Ucieczka do Meksyku. Jennie Lucas
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Ucieczka do Meksyku - Jennie Lucas страница 3
‒ Tak właśnie o tobie myślę.
Na jego twarzy pojawił się dziwny wyraz, którego nie potrafiłam zidentyfikować. Uśmiechnął się ironicznie.
‒ Masz oczywiście rację. Nie obchodzi mnie nic ani nikt. A już najmniej ty, zwłaszcza po tym, jak wraz ze swoją kuzynką posunęłaś się do szantażu. Z powodu tego dziecka.
‒ Szantażu? To ty mnie celowo uwiodłeś, żebym zaszła w ciążę i żebyś mógł odebrać mi syna, a potem wychowywać go z Claudie!
Znieruchomiał.
‒ O czym ty mówisz?
Drżałam z przejęcia.
‒ Myślisz, że nie wiem? Kiedy się okazało, że jestem w ciąży, zdążyłeś mnie już porzucić i wrócić do Hiszpanii. Nie odpowiadałeś na moje telefony. Ale choć byłam idiotką, wciąż pragnęłam ci o wszystkim powiedzieć, ponieważ miałam nadzieję, że ruszy cię sumienie! Więc błagałam Claudie o pieniądze, żebym mogła polecieć do Madrytu. Bałam się jej wyznać dlaczego. Od tak dawna pragnęła wyjść za ciebie. Ale kiedy jej powiedziałam, że jestem w ciąży, zrobiła coś, czego nigdy nie potrafiłabym sobie wyobrazić.
‒ Co?
‒ Parsknęła śmiechem, a potem kazała mi zaczekać. Poszła do przedpokoju, nie zamknęła jednak drzwi. Zadzwoniła do ciebie i pogratulowała genialnego planu! Tak, byłeś przebiegły. Uwiodłeś jej kuzynkę, biedną krewną, żeby zapewnić sobie potomka, którego nie mogła ci nigdy dać, o czym doskonale wiedziałeś. Teraz mogliście się od razu pobrać. Gdy tylko jej prawnik zmusiłby mnie do zrzeczenia się wszelkich praw rodzicielskich.
‒ Tak, zadzwoniła do mnie, ale nigdy bym…
‒ „Nie martw się, zmuszę Lenę, żeby podpisała odpowiednie dokumenty”. – Przypomniałam sobie przerażenie, jakie wtedy poczułam. – Poprosiła cię o przysłanie kilku ochroniarzy na wypadek, gdybym zamierzała się opierać. Więc uciekłam, żebyście nie mogli zabrać mi dziecka.
Zapadła cisza, a on zmrużył oczy.
‒ Od dnia, w którym Claudie mi powiedziała, że jesteś w ciąży, próbowałem cię odszukać, i to na całym świecie. Tak, uroiła sobie, że nie chcę się z nią ożenić, bo nie może mieć dziecka. Myliła się. – Podszedł jeszcze bliżej. – Pospieszyłem do Londynu, ale ty już wyjechałaś, a potem znikałaś jak kamfora, ilekroć wpadałem na twój trop. Sporo to kosztowało, querida. Tak jak to. – Zatoczył ręką łuk. – Ten dom należy do pewnej spółki holdingowej na Kajmanie. Sprawdziłem to. Dlaczego nie chcesz przyznać, kto ci pomaga? Wyznaj prawdę!
Wolałam nie wspominać o kimś, kto nazywał się Edward St. Cyr.
‒ Jaką prawdę?
‒ Kiedy odkryłaś, że jesteś w ciąży, wiedziałaś, że nigdy cię nie poślubię. – Głos mu złagodniał, ciemne oczy niemal mnie pieściły. – Więc powzięłaś inny plan. Dogadałaś się… ze swoją kuzynką.
Tego się nie spodziewałam.
‒ Zwariowałeś? Dlaczego Claudie miałaby mi pomagać? Chce za ciebie wyjść!
‒ Owszem. Po twoim zniknięciu powiedziała mi, że wie, gdzie jesteś, ale że nie pokażesz mi dziecka, dopóki nie zapewnimy mu stabilnego domu. Dopóki się z nią nie ożenię.
Rozdziawiłam usta.
‒ Nie rozmawiałam z Claudie od roku. Nie ma pojęcia, gdzie jestem! Naprawdę próbowała zmusić cię szantażem do małżeństwa?
‒ Kobiety zawsze chcą wyjść za mnie za mąż – oznajmił ponuro. – Nie cofają się przed oszustwem czy kłamstwem.
‒ Masz o sobie wysokie mniemanie!
‒ Każda kobieta chce być żoną milionera. To nic osobistego.
Wręcz przeciwnie. Czy jakaś kobieta mogłaby się nie zakochać w Alejandrze? Nie pragnąć go wyłącznie dla siebie?
‒ Ale chcę wiedzieć… – W jego głosie pojawił się groźny ton. – Czy to dziecko w twoich ramionach jest moje. Czy stanowi część spisku, który uknułyście?
‒ Pytasz mnie, czy mój syn jest owocem jakiegoś wyrafinowanego numeru?
‒ Nie masz pojęcia, jak często ktoś udaje kogoś, kim nie jest.
‒ Myślisz, że skłamałabym… dla pieniędzy?
‒ Może nie. Może z innego powodu. Jeśli nie działasz w zmowie z Claudie, to może działasz na własną rękę.
‒ Czyli?
‒ Miałaś nadzieję, że udając niedostępną i znikając z moim dzieckiem, sprawisz, że będę chciał cię przyprzeć do muru. Ożenić się z tobą.
‒ Nigdy nie chciałabym być twoją żoną!
‒ Słusznie.
To jedno słowo przypominało cios. Niemal zaślepił mnie gniew. Potem przypomniałam sobie sny, które mnie nawiedzały.
‒ Może chciałam tego kiedyś, zanim odkryłam, że uwiodłeś mnie bezdusznie, żeby poślubić Claudie i ukraść mi dziecko.
‒ Musisz wiedzieć, że to nieprawda.
‒ Jak mogę być pewna?
‒ Nigdy nie zamierzałem żenić się z Claudie ani z nikim innym.
‒ Owszem, tak powiedziałeś. Powiedziałeś mi też kiedyś, że nie zamierzasz mieć dzieci. A jednak jesteś tu i chcesz wiedzieć, czy Miguel to twój syn!
‒ Nie mam wyboru. Dałaś mu Miguel na imię?
‒ Więc?
‒ Dlaczego? – Spojrzał na mnie z błyskiem podejrzliwości w oku, której nie rozumiałam.
‒ Chodzi o miasto… San Miguel. Stało się naszym domem.
‒ Aha.
Zaskoczyła mnie jego gwałtowna reakcja. Czyżby się zastanawiał, czy mały nosi imię jakiegoś mężczyzny?
‒ Dlaczego tak bardzo się przejmujesz?
‒ Nie przejmuję się – odparł zimno.
Maleństwo załkało w moich ramionach. Przytuliłam je mocniej i zobaczyłam, jak na jego główkę spadają łzy.
‒ Jeśli nie zrobiłeś mi dziecka celowo, jeśli było to dziełem przypadku i nie chcesz być ojcem, to… pozwól nam odejść!
‒ Mam zobowiązania…