Ucieczka do Meksyku. Jennie Lucas

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Ucieczka do Meksyku - Jennie Lucas страница 2

Ucieczka do Meksyku - Jennie Lucas Światowe życie

Скачать книгу

głosem.

      Sama nie wiedziałam, za co go przepraszam – że ścisnęłam go za mocno? Że pozbawiam go domu? Że tak fatalnie wybrałam sobie jego ojca?

      Jak mogłam być taka głupia?

      Idąc pospiesznie wąską ulicą, zerknęłam na szare niebo. Sierpień był tu porą deszczową, zanosiło się na ulewę. Stanęłam pod ciężkimi dębowymi drzwiami swojego lokum i wyłączyłam alarm.

      W pokojach panował mrok. Zakochałam się w tym starym kolonialnym domu z jego wysokimi sufitami i prywatnością. Nie było mnie stać na czynsz, ale mogłam liczyć na przyjaciela, który pozwalał mi mieszkać tu za darmo. No cóż, uważałam Edwarda St. Cyra za przyjaciela. Do zeszłego tygodnia, kiedy to…

      Nie chciałam myśleć o tym, jak bardzo poczułam się zdradzona, kiedy ujawnił, czym jest ta jego przyjaźń.

      „Mam już dość czekania, aż zapomnisz o tym hiszpańskim draniu. Czas, żebyś należała do mnie”.

      Zadrżałam na to wspomnienie. Moja odpowiedź sprawiła, że obrażony Edward opuścił ten dom i wrócił swoim prywatnym odrzutowcem do Londynu. Potem już nie mogłam tu zostać, nie płacąc czynszu, więc przez ostatni tydzień szukałam czegoś tańszego. Nie było to jednak łatwe w przypadku niezależnej artystki.

      San Miguel de Allende stało mi się bliskie. Lubiłam jego brukowane ulice i kwiaty, które hodowałam; lubiłam sprzedawać swoje obrazy na targowiskach pod gołym niebem. Lubiłam przyjaciół, miejscowych i przyjezdnych, którzy przyjęli z otwartymi ramionami niezamężną kobietę z dzieckiem. Wiedziałam, że będę za nim tęsknić.

      ‒ Poradzę sobie – wyszeptałam.

      Wiedziałam, jak zdobyć paszport, pieniądze i ubrania i wynieść się stąd w ciągu pięciu minut. Robiłam to już w Tokio, Berlinie, Istambule, Sao Paulo.

      Wtedy jednak pomagał mi Edward. Teraz nie miałam nikogo.

      Nie myśl o tym, powiedziałam sobie. Zatrzymam taksówkę na ulicy i złapię następny autobus do Mexico City. Posłużę się kartą kredytową, którą zostawił mi Edward, i polecę do Stanów, gdzie się urodziłam. Ruszę na zachód i zniknę. Potem znajdę posadę i spłacę Edwarda co do grosza. Będę wychowywać dziecko w jakimś małym mieście i dopilnuję tym razem, by Alejandro nigdy mnie nie znalazł…

      W holu błysnęła lampa. Siedział na krześle w pokoju, patrząc na mnie płomiennym wzrokiem. Przystanęłam gwałtownie.

      ‒ Lena Carlisle – oznajmił cicho. – Wreszcie.

      Przycisnęłam instynktownie dziecko do piersi.

      ‒ Co ty tu… Jak mnie…

      ‒ Jak cię znalazłem? – Wstał, wysoki i barczysty. – Albo jak się dostałem do twojego domu? – W jego głosie wyczuwało się tylko nieznaczny akcent, efekt dorastania w Hiszpanii. Potem, przez lata, zarządzał z nowego Jorku i Londynu milionowym biznesem. – Naprawdę uważasz, że cokolwiek mogłoby mnie powstrzymać?

      Był jeszcze przystojniejszy, niż zapamiętałam. Przez ostatnie dwanaście miesięcy prześladowały mnie zmysłowe sny na jego temat. Poczułam, jak drżą mi kolana.

      Nie odrywając ode mnie lodowatego spojrzenia, Alejandro podszedł bliżej. Cały ubrany na czarno, roztaczał wokół siebie atmosferę władzy.

