Echo z otchłani. Remigiusz Mróz
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Echo z otchłani - Remigiusz Mróz страница 10
– Muszę tam pójść – oznajmił stanowczo Alhassan.
Tym razem nikt nie zaoponował. Ale też nikt nie otworzył mu drzwi.
– Zależy od tego wasze życie – dodał nawigator. – Jeśli moi ludzie zorientują się, że zamordowaliście jednego z nas, zgniotą was jak robaki.
– Amalgamat na to nie pozwoli – zauważył starzec. – Wyspa jest dla nich zbyt cenna. I potrzebują ludzi, którzy znają się na hodowli zwierząt i uprawie roślin.
– W takim razie pójdę sam.
Dija Udin obrócił się i ruszył przed siebie spokojnym krokiem. Sądził, że szeregi tubylców się rozstąpią, ale ci trwali w bezruchu, wbijając pytający wzrok w wodza.
Alhassan zatrzymał się i zaklął pod nosem.
– Rozumiem, że nie chcecie, by was widzieli. Ale mnie mogą zobaczyć, i tak wiedzą, że tu jestem. – Obrócił się do starucha. – I nigdzie nie ucieknę. Najbliższy ląd jest jakby poza zasięgiem, prawda?
Chwilę trwało, nim przewodniczący starszyzny wyraził aprobatę.
7
– Panie majorze – odezwała się do interkomu Ellyse. – Namierzyłam Alhassana.
Nie musiała długo czekać, aż Jaccard pojawi się w maszynowni. Był tu także Hallford, który starał się przebić czujnikami przez metamateriałowe dachy. Jego starania jednak zakończyły się fiaskiem. Technologia na Tristan da Cunha znacznie przewyższała tę na Kennedym.
– Gdzie Channary? – zapytał Loïc, podchodząc do głównego stanowiska.
– Układa plan desantowy – odparł Gideon.
– Zwariowała?
– Mówił pan, że mamy ściągnąć ich tu wszelkimi możliwymi sposobami. Chyba wzięła sobie to do serca.
Jaccard potarł nerwowo czoło, pochylając się obok Ellyse. Dziewczyna wiedziała, że miał teraz mnóstwo innych rzeczy na głowie – był dowódcą, który sprowadził do domu Kennedy’ego oraz pięć statków z misji Ara Maxima. Czuł się odpowiedzialny za odbudowę gatunku ludzkiego, bez względu na miejsce, które zajmował w hierarchii służbowej.
– Nikogo tu nie widzę – powiedział.
– Dija Udin wszedł do promu. Siedzi tam od kilku minut.
Loïc westchnął i wyprostował się. Przez moment w milczeniu wbijał wzrok w wyświetlacz.
– Co on planuje? – zapytał w końcu.
– Zapewne nic dobrego – wtrącił Gideon.
– Mam na myśli konkrety – zestrofował go Jaccard. – Został zaprogramowany, by ściągnąć nas wszelkimi możliwymi sposobami na proelium, tak?
Ellyse i główny mechanik kiwnęli głowami.
– Powstają więc dwa pytania. Pierwsze: jak jego program zareaguje na rozwój wydarzeń? Drugie: skoro Dija Udin był na Accipiterze, być może inni obcy znajdowali się na pozostałych statkach. A nie muszę wam przypominać, że orbitują one teraz Ziemię.
Nozomi pokręciła głową.
– Alhassan nie miał ściągnąć nas na proelium. Jego zadaniem było wprowadzenie wirusa do komputera pokładowego. Dalej wszystko działo się samoczynnie. Infekcja rozeszła się po flocie, a okręty same zmieniły kurs. Wątpię więc, byśmy mieli się czym przejmować.
Loïc przeczesał ręką włosy, jakby było to zupełnie oczywiste, a on ze zmęczenia sobie tego nie uświadomił.
– No dobrze… – powiedział. – Co w takim razie z jego programowaniem?
Oboje spojrzeli na Hallforda w poszukiwaniu odpowiedzi. To on nosił konchę – i jeśli kogokolwiek było stać na dotarcie do sensownej konkluzji, to właśnie jego.
– Moim zdaniem system Dija Udina jest przygotowany na taką ewentualność – powiedział. – W końcu nie my pierwsi zbiegliśmy z proelium. Inni musieli tego próbować, tyle że nikomu ostatecznie się nie udało.
– Bo nikt nie miał Håkona i Ev’radata – dodała Nozomi.
Kocmołuch skinął głową.
– Co sugerujesz? – zapytał Loïc, patrząc na niego.
– Są dwie możliwości. Albo zaprogramowano Dija Udina, by ściągnął zbiegów z powrotem na Rah’ma’dul, albo by ich wyeliminował.
– Do systemów ISS-ów się nie dostanie – wtrąciła Ellyse. – Nie wprowadzi kolejnego wirusa ani w żaden sposób nie zmusi nas do powrotu. Z ansibla też nie skorzysta, by ściągnąć tu swoich.
– Więc zostaje druga możliwość – dopowiedział Loïc. – Będzie starał się nas unicestwić.
– Jeśli dobrze założyłem – odezwał się Gideon. – Równie dobrze mógł uruchomić się jakiś program samozachowawczy.
– Nie sądzę.
– To tylko gdybanie – ucięła Nozomi. – Nie dowiemy się, póki Håkon nie wejdzie mu do głowy.
Załoganci spojrzeli na nią ze zdziwieniem, ale dla Ellyse było oczywiste, że to właśnie chciał zrobić Lindberg. Z pomocą konchy miał zamiar zajrzeć do umysłu Dija Udina, a potem dokonać w nim odpowiednich zmian. Nie wiedziała tylko, jak obcy miałby odkupić swoje winy – o czym Håkon wciąż wspominał.
– Czy to w ogóle możliwe? – zapytał Jaccard.
Gideon wzruszył ramionami i zaczerpnął tchu.
– Nie wiemy, czym jest – powiedział. – Odczyty z kriokomory potwierdziły, że leży w niej człowiek. Ktokolwiek go zbudował, zadał sobie wielki trud, by dokładnie odwzorować nasz organizm.
– Niekoniecznie – wtrąciła Nozomi.
– Słucham?
– Przypomnij sobie, co się działo, gdy po raz pierwszy spotkaliśmy Håkona i Alhassana. Przeszliśmy z Kennedy’ego na Accipitera i sprawdziliśmy odczyty z diapauzy. Wskazywały jasno, że mamy do czynienia z obcymi formami życia. Pamiętacie, jak pewna tego była Yael Dayan? Na podstawie jej diagnozy wtrąciliśmy ich obu do celi.
Pamiętali doskonale. Koniec końców okazało się, że był to błąd systemu – czy raczej celowe działanie wirusa. I wszyscy zdawali sobie sprawę, że skoro wówczas odczyty mogły być błędne, to teraz także.
– Może być idealną kopią – odezwał