniewolić. Są takie chwile, w których może nam się przytrafić, że się pośliźniemy i odlecimy w innym kierunku, tam gdzie nie zamierzaliśmy. Takie sytuacje albo relacje mogą być decydujące dla mnie, ale nie dla pani. Lewin miał doskonałą intuicję, pewnie tylko mizantropi taką mają. Sądzę, że wyczuł, iż w czasie mojej krótkiej nieobecności nastąpiła jakaś przemiana, bo zobaczywszy mnie, władczo uderzył ręką w łóżko i tym gestem rozkazał, żebym usiadła obok niego.
Przysiadła się tak posłusznie, że sama siebie zaskoczyła. Tymczasem on, gestykulując, kazał jej położyć nogi na łóżku, ona gestami odpowiedziała, że chyba najpierw powinna zdjąć buty, a on nagle i niemal brutalnie wciągnął jej nogi w butach na łóżko; potem, skrzyżowawszy ręce na piersiach, tkwili jedno obok drugiego, nie mówiąc ani słowa.
Lewin rzadko patrzył ludziom w oczy. Zamiast tego chował głowę w ramionach i obwąchiwał powietrze wokół siebie. Tak też było wtedy, kiedy spojrzał na nią z ukosa, najwyraźniej zadowolony z obrotu spraw. Leżał na łóżku z taką samą naturalnością, z jaką inni ludzie chodzą albo siedzą. Poczuła, że jakieś szczególne zniewolenie, o którym nie umiała powiedzieć, czy jest przyjemne, czy nie, wdziera się w jej żyły niczym narkotyk. Miała wrażenie, że na tym łożu, na tym zakotwiczonym okręcie, będzie unosić się bardzo długo.
Wdowa się uśmiechnęła…
– Kto wie, co wtedy kłębiło się w mojej szalonej młodej głowie! Kochałam czytać. Miłość do literatury i fascynacja żywym pisarzem w tamtych czasach to nie było nic specjalnie oryginalnego, prawda? Na tym właśnie, na kobiecym oczarowaniu książkami i pisarzami trzymała się, i wciąż jeszcze się trzyma, sama literatura. W fundamenty każdej męskiej literatury narodowej (a nie ma innej poza męską) wbudowane zostały czas, energia i wyobraźnia bezimiennych czytelniczek. Ale to sama wiesz najlepiej, lelkecském…
To napawanie się Wdowy tym, że bardziej tonem niż słowami podkreśla swój zaawansowany wiek, że do ludzi młodszych od siebie zwraca się węgierskim słowem „lelkem” albo „lelkecském” (zabrała je z sobą w świat, a znaczyło tyle co moja „duszo” albo „duszyczko”), jej nienachalna teatralność – wszystko to należało do stylistycznego repertuaru dzisiaj już nieistniejącego wschodnioeuropejskiego manieryzmu, co przecież sama Wdowa rozpoznała u Lewina, mówiąc, że jest „nadęty”…
– A poza tym – kontynuowała – wszyscy jesteśmy wampirami i żywimy się cudzą krwią. W tym ogólnym „promiskuityzmie” istnieją ludzie, którzy nie są zależni od innych ludzi, i to czyni ich niebywale atrakcyjnymi, ale również znienawidzonymi. Lewin należał do takich ludzi. Literatura była jego jedyną fascynacją, może też dlatego, że wszystko inne można było mu odebrać. Literatury nikt mu nie mógł odebrać. Czy ten rodzaj fascynacji czyni pisarzy wielkimi, nie wiem. Lewin przez całe życie pochłonięty był literaturą, literatura była jego jedyną namiętnością…
– Wspomniała pani o epizodzie z Nabokovem? – spytałam ostrożnie.
