Recepta na szczęście. Agata Przybyłek
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Recepta na szczęście - Agata Przybyłek страница 8
Zamiast jednak rozmyślać o burzliwym życiu kierowniczki, porozmawiała z nią jeszcze chwilę o bieżących sprawach hotelu i wróciła do swoich obowiązków. Gdy po trzynastej przyszła zmienniczka, Julia szybko się zebrała i wyszła na autobus. Oko nadal bolało ją niemiłosiernie, zresztą podczas pracy kilkakrotnie stało się obiektem komentarzy zmartwionych gości.
– To nic takiego – odpowiadała, chociaż momentami omal nie płakała z bólu.
Oby okulista mi pomógł, modliła się w duchu, idąc na przystanek. Miała wrażenie, że guzek pod powieką urósł od rana i drapał jej rogówkę coraz bardziej, a do tego naprawdę kiepsko widziała bez soczewek czy okularów. Gdy przeglądała dokumenty albo patrzyła w pracy w ekran komputera, nie było jeszcze tak źle, z bliska widziała lepiej niż z daleka, ale na ulicy miała poważny problem. Majaczące w oddali samochody albo przechodnie stanowili tylko rozmyte plamy.
Na szczęście po kilkunastu minutach była na miejscu. Piękne słońce zaczęło chować się za chmurami, kiedy opatulona szalikiem szła w kierunku szpitala.
Gdy znalazła się wewnątrz, poczuła ten charakterystyczny zapach środków dezynfekujących i innych chemikaliów. Julia szła ku dużym przezroczystym drzwiom, a odgłos jej kroków odbijał się od ścian. Tuż przy białych drzwiach zwolniła, niepewna, czy może tak po prostu wejść na ten oddział, ale po chwili wahania uznała, że skoro rejestratorka w przychodni ją tu pokierowała, to chyba wiedziała, co robi. Gdy ktoś zapyta, zawsze mogła przecież skłamać, mówiąc, że przyszła kogoś odwiedzić. Przekonując samą siebie w myślach, nacisnęła klamkę i już po chwili znalazła się na oddziale. Rozejrzała się za dyżurką, ale ponieważ nie mogła jej znaleźć, zaczepiła idącą z naprzeciwka pielęgniarkę.
– Przepraszam… – Podeszła do niej niepewnie.
– Tak? – Kobieta przystanęła i uważnie się jej przyjrzała.
– Jestem umówiona z doktorem Wojciechowskim. Nie wie pani, gdzie dokładnie mam go szukać?
– Och, pani jest pewnie tą osobą, o której informowała nas Kaśka z przychodni?
– Tak, to o mnie chodziło.
– Przykro mi, że panią rozczaruję, ale doktor Wojtek zadzwonił dzisiaj rano, że niestety nie przyjdzie do pracy.
Julia pobladła.
– Naprawdę?
– Niestety. Jego dziecko zachorowało i nie mogli z żoną zorganizować opieki.
– To fatalnie… – wyszeptała załamana wiadomością dziewczyna.
– Pani w jakiejś pilnej sprawie, tak? – Pielęgniarka popatrzyła na jej oko, które nie dość, że bez przerwy łzawiło, to od rana jeszcze bardziej napuchło.
Julia skinęła głową, próbując się nie rozpłakać.
– Nie mam pojęcia, co począć z tym okiem. Z każdą godziną jest coraz gorzej.
– Prawdę mówiąc, to nie wygląda najlepiej – zmartwiła się kobieta, a Julia pomyślała, że komu jak komu, ale jej nie musi tego mówić. – Boli panią?
– Coraz mocniej.
– W takim razie ktoś naprawdę powinien to obejrzeć – stwierdziła pielęgniarka i zastanowiła się, jak jej pomóc. – Chyba mam pomysł – oznajmiła po kilku minutach.
– Tak? – W sercu Julii zatliła się nadzieja, chociaż w myślach wyobrażała już sobie, jak guzek pod jej powieką rośnie jeszcze bardziej, aż w końcu traci wzrok i kończy z czarną przepaską na twarzy niczym niegdysiejsi piraci.
Pielęgniarka tymczasem pokiwała głową, więc otarła wilgotne policzki.
– Na oddziale dziecięcym powinien być dzisiaj inny okulista. Co prawda, jeśli pamięć mnie nie myli, zaczynał konsultacje już rano, ale może jeszcze uda się go pani złapać.
– Tak pani myśli?
– Głowy sobie za to uciąć nie dam, ale skoro to pilna sprawa, to chyba warto spróbować. W drodze wyjątku mogę tam zaraz zadzwonić i czegoś się dowiedzieć.
– Wie pani co? Lepiej sama od razu tam pójdę. Skoro ten lekarz pracuje od rana, to pewnie każda minuta jest cenna.
– No cóż… Jak pani uważa.
– Chyba tak zrobię. Proszę mi tylko powiedzieć, którędy na ten oddział.
– Dwa piętra wyżej, na lewo od windy – wyjaśniła pielęgniarka. – Doktor nazywa się Filip Leśniewski. Mam nadzieję, że jeszcze go pani złapie, no i że pomoże pani z tym okiem.
– Ja też mam taką nadzieję. – Julia się uśmiechnęła, chociaż z tym zapuchniętym okiem i śladami po łzach na policzkach musiała wyglądać jak siedem nieszczęść. Pożegnała się z pielęgniarką i podziękowawszy jej za pomoc, od razu ruszyła do windy. Miała nadzieję, że los chociaż minimalnie zacznie jej dzisiaj sprzyjać i spotka tego całego doktora Filipa. W końcu ile nieszczęść mogło spaść na człowieka w jeden dzień? Każda pula musiała się kiedyś wyczerpać.
Niestety, szybko przekonała się o tym, że nie miała racji. Kłopoty spotkały ją zaraz po wejściu na oddział. Gdy tylko zamknęła za sobą drzwi, doskoczyła do niej jakaś pielęgniarka z niezbyt przychylnym spojrzeniem i zaczęła wypytywać ją, do którego dziecka przyszła w odwiedziny. Zaskoczona Julia, zamiast wymyślić coś na poczekaniu i skłamać, powiedziała jej prawdę, za co wysłuchała długiej litanii zakończonej złośliwym:
– Co pani sobie w ogóle wyobraża? Że tutaj można tak po prostu przychodzić na prywatne wizyty?
Może gdyby Julia była w bardziej bojowym nastroju, toby jej coś odpowiedziała, ale dzisiaj zamiast się kłócić, tylko spuściła wzrok i przeprosiła za swoje zachowanie.
– Ma pani rację – powiedziała pokornie. – Tylko ta sprawa jest naprawdę pilna.
– Jeszcze pani nie umiera, więc błagam, bez takich dramatów. A jak naprawdę panią boli, to proszę pojechać na SOR. Co to w ogóle za pomysły wchodzić na oddział dla dzieci. Ja naprawdę nie wiem, dokąd zmierza ten świat.
Dziewczyna chciała jej coś odpowiedzieć, ale w porę uświadomiła sobie, że kłótnia z tą kobietą tylko pogorszyłaby jej sytuację. Chociaż oko coraz mocniej dawało o sobie znać, jeszcze raz przeprosiła pielęgniarkę i bliska łez wyszła z oddziału. Wyglądało na to, że jej jedyna szansa na otrzymanie pomocy została właśnie doszczętnie zdeptana. I co ona miała teraz począć? Nie kontrolowała już prawie ogarniających ją emocji. Trzeba było skorzystać z pomocy tamtej życzliwej pielęgniarki,