Jajecznica Kolumba. Paweł Wakuła

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Jajecznica Kolumba - Paweł Wakuła страница 1

Jajecznica Kolumba - Paweł Wakuła A to historia

Скачать книгу

y-line/>Ilustracje: Mikołaj Kamler

      Paweł Wakuła

      Jajecznica Kolumba

      © by Paweł Wakuła

      © by Wydawnictwo Literatura

      Okładka i ilustracje: Mikołaj Kamler

      Korekta: Lidia Kowalczyk, Joanna Pijewska

      Wydanie I

      ISBN 978-83-7672-643-4

      Wydawnictwo Literatura, Łódź 2018

      91-334 Łódź, ul. Srebrna 41

      [email protected]

      tel. (42) 630-23-81

      www.wydawnictwoliteratura.pl

Dokument chroniony elektronicznym znakiem wodnym 20% rabatu na kolejne zakupy na litres.pl z kodem RABAT20

      Wakacje

      Czasami myślę sobie, że ten, kto wymyślił wakacje, musiał być bardzo mądrym człowiekiem i powinien za ten wynalazek dostać Nagrodę Nobla! Ciekawe, czy ten geniusz był dobrym uczniem.

      Na zakończenie roku szkolnego wychowawczyni rozdała nam świadectwa i muszę wam powiedzieć, że moje nie było złe, sporo piątek i czwórek, trójka z wuefu (to dlatego, że często zapominam stroju) i szóstka z historii! Niestety, była też dwója z geografii – i to zupełnie popsuło mi humor.

      Wracałem do domu i z góry wiedziałem, co powie tata:

      – Kuba! Ja przez ciebie zawału dostanę! Do grobu mnie wpędzisz! W twoim wieku byłem prawdziwym orłem z geografii!

      Akurat! W zeszłym roku to samo mówił o historii, a potem okazało się, że dziadek musi nam obu dać korepetycje z tego przedmiotu!

      Przystanąłem na moście, oparłem się łokciami o barierkę i westchnąłem ciężko. W dole płynęła mała rzeczka… Niestety zapomniałem, jak się nazywa, wiedziałem tylko, że wpada do jakiejś większej rzeki, Wisły albo Odry, a ta z kolei do morza, chyba… Bałtyckiego?

      Przez chwilę kusiło mnie, żeby ze świadectwa zrobić mały stateczek i puścić go z prądem, niech płynie przed siebie, hen, w dalekie strony! Może tam, gdzie dotrze, nie ma szkoły? Ale to by oznaczało, że nie ma tam także wakacji!

      Bijąc się z tymi niewesołymi myślami, dotarłem do domu. Byłem pewien, że wszyscy rzucą się zaraz oglądać moje świadectwo… Ale dorośli mieli inne zmartwienie.

      Tata blady, z kompresem na głowie, siedział w swoim fotelu, a przed nim na kuchennym stołku leżał wielki biały bałwan. Dopiero po chwili zorientowałem się, że to noga w gipsie.

      – Co się stało?! – spytałem wystraszony.

      Mama spojrzała na mnie surowo.

      – Tak się kończy rozrzucanie zabawek po całym mieszkaniu! Ojciec przejechał się na deskorolce i złamał nogę!

      – To ja wyciągnąłem ją z pawlacza… – szepnął słabym głosem tata. – Szukałem moich wędek… Tak się cieszyłem na wakacyjny wyjazd nad jezioro, a teraz nigdzie nie pojedziemy… Moja wina…

      Czułem, że mama ma wielką ochotę powiedzieć tacie, że mu przecież mówiła i że tacy są wszyscy faceci, i że babcia ją uprzedzała, ale chyba w ostatniej chwili stwierdziła, że nie będzie dobijać rannego. Zamiast tego wpadła na szalony pomysł.

      – Kochanie, a może wyślemy Kubę na kolonie? Niech przynajmniej on skorzysta z pięknej pogody!

      Tego tylko brakowało! Z dwojga złego wolałbym przez całe wakacje siedzieć w domu! Na szczęście uratował mnie dziadek. Zjawił się nie wiadomo skąd i wziął do ręki moje świadectwo. Przez dłuższą chwilę wpatrywał się w nie ze zmarszczonymi brwiami, a potem oznajmił:

      – Przykro mi, ale Kuba nigdzie nie pojedzie!

      – Co takiego? – zdziwiła się mama.

      – Kuba nigdzie nie pojedzie – powtórzył dziadek. – Dostał dwóję z geografii, za taką ocenę na świadectwie nie należy mu się nagroda! A poza tym musimy zrobić małe korepetycje…

      – Znowu korepetycje? – jęknął tata.

      – Sądząc po ocenie z historii, poprzednie całkiem się udały – uśmiechnął się dziadek. – Naturalnie możecie się do nas przyłączyć. Zaczynamy w przyszłym tygodniu!

      Rozdział 1

      Po drugiej stronie wzgórza – Homo viator

      Minęło kilka dni. Dziadek jakoś nie zabierał się do korepetycji i pomyślałem, że zapomniał o swojej obietnicy. Nawet trochę żałowałem, bo zaczynałem się już nudzić, lato było upalne, a w naszym miasteczku poza kinem i zatłoczonym basenem nie ma zbyt wielu atrakcji.

      Tata spędzał całe dnie w fotelu, przeglądając na laptopie oferty biur turystycznych. A im dłużej to robił, tym bardziej był zły i ponury.

      – Zwariowali z tymi cenami! Za siedem dni w Egipcie dla takiej rodziny jak nasza trzeba zapłacić kilka tysięcy złotych!

      Mama tylko wzruszyła ramionami.

      – I tak nigdzie nie pojedziemy. Doktor powiedział, że będziesz miał szczęście, jeśli zdejmą ci gips do września.

      – Wiem… – odparł markotnie tata. – Pomarzyć nie wolno?

      Gdy tak rozmawiali, rozległo się walenie do drzwi.

      – Przecież jest dzwonek? – zirytował się tata. – Kuba, zobacz, kogo tam diabli niosą!

      Spełniłem jego prośbę, ale nie rozpoznałem stojącego w progu człowieka. Trzymał przed sobą naręcze zasłaniających twarz rulonów, pod jedną pachą dźwigał stos książek, a pod drugą wielką kolorową piłkę. To dlatego nie mógł sięgnąć do dzwonka i kopał w nasze drzwi czubkiem buta.

      – Proszę pana, my nic nie kupujemy od przedstawicieli handlowych – powiedziałem grzecznie. – Niech pan spróbuje w drugiej klatce, tam mieszka taka pani, która zawsze daje się nabrać. Ma już cudowny odkurzacz i garnki z kosmicznej stali…

      – Ja ci dam przedstawiciela handlowego, ty łobuzie! – zasapał dziadek. – W tej chwili mi pomóż! Weź chociaż mapy!

      Naturalnie zaraz mu pomogłem, zabrałem mapy (naręcze rulonów) i globus (wielką piłkę) i krzyknąłem:

      – Mamo! Tato! Dziadek obrabował papierniczy!

      Rodzice strasznie się zdziwili, a tata mruknął:

      – Niech zgadnę, będziesz nas uczył geografii?

      – I do tego są potrzebne te wszystkie… – mama zrobiła nieokreślony ruch ręką.

      – Materiały

Скачать книгу