Star Carrier. Tom 8. Światłość. Ian Douglas
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Star Carrier. Tom 8. Światłość - Ian Douglas страница 17
Koenig kliknął w myślach ikonę, która uruchomiła trójwymiarowy wyświetlacz, wypełniający jedną czwartą Gabinetu Owalnego przejrzystymi, świecącymi obrazami. Po Układzie Słonecznym rozproszone były dziesiątki okrętów, od instalacji energetycznych przy Merkurym po patrole graniczne w Pasie Kuipera, wypatrujące komet. „Ameryka” i czerwona ikona oznaczająca obcych najeźdźców znajdowały się niedaleko orbity Jowisza, chociaż sam olbrzym krążył obecnie po drugiej stronie Słońca.
Problem jak zawsze polegał na tym, że Układ Słoneczny był wielki. Nawet przy prędkościach zbliżonych do światła i wysokich przyspieszeniach zebranie wszystkich flot zajmowało zbyt dużo czasu.
– Grupa zadaniowa dołączy do „Ameryki” o osiemnastej pięć czasu okrętowego – oznajmił odmirał Armitage.
– Wygląda więc na to, że „Ameryka” musi samotnie powstrzymywać obcych, zanim zjawi się reszta.
– Tak, sir.
Koenig powoli pokręcił głową.
– Niech Bóg ma nas w opiece… – Spojrzał na Whitneya. – Jakieś wieści z Ciołkowskiego?
Szef personelu pokręcił głową.
– Nic dobrego, panie prezydencie. Rozmawiałem z doktorem Lawrence’em. Mówią, że system nie odpowiada. Tak jakby Konstantina wcale tam nie było.
– To nie ma sensu – wtrącił Armitage. – Gdzie miałby się podziać?
– Konstantin musiał urządzić sobie kryjówkę – odparł Koenig. – Obcy z Rozety wydawali się… pożywiać, że użyję tego słowa, przeniesionymi do cyfrowego świata Sh’daarami przy Gwieździe Kapteyna. Zapewne również ich AI działającymi w wirtualnej rzeczywistości. Konstantin musiał dysponować planem ucieczki na wypadek, gdyby zjawili się tutaj. I jest na tyle sprytny, że go nie znajdziemy.
– Więc myśli pan, że ukrywa się przed Obcymi z Rozety?
– Niemal na pewno. Miejmy nadzieję, że im również nie uda się znaleźć jego kryjówki.
TC/USNA CVS „Ameryka”
Zewnętrzny pas asteroid
Godzina 20.53 TFT
Kapitan Gutierrez przyglądała się napływającym danym z ponurą determinacją.
– Ile czasu do przybycia grupy zadaniowej Ritter?
– Znajdują się na granicy zasięgu wystrzelenia myśliwców, kapitanie – odparł komandor Mallory. Widział komputerowe grafiki w oknie we własnej głowie, nadchodzącą ścianę czerwonego światła, oznaczającą mikrojednostki obcej inteligencji, niewielkie kropki zbliżających ziemskich okrętów, wycofujące się myśliwce. – Dwanaście minut…
– Czujniki!
– Tak, kapitanie!
– Jak wielkie jest to coś?
– Chmura ma około połowy jednostki astronomicznej średnicy – odparł porucznik Scahill. – Masa… trudno określić przy takim rozproszeniu, ale zgaduję, że to rząd wielkości około dwa razy dziesięć do trzydziestej gramów.
– To tyle co Jowisz!
– Tak, ma’am.
Jak, do cholery, walczy się z czymś wielkości gazowego olbrzyma?
Gutierrez skupiła uwagę na ekranie myśliwców i na roju mikrostatków za nimi. Żonglowała zmiennymi – należało utrzymać dystans od postępującej naprzód chmury, ale poruszając się dość powoli, by mogły ich dogonić myśliwce, które same prowadziły teraz złożony trójwymiarowy taniec, wystrzeliwując głowice atomowe przed chmurą, spowalniając ją i rozbijając na mniejsze roje, a jednocześnie zbliżając się do lotniskowca. Jedna z eskadr, VA-190 „Ghost Riders”, dogoniła już „Amerykę” i odpoczywała na pokładzie.
Mimo przesłanego na Ziemię komunikatu Gutierrez nie wyjęła jeszcze asa z rękawa. Gdy zacznie strzelać rakietami z nano-D w obcą chmurę, ten region przestrzeni stanie się śmiertelnie groźny także dla myśliwców „Ameryki”. Zamierzała zabrać ludzi na pokład, zanim skorzysta z nowej taktyki.
Wydawało się jednak coraz bardziej prawdopodobne, że nie będzie miała na to szansy. Skanery „Ameryki” wykrywały już pierwsze przemykające obok kadłuba świetliki. Nie wydawały się czynić żadnych szkód. Dowodziły jednak, że siły obrony Ziemi zaczynają przegrywać wyścig.
Kolejny myśliwiec, z VFA-215 „Black Knights”, spłonął w jasnym blasku.
– Szef uzbrojenia! – zawołała Gutierrez. – Przygotować dwa pociski z disasemblerem do natychmiastowego wystrzelenia z działa kinetycznego!
– Pierwsze dwa pociski załadowane – oznajmił Kevin Daly, nowy szef uzbrojenia „Ameryki”. – Na pani rozkaz…
– Wycelować w środek chmury. Niech zdetonuje pół miliona kilometrów za najdalszym myśliwcem.
– Tak jest, kapitanie. Cel namierzony.
– Ognia!
Lotniskowiec wyposażony był w dwa magnetyczne działa kinetyczne, idące przez większość smukłej osi okrętu i wystające przez szczeliny w środku szerokiej, masywnej kopuły na dziobie. W przestrzeń wystrzeliły dwa jednotonowe pociski, przyspieszone wkrótce do jednego procenta prędkości światła.
Odrzut mocno zatrząsł lotniskowcem. Fotel Gutierrez odchylił się gwałtownie do tyłu.
– Sternik, kompensuj!
– Robi się, ma’am….
– Przeładować.
– Tak jest.
– CAG! Przekazać naszym myśliwcom, żeby władowały wszystko, co mają, w obrzeża chmury.
– Kapitanie?
– Chcę zmusić ją, żeby przeleciała środkiem.
– Aye, kapitanie.
– Broń!
– Broń, aye.
– Daly, wstrzymajcie ogień. Podejrzewam, że za kilka minut chmura zacznie kurczyć się do środka. Gdy tak się stanie, uderzcie w nią tyloma głowicami nano-D, iloma zdołacie!
– Aye, aye, kapitanie!
Pochyliła się naprzód, wpatrując się w komputerowo generowaną panoramę. Widziała białe punkty światła i oślepiające rozbłyski rakiet. Chmura rzeczywiście zaczęła się kurczyć. Wybuchy termonuklearne siały zniszczenie na obrzeżach obcego roju i poszczególne mikrostateczki odpowiedziały, przesuwając się do centrum.