Gdybyś mnie teraz zobaczył. Cecelia Ahern
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Gdybyś mnie teraz zobaczył - Cecelia Ahern страница 6
Kiedy Saoirse patrzyła na Luke’a, w jej oczach nie było miłości. Elizabeth była zdumiona, że między matką a synem nie ma nici porozumienia, żadnych emocji. Sama nigdy nie myślała o dzieciach. A nawet przysięgła sobie, że nie będzie ich miała. Wystarczy, że wychowała siebie samą i swoją siostrę. Nie miała ochoty powtarzać tego jeszcze raz. Przyszedł czas, żeby zajęła się sobą. Po żmudnych latach nauki w szkole i college’u wreszcie zaczęła odnosić sukcesy jako projektantka wnętrz. Pracowała bardzo ciężko i była jedyną osobą w całej rodzinie, która mogła zapewnić Luke’owi dobre życie.
Osiągnęła cele, jakie sobie wytyczyła, dzięki rozsądkowi, ciężkiej pracy, trzymaniu się rzeczywistości, a nie mrzonek. Nauczył ją tego przykład matki i siostry.
Teraz miała trzydzieści cztery lata i mieszkała sama z Lukiem w domu, który kupiła i utrzymywała absolutnie sama. Kochała go. Uczyniła go swoją kryjówką, w której mogła czuć się bezpiecznie. Była samotna, ponieważ miłość jest jednym z tych uczuć, których nie można kontrolować. Kochała już kiedyś i była kochana, posmakowała, co to marzenia, chodzenie z głową w chmurach, radosna lekkość bytu. Doświadczyła również bólu utraty uczuć, wypalenia. Od tamtej pory postanowiła zamknąć serce na miłość, by nie tracić panowania nad swoimi uczuciami.
Trzasnęły drzwi wejściowe i Elizabeth usłyszała stukot małych stópek w korytarzu.
– Luke! – krzyknęła, zasłaniając słuchawkę dłonią.
– No? – spytał mały niewinnie, wychylając bladą twarzyczkę okoloną blond włosami i spoglądając na nią błękitnymi oczami.
– Słucham, a nie no – poprawiła go twardo Elizabeth. Jej głos był pełen autorytetu. Lata praktyki.
– Słucham – powtórzył.
– Co robisz?
Luke stanął w progu. Wzrok Elizabeth powędrował ku jego umazanym trawą kolanom.
– Chcemy se pograć z Ivanem na komputerze – wyjaśnił.
– Chcemy sobie pograć z Ivanem – poprawiła go, słuchając jednocześnie, jak Marie wysyła patrol garda na poszukiwanie jej samochodu.
Luke spojrzał na ciotkę i poszedł do bawialni.
– Poczekaj chwilę, dobrze? – poprosiła Elizabeth policjantkę. W tej chwili bowiem dotarło do niej, co powiedział siostrzeniec. Zerwała się z krzesła, kopiąc przy tym w nogę stołu i rozlewając espresso na szybę. Zaklęła. Czarne nogi krzesła wykonane z kutego żelaza zazgrzytały o marmurową posadzkę.
Trzymając telefon przy piersi, pobiegła korytarzem do bawialni. Wsadziła głowę przez drzwi i zobaczyła Luke’a siedzącego na podłodze, wpatrzonego w ekran telewizora. Bawialnia i sypialnia były jedynymi pomieszczeniami, gdzie mógł trzymać swoje zabawki. Opieka nad dzieckiem nie zmieniła Elizabeth tak bardzo, aby zmienić jej zasady.
Odwiedzała wiele domów, w których mieszkali przyjaciele Luke’a. Wszędzie poniewierały się zabawki. Niechętnie piła kawę z matkami kolegów chłopca, siedząc na pluszowych misiach, otoczona butelkami, odżywkami i pieluchami.
W jej domu było inaczej. Edith została jasno poinstruowana na samym początku, jakie obowiązują tu reguły, i posłusznie się ich trzymała. Kiedy Luke podrósł nieco i zrozumiał charakter ciotki, pokornie dostosował się do jej życzeń i ograniczał zabawy w domu do pomieszczeń, które przeznaczyła do tego celu.
– Luke, kto to jest Ivan? – spytała, rozglądając się. – Wiesz przecież, że nie wolno przyprowadzać do domu obcych? – dodała zaniepokojona.
– To mój nowy przyjaciel – odparł chłopiec niczym zombie, nie odrywając wzroku od ekranu, na którym muskularny wojownik w brutalny sposób rozprawiał się z przeciwnikiem.
– Dobrze wiesz, że zanim zaprosisz do domu nowego kolegę, najpierw powinieneś mi go przedstawić. Gdzie on jest? – spytała Elizabeth, otwierając szerzej drzwi i wchodząc do bawialni. Miała nadzieję, że najnowszy przyjaciel Luke’a okaże się lepszy niż łobuz, który namalował flamastrami na ścianie portret swojej szczęśliwej rodziny. Oczywiście Elizabeth natychmiast zamalowała to dzieło.
– Tam siedzi. – Luke skinął głową w kierunku okna, nadal z wzrokiem przykutym do telewizora.
Elizabeth podeszła do okna i wyjrzała na zewnątrz. Skrzyżowała ramiona.
– Czy on się przede mną schował? – spytała.
Luke włączył pauzę w grze i oderwał wzrok od dwóch walczących na ekranie wojowników. Skrzywił się z niezrozumieniem.
– Przecież jest tutaj! – Wskazał na wielką poduchę u stóp Elizabeth.
Oczy kobiety rozszerzyły się, gdy spojrzała na wypełnione grochem siedzisko.
– Gdzie?
– No tam – powtórzył mały.
Elizabeth zamrugała i rozłożyła pytająco ręce.
– Za tobą, na pufie.
Zdenerwowany Luke zaczął mówić coraz głośniej. Wpatrzył się w okrytą żółtym sztruksem poduchę, jakby próbował zmaterializować tam tajemniczego Ivana. Elizabeth podążyła za jego wzrokiem.
– Nie widzisz go? – Luke rzucił na ziemię klawiaturę i wstał.
Nastąpiła pełna napięcia cisza. Elizabeth czuła emanującą z małego nienawiść. Domyślała się, co chłopiec sobie myśli: Dlaczego ciotka nie widzi jego przyjaciela? Dlaczego nie może chociaż raz zrobić tego dla mnie i trochę poudawać? Przełknęła gulę, która uformowała się w jej gardle i rozejrzała się po pokoju, jakby rzeczywiście gdzieś tu mógł się ukryć tajemniczy przyjaciel Luke’a. Nic.
Przykucnęła, żeby spojrzeć chłopcu prosto w oczy.
– Nie ma tu nikogo poza mną i tobą – wyszeptała łagodnie. W jakiś sposób wydawało się to milsze, łatwiejsze dla niej lub dla Luke’a. Nie wiedziała, dla którego z nich.
Chłopiec poczerwieniał na twarzy i zaczął oddychać gwałtowniej. Stał na środku pokoju, z opuszczonymi rękami. Wyglądał bezradnie. Serce waliło w piersi Elizabeth, gdy bezgłośnie błagała: Proszę, nie bądź jak twoja matka, proszę, nie bądź jak twoja matka. Wiedziała nader dobrze, z jaką łatwością świat fantazji potrafi odbierać ludzi ich rodzinie.
Wreszcie Luke nie wytrzymał.
– Ivan, powiedz coś! – zażądał, wpatrując się w pustą przestrzeń.