Księga życia. Trylogia Wszystkich Dusz. Tom 3. Deborah Harkness
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Księga życia. Trylogia Wszystkich Dusz. Tom 3 - Deborah Harkness страница 41
– Więc nie wszystko straciliśmy, póki mamy ciebie – zauważyła cicho Vivian.
Tymczasem Abby i Caleb spakowali do vana składane krzesła, resztki jedzenia i dzieci. Kiedy stałam na podjeździe i machałam im na pożegnanie, Vivian zbliżyła się do mnie z pojemnikiem sałatki ziemniaczanej w ręce.
– Jeśli chcesz, żeby Sarah otrząsnęła się z depresji i przestała wpatrywać się w to drzewo, opowiedz jej więcej o tkaniu. Pokaż, jak to robisz… tyle, ile możesz.
– Nadal nie jestem w tym zbyt dobra, Vivian.
– To kolejny powód, żeby zyskać pomoc Sarah. Ona może nie jest tkaczką, ale wie więcej o architekturze czarów niż inne znane mi czarownice. To da jej cel, teraz, kiedy Emily odeszła. – Harrison uścisnęła moją rękę.
– A coven?
– Caleb mówi, że to jest sprawdzian. Zobaczmy, czy go zdamy.
Vivian ruszyła podjazdem, omiatając reflektorami samochodu stary płot. Wróciłam do domu, zgasiłam światła i weszłam po schodach do męża.
– Zamknęłaś frontowe drzwi? – spytał Matthew, odkładając książkę. Leżał na łóżku, dla niego za krótkim.
– Nie mogłam. To zamek ryglowy, a Sarah zgubiła klucz.
Pobiegłam wzrokiem do klucza od naszej sypialni, który dom pomocnie dostarczył nam przy wcześniejszej okazji. Wspomnienie tamtej nocy przywołało uśmiech na moje usta. – Doktor Bishop, czuje się pani rozpustnicą? – Ton Matthew był uwodzicielski jak pieszczota.
– Jesteśmy małżeństwem. – Zrzuciłam buty i sięgnęłam do górnego guzika koszuli z kory. – Obowiązkiem żony jest pielęgnowanie cielesnych żądz wobec ciebie.
– I moim mężowskim obowiązkiem jest ich zaspokajanie.
Matthew wstał z łóżka i w szybkością światła znalazł się przy biurku. Delikatnie zabrał moje palce z guzika i sam go odpiął. Potem przeszedł do następnego i następnego. Kilka cali obnażonego ciała zasłużyło na pocałunek i miękki nacisk zębów. Pięć guzików później drżałam lekko w wilgotnym letnim powietrzu.
– Jakie to dziwne, że drżysz – zamruczał Matthew, przesuwając dłonie na zapięcie biustonosza. Musnął ustami bliznę w kształcie półksiężyca nad moim sercem. – Przecież nie jest ci zimno.
– Wszytko jest względne, wampirze. – Wplotłam palce w jego włosy, a on się zaśmiał. – Chcesz się ze mną kochać czy zmierzyć mi temperaturę?
* * *
Trochę później uniosłam rękę i w srebrzystej poświacie obróciłam ją w jedną i w drugą stronę. Przez środkowy i serdeczny palec lewej dłoni biegły kolorowe linie: jedna barwy promienia księżycowego, druga złota jak słońce. Inne nici lekko zbladły, ale perłowy węzeł nadal był ledwo widoczny na jasnej skórze obu nadgarstków.
– Jak myślisz, co to wszystko znaczy? – zapytał Matthew, muskając ustami moje włosy i kreśląc palcami ósemki i kółka na moich ramionach.
– Że poślubiłeś wytatuowaną kobietę… albo opętaną przez obcych. – Z nowym życiem, które we mnie rosło, Corrą, a teraz sznurkami tkaczki zaczynałam czuć, że robi mi się ciasno we własnej skórze.
– Byłem dzisiaj z ciebie dumny. Tak szybko wymyśliłaś sposób, jak uratować Grace.
– W ogóle nie myślałam. Kiedy Grace krzyknęła, coś się we mnie włączyło. Potem był już tylko instynkt. – Odwróciłam się w jego ramionach. – Czy ten smok nadal jest na moich plecach?
– Tak. Ciemniejszy niż przedtem. – Matthew objął mnie w talii i obrócił z powrotem do siebie. – Jakieś teorie, skąd się wziął?
– Jeszcze nie. – Odpowiedź była tuż-tuż, czułam ją, czekała na mnie.
– Może ma coś wspólnego z twoją mocą. Teraz jest większa niż kiedyś. – Matthew uniósł mój nadgarstek do ust. Wchłonął zapach, potem przycisnął wargi do żył. – Nadal pachniesz letnią burzą, a teraz czuję również nutę dynamitu, kiedy zapalony lont styka się z prochem.
– Mam dość mocy. Nie chcę więcej. – Wtuliłam się w męża.
Ale odkąd wróciliśmy do Madison, w mojej krwi budziło się mroczne pragnienie.
Kłamczucha, wyszeptał znajomy głos.
Skóra zaczęła mnie mrowić, jakby patrzyło na mnie tysiąc czarownic. Ale teraz byłam obserwowana przez tylko jedną istotę: boginię.
Obrzuciłam pokój spojrzeniem, ale nie zobaczyłam jej śladu. Gdyby Matthew wyczuł obecność bogini, zacząłby zadawać pytania, a ja nie chciałam na nie odpowiadać. I mógłby odkryć tajemnicę, którą nadal ukrywałam.
– Całe szczęście – wyszeptałam.
– Mówiłaś coś?
– Nie – skłamałam znowu i przysunęłam się do niego bliżej. – Pewnie się przesłyszałeś.
Rozdział 10
Następnego ranka zeszłam na dół, wyczerpana po akcji z czarowodą i żywych snach, które po niej nastąpiły.
– Dom był strasznie cichy w nocy.
Sarah stała za pulpitem. Na nosie miała stare okulary do czytania, rude włosy wiły się wokół jej twarzy, przed nią leżał otwarty grymuar Bishopów. Ten widok przyprawiłby o apopleksję Cotton Mather, purytańską przodkinię Emily, Cotton Mather.
– Naprawdę? Nie zauważyłam.
Ziewnęłam, przesuwając palcami po starej drewnianej dzieży na ciasto, w której teraz jego miejsce zajmowała świeżo zerwana lawenda. Wkrótce zioła miały zawisnąć do wyschnięcia na sznurkach rozciągniętych między krokwiami. Pająk dodawał do ich sieci swoją jedwabną wersję.
– Na pewno byłaś zajęta przez cały ranek – zmieniłam temat.
Na sicie leżały główki ostropestu, gotowe do wytrząśnięcia z nich nasion. Pęki ruty o żółtych kwiatach i złocienia z guzikiem w środku były przewiązane sznurkami i gotowe do powieszenia. Sarah wyciągnęła ciężką prasę do kwiatów, obok niej czekała już taca z długimi, aromatycznymi liśćmi. Przeznaczenie bukietów innych świeżo zerwanych roślin ułożonych na ladzie było niejasne.
– Mam mnóstwo pracy – powiedziała Sarah. – Ktoś opiekował się ogrodem, kiedy nas nie było, ale miał własne działki do obrobienia, więc zimowe i wiosenne nasiona nie trafiły do ziemi.
Tych anonimowych ktosiów musiało być kilku, zważywszy na wielkość ogrodu Bishopów. Pomyślałam, że pomogę ciotce, i sięgnęłam po pęk ruty. Jej zapach zawsze przypominał mi