      ‒ Czego chcesz? – spytałam zdławionym głosem.

      Popatrzył na moje dziecko o zaspanych oczkach.

      ‒ To prawda? – Mówił śmiertelnie spokojnym głosem, ale te słowa paliły mi serce. – To moje dziecko?

      Boże, tylko nie to. Cofnęłam się w ślepej panice.

      ‒ Moi ludzie czekają na zewnątrz – uprzedził. – Nie dotrzesz nawet na ulicę.

      Ignorując go, ujęłam żelazną klamkę i otworzyłam ciężkie dębowe drzwi, po czym zaczęłam biec. I przystanęłam gwałtownie. Przed moim domem, tuż obok luksusowego sedana i czarnego SUV-a blokujących wąską alejkę, stało w półkolu szczęściu potężnie zbudowanych ochroniarzy.

      ‒ Sądziłaś, że będę ryzykował? – dobiegł mnie z tyłu jego cichy głos.

      Stał tuż za mną; czułam niemal ciepło jego mocnego ciała. Zadrżałam, świadoma bliskości mężczyzny, który kiedyś posiadł moje ciało i duszę. Odwróciłam się, by spojrzeć na ducha wciąż prześladującego moje serce. Jego mroczne i płomienne spojrzenie sprawiło, że powróciły wspomnienia, które tak bardzo pragnęłam stłumić. Pokochałam go beznadziejnie od chwili, gdy zjawił się u mojej pięknej i bogatej kuzynki. Przyrządzałam im herbatę, organizowałam przyjęcia z kolacjami. Robiłam to wszystko z uśmiechem, ignorując ból, jaki odczuwałam, gdy przechwalała się po jego wyjściu, że złowi tego niedostępnego hiszpańskiego księcia. „Będę księżną jeszcze przed końcem roku!” – piała.

      Potem, ku ogólnemu zdumieniu, rzucił ją.

      Dla mnie.

      Był pierwszym mężczyzną, który kiedykolwiek zwrócił na mnie uwagę, a ja zatraciłam się bez reszty w jego mocy i niebezpiecznym uroku. Przez sześć lekkomyślnych i cudownych tygodni londyńskiego lata Alejandro trzymał mnie w swych ramionach; zdawało mi się, że należy do mnie cały świat.

      Te wspomnienia – żywionych nadziei, dziewczęcej wręcz naiwności – były niczym ciosy. Alejandro patrzył na mnie posępnie, ale pamiętałam jego figlarny uśmiech. Intensywność spojrzenia. Słodkie słowa wypowiadane w nocy. Gorące pocałunki, dotyk naszych nagich ciał w jego londyńskim apartamencie hotelowym. I raz, przy ścianie, na tylnych schodach posiadłości Carlisle’ów.

      Nasz romans wydawał się wieczny jak gwiazdy na niebie. Lecz tego dnia, gdy zebrałam się na odwagę i powiedziałam, że jestem w nim zakochana, z jego twarzy od razu zniknął uśmiech. „Kochasz mnie? – rzucił pogardliwie. – Nawet mnie nie znasz”. Dwie minuty później zniknął, pozbawiając mnie nadziei. Ale tak naprawdę załamałam się dopiero później…

      Teraz wziął mnie za rękę.

      ‒ Wejdź do domu, Leno. Mamy sporo do omówienia.

      Był teraz tak blisko. Dotykał mnie. Zaprowadził mnie do holu i sięgając ponad moją głową, zamknął ciężkie drzwi. Ten bezwzględny i bogaty książę nie pasował do mojego wygodnego i artystycznie ekscentrycznego domu, którego ściany przyozdobiłam swoimi obrazami – głównie portretami własnego syna.

      ‒ To prawda, co powiedziała Claudie? – spytał cicho. – Że to dziecko jest moje?

      Zbierając się na odwagę, spojrzałam na niego gniewnie.

      ‒ Naprawdę oczekujesz, że odpowiem?

      ‒ To proste pytanie. Są tylko dwie możliwe odpowiedzi. – Pogłaskał mnie po policzku, ale w jego oczach nie było czułości. – Tak albo nie.

      ‒ Byłbyś koszmarnym ojcem! Nie pozwolę,

Скачать книгу