– Ach, chodzi o niewinny, ale jednocześnie zawstydzający szczegół… Lewin napisał kiedyś do Nabokova, prosząc, by się spotkali. Nabokov nigdy mu nie odpowiedział na list. Tymczasem jednak Lewin wyznał jakiemuś dziennikarzowi, że wymienili z Nabokovem list albo dwa, i Nabokov napisał kilka pochwalnych linijek o literackim talencie Lewina, tak pochwalnych, że on, Lewin, nie byłby w stanie tego powtórzyć. Nabokov nigdy nie zdementował słów Lewina, jeśli w ogóle kiedykolwiek dowiedział się o tej drobnej konfabulacji. Poza tym Lewin umarł, Nabokov przeżył go o dziesięć lat, więc takie dementi uznano by za paskudną grubiańskość i małostkowość Nabokova, a nie prawdę. I tak, lelkem, powstała legenda o tym, że Lewin jest jedynym godnym rywalem Nabokova w literaturze, później latami usychał w cieniu Nabokova, głównie z powodu „przeklętej geografii”, co tylko na pierwszy rzut oka wydaje się głupie. Tymczasem, jeśli się pani głębiej zastanowi, „przeklęta geografia” decyduje, i to bardzo, o losach pisarzy, tak jak decyduje o nich płeć, klasa, status społeczny, szczęście, to trafiające się czasem hazardzistom…
Lewin, rosyjski Żyd, miał powikłaną biografię, lub, mówiąc dokładnie, bio-geografię, bo po rewolucji, zamiast na Zachód, jak większość Rosjan, i raczej przypadkowo niż z własnej woli, udał się w przeciwną stronę, na Wschód, do Chin i Japonii, a potem do Hongkongu, skąd dzięki wspaniałomyślnej władzy holenderskiej, która zobowiązała się przyjąć czterystu emigrantów rosyjskich z hongkońskiego obozu dla uchodźców, dotarł do Holandii w 1955 roku. Po przyjeździe do Holandii Lewin zamieszkał na Lange Voorhout 78 w Hadze, w Het Russenhuisje, czyli Małym Rosyjskim Domu, w dawnych pomieszczeniach biurowych królowej Wilhelminy, która podarowała pomieszczenia Fundacji Ekumenicznej, a ta przerobiła je na przytułek dla rosyjskich uchodźców będących w podeszłym wieku. Sześć lat później Lewin przenosi się z Hagi do Paryża. W biografiach Wdowy i Lewina doszło do drobnego zapętlenia losu. Po węgierskiej rewolucji 1956 roku Wdowa wraz z rodzicami znalazła się wśród dwóch tysięcy węgierskich uchodźców, dotarła do Holandii, skąd po śmierci rodziców udała się do Paryża, gdzie ona i Lewin się poznali. Chociaż Holendrzy byli miłymi i szczodrymi gospodarzami, Wdowa zapamiętała Holandię jako miejsce odrętwienia i oczekiwania, takie niby życie Śpiącej Królewny w szklanej trumnie. Ten sam proces odrętwienia opisywał Lewin, kiedy przebywał w Hongkongu, w hotelu dla uchodźców Peninsula, o czym opowiedział zresztą w powieści Hotel Peninsula, i czekał, aż los katapultuje go na drugą stronę świata. Ona, podobnie jak Lewin, i jak wielu emigrantów, rozwinęła w sobie szczególną wrażliwość na przestrzenie, miasta, pejzaże, nazwy ulic, hoteli, miejsca, tak jakby otoczenie, w którym się znaleźli, było tylko symboliczną sceną dla sił wyższych determinujących ludzkie życie.
– Dajmy na to Szwajcaria… – westchnęła trochę teatralnie Wdowa. – To najbardziej niebezpieczny kraj na tym globie! Szwajcarzy produkują najlepsze zegarki na świecie, chociaż w Szwajcarii nigdy nie wiadomo, która jest godzina, wskazówki się topią, zegarek na pani ręce się psuje. W tym małym kraju może pani utonąć jak w szklance wody, zgubić się tak immanentnie, że nikt pani nigdy nie znajdzie…
Wiedziałam, że opowieść o dalekowschodnich wędrówkach rosyjskiej emigracji ani w mediach, ani w kulturowej historiografii nie doczekała się nawet dziesiątej części uwagi poświęconej rosyjskiej diasporze w Europie Zachodniej i Ameryce, może dlatego, że ta emigracja była liczebnie mniejsza, bardziej skomplikowana (dla Europejczyków i Amerykanów) i niezrozumiała. Tak czy inaczej emigranckie opowieści o Rosjanach w Iranie, Indonezji, Chinach, w Harbinie i Szanghaju, Japonii, w Australii pozostały niedokończone, nieopowiedziane albo po prostu poza centrum uwagi. Sam Lewin był cynikiem, który nie wyrażał sympatii ani dla białych, ani dla czerwonych. Czasem tylko bronił własnej geobiografii, co można zrozumieć, ponieważ zbyt wiele energii i czasu poświęcił na ciągłe oswajanie, przyswajanie i opuszczanie miejsc, by mógł sobie pozwolić na luksus obojętności.
– Trywialność jest solą wszystkiego, trywialność jest wiatrem, który nakręca cały ten mechanizm, lelkem – kontynuowała Wdowa. – Wielcy ludzie sztuki przetrwali dzięki trywialności, bo samo dzieło najwyraźniej nie wystarcza. Bo tak prawdę mówiąc, z jakiego powodu jesteśmy tacy pewni, że van Gogh przetrwał dzięki swojemu geniuszowi, a jednocześnie lekceważymy ów szczegół – odcięte ucho? Dlaczego pamiętacie żyjących współczesnych artystów? Czy jest choćby jeden albo jedna wśród nich, którzy nie wywołali jakiegoś skandalu publicznego? Gdzie się podział ten zamknięty w sobie, skromny, nowoczesny artysta, pokażcie go! Wszyscy artyści