Star Carrier. Tom 8. Światłość. Ian Douglas
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Star Carrier. Tom 8. Światłość - Ian Douglas страница 19
Kolejne pięć sekund strasznie się wlokło.
– „Ameryka”, wstrzymajcie ogień! Wstrzymać ogień! Nie strzelać w cel disasemblerami!
Gutierrez zawahała się. Technicznie rzecz biorąc, Ritter była wyższa rangą. Gdyby „Amerykę” przydzielono do jej grupy zadaniowej, Gutierrez musiałaby zgodnie z prawem wykonywać rozkazy paneuropejskiej admirał. Z drugiej strony jednak, „Ameryka” nie dostała rozkazu, by dołączyć do grupy. Interesująca sytuacja polityczno-dyplomatyczna.
Myśliwce „Wotana” wkraczały jednak do strefy walki, co oznaczało, że ryzykowały trafienie przez nano-D.
– Panie Daly! – zawołała Sara. – Wstrzymać ogień.
– Aye, aye, pani kapitan.
– Komunikacja, skontaktujcie się z dowództwem. Przekażcie im dane o naszej sytuacji i poproście o określenie łańcucha dowodzenia.
– Tak jest, kapitanie.
Jej pytanie miało dotrzeć do dowództwa dopiero za czterdzieści minut i kolejne czterdzieści musiała czekać na odpowiedź. Pomyślała, że powinna była o to spytać, gdy tylko dowiedziała się, że dołączy do niej grupa bojowa „Wotana”.
Nie pomagało to, że nie przepadała za Eurasami. Wciąż świeżo w pamięci miała wojnę domową w Konfederacji. Straciła rodzinę w Columbus – brata Steve’a, jego obie żony i dwóch bratanków. Nie zamierzała oddać okrętu Paneuropejczykom bez jednoznacznych rozkazów.
– Uzbrójcie myśliwce i wystrzelcie je jako wsparcie dla moich – rozkazała Ritter.
– Z całym szacunkiem, pani admirał, ale nie. Nasze myśliwce dały z siebie wszystko i nawet tego czegoś nie spowolniły. Uzyskaliśmy reakcję dopiero, gdy użyliśmy nano-D.
– Nie dysponujemy nanodisasemblerami, pani kapitan – głos admirał był sztywny i nieco niespokojny.
Kampania memetyczna, która zakończyła wojnę domową, miała na celu wywołanie wśród Europejczyków poczucia głębokiego wstydu za wykorzystanie disasemblerów w Columbus. Od tamtego czasu paneuropejskie okręty nie były już wyposażone w tę technologię. Kapitan nie miała pojęcia, na ile to rzeczywiście poczucie winy, a na ile PR, ale skutek był taki, że grupa zadaniowa Ritter przybyła na walkę na noże uzbrojona w watę cukrową.
– „Ameryka”, jeśli do nas nie dołączycie, to trzymajcie się z daleka.
– Pani admirał, sugeruję wycofanie myśliwców, które na nic się tu nie zdadzą. Wznowię bombardowanie wroga nanotechnicznymi disasemblerami.
Sekundy mijały powoli. Odpowiedź Ritter była dosadna i konkretna.
– Nein, pani kapitan. Miała pani szansę. Teraz nasza kolej.
Grupa zadaniowa Ritter, składająca się z lekkiego lotniskowca „Wotan”, krążownika o nazwie „Kurst” i trzech niszczycieli, zaczęła poruszać się pod osłoną myśliwców w stronę rosnącej obcej kuli.
Walka zaczęła się, rozwinęła i zakończyła niemal dosłownie w mgnieniu oka. Gutierrez i załoga mostka z przerażeniem patrzyli, jak „Wotan” zostaje zgnieciony jakby przez gigantyczną niewidzialną pięść. Jego kopuła dziobowa nagle pękła, rozpraszając na wszystkie strony chmury zamarzających szybko kropel wody. Szczątki okrętu wyginały się, aż w końcu całkiem zapadły się w sobie. W próżnię uleciało powietrze, zamarzające wraz z chmurą lodu… I „Wotan” zniknął, nie pozostawiając po sobie nic poza zamarzniętymi chmurami i paroma wirującymi kawałkami metalu.
„Kurst” i niszczyciele zaczęły zwalniać, ale hamowanie i odwrócenie kursu zajęło im trochę czasu. A Obcy z Rozety nie czekał. „Kurst” zginął dokładnie w ten sam sposób co „Wotan”, zapadając się, aż pozostały po nim tylko kryształki lodu i lśniące szczątki metalu.
– Co to za broń? – żądała odpowiedzi Gutierrez.
– Grawitacyjna – odparł Mallory. – Nie wiem, czy to jakaś wystrzelona przez nich wiązka, czy sztuczna czarna dziura, czy może wykorzystują napędy grawitacyjne okrętów przeciwko nim… Ale cokolwiek to jest, zmiażdżyło ich ciążeniem rzędu kilku milionów g!
– Boże drogi…
Niszczycielom w końcu udało się zatrzymać względem wielkiej kuli, a następnie obrócić się i zacząć przyspieszać. Kula leciała jednak za nimi. Niszczyciel „Rouen”, który został nieco z tyłu, został w jednej chwili zmiażdżony.
Reszta – dwa niszczyciele i pewna liczba myśliwców – przyspieszyła do pięćdziesięciu tysięcy g, uciekając, jakby ścigał je sam diabeł.
A czarna kula podążała za nimi.
– Sternik! Zabierz nas stąd! – zawołała Gutierrez. – Łączność, wysłać raport do dowództwa!
– Aye, aye, pani kapitan.
Ziemia musi dowiedzieć się, co się do niej zbliża. I to jak najszybciej.
– Panie Mallory!
– Tak, pani kapitan!
– Wznowić ostrzał tego czegoś nanotechnicznymi disasemblerami.
– Aye, aye, pani kapitan.
– Zaprogramować je tak, by wybuchły poza zasięgiem broni grawitacyjnej, jeśli to możliwe.
– Szacujemy zasięg na jakieś dwieście tysięcy kilometrów – odpowiedział Mallory. – Na podstawie odległości, z jakich zniszczyły „Wotana” i „Kursta”.
– Dobrze.
– Nie tak dobrze, ma’am. Przy tej odległości poszczególne cząstki nano-D będą tak rozproszone, że mogą dać niewielki skutek.
– Komandorze, chcę sprawić, aby cała przestrzeń między nami a nimi stała się toksyczna. Proszę umieścić tam tyle głodnych nano-D, żeby gryzły ich, gdy tylko spróbują do nas podlecieć.
– Cóż.. warto spróbować, pani kapitan.
– Tyle nam zostało, komandorze.
Inne okręty przybywały z różnych części Układu Słonecznego. Większość z nich była mniejsza niż „Ameryka” – kanonierki i niszczyciele oraz dwa ciężkie krążowniki, „Wariag” i „Kometa”. Kontyngent ośmiu okrętów Hegemonii Chińskiej był w drodze, ale w najlepszym razie miał przybyć dopiero za pół godziny.
– Dajcie znać wszystkim przybywającym okrętom – rozkazała Gutierrez. – Chcę ustawić ścianę między Ziemią