Księga życia. Trylogia Wszystkich Dusz. Tom 3. Deborah Harkness
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Księga życia. Trylogia Wszystkich Dusz. Tom 3 - Deborah Harkness страница 36
– Musisz znowu zacząć myśleć – stwierdził Fernando.
W tym momencie zabrzęczał telefon Matthew.
– Myślałam. – Miriam nigdy nie bawiła się w uprzejmości. Nawet ostatnie zagrożenie ze strony Benjamina tego nie zmieniło.
– Co za zbieg okoliczności – rzucił Matthew. – Fernando właśnie mnie ponagla, żebym robił to samo.
– Pamiętasz, jak w październiku ktoś włamał się do mieszkania Diany? Baliśmy się wtedy, że ten ktoś mógł szukać informacji genetycznych: włosów, paznokci, skóry.
– Oczywiście, że pamiętam. – Matthew przesunął dłonią po twarzy.
– Byłeś pewien, że to Knox i amerykańska czarownica Gillian Chamberlain. A jeśli był w to zamieszany Benjamin? – Miriam zrobiła pauzę. – Mam naprawdę złe przeczucia, Matthew. Jakbym obudziła się z miłego snu i odkryła, że pająk złapał mnie w sieć.
– Nie było go w jej mieszkaniu. Wyczułbym zapach. – Matthew mówił z pewnością siebie, ale w jego głosie pobrzmiewała nuta niepokoju.
– Benjamin jest za sprytny, żeby samemu się włamać. Wysłałby sługusa… albo jedno ze swoich dzieci. Jako ojciec potrafisz go wyczuć, ale wiesz, że u wnuków sygnatura zapachowa jest prawie niewykrywalna. – Miriam westchnęła z irytacji. – Benjamin wspomniał o czarownicach i o twoich badaniach genetycznych. Nie wierzysz w zbiegi okoliczności, pamiętasz?
Matthew pamiętał, że kiedyś coś takiego mówił… na długo przed poznaniem Diany. Mimo woli zerknął na dom. Potrzeba chronienia żony wynikała teraz z odruchu i instynktu. Odepchnął od siebie wcześniejsze ostrzeżenie Fernanda, że ma obsesję na jej punkcie.
– Miałaś okazję zbadać dokładniej DNA Diany? – W poprzednim roku pobrał od niej próbki krwi.
– A jak myślisz, co robiłam przez cały ten czas? Szydełkowałam kocyki, na wypadek gdybyś wrócił do domu z dziećmi, i płakałam z powodu twojej nieobecności? I tak wiem o bliźniętach tyle co wszyscy, czyli za mało.
Matthew pokręcił z żalem głową.
– Tęskniłem za tobą, Miriam.
– Nie. Bo następnym razem, kiedy cię zobaczę, ugryzę cię tak mocno, że będziesz miał bliznę przez lata. – Głos Miriam drżał. – Powinieneś był zabić Benjamina dawno temu. Wiedziałeś, że jest potworem.
– Nawet potwory mogą się zmienić – powiedział cicho Matthew. – Spójrz na mnie.
– Ty nigdy nie byłeś potworem. Powtarzałeś to kłamstwo, żebyśmy trzymali się z daleka.
Matthew nie zgadzał się z nią, ale nie drążył sprawy.
– Czego dowiedziałaś się o Dianie?
– Dowiedziałam się, że to, co sądziliśmy o twojej żonie, to prawie nic w porównaniu z tym, czego nie wiemy. Jej DNA jądrowe jest jak labirynt. Jeśli się w niego zagłębisz, zabłądzisz. – Miriam mówiła o jedynych w swoim rodzaju genetycznych odciskach palców Diany. – A jej DNA mitochondrialne jeszcze bardziej wprawia w konsternację.
– Odłóżmy na chwilę na bok DNA mitochondrialne. Ono powie nam jedynie, co Diana ma wspólnego ze swoimi żeńskimi przodkami. – Matthew zamierzał wrócić do tej kwestii później. – Chcę zrozumieć, co czyni ją wyjątkową.
– Co cię dręczy? – Miriam znała go na tyle dobrze, by usłyszeć to, czego nie mówił.
– Na początek jej zdolność do poczęcia moich dzieci. – Matthew wziął głęboki wdech. – A w szesnastym wieku Diana znalazła sobie towarzyszkę. Corra to smok ognisty.
– Towarzyszkę? Myślałam, że te historie o czarownicach i ich pomocnikach to ludzkie mity. Nic dziwnego, że jej gen przeobrażenia jest taki dziwny. Smok ognisty. Tylko tego nam trzeba. Zaczekaj. Jest na smyczy czy coś w tym rodzaju? Możemy dostać próbkę jego krwi?
– Może – odparł z powątpiewaniem Matthew. – Ale nie jestem pewien, czy Corra zgodzi się na pobranie wymazu z policzka.
– Zastanawiam się, czy ona i Diana są genetycznie spokrewnione… – Miriam urwała zaintrygowana możliwościami.
– Znalazłaś w chromosomie czarownicy u Diany coś, co wskazywałoby na to, że właśnie on rządzi płodnością? – zapytał Matthew.
– To całkiem nowa kwestia, a wiesz, że naukowcy zwykle nic nie znajdują, jeśli tego nie szukają – stwierdziła cierpko Miriam. – Daj mi kilka dni, a zobaczę, co odkryję. Jest w tym chromosomie tyle niezidentyfikowanych genów, że czasami się zastanawiam, czy ona w ogóle jest czarownicą. – Miriam się zaśmiała.
Matthew milczał. Nie mógł jej ujawnić, że Diana jest tkaczką, skoro nawet Sarah tego nie wiedziała.
– Coś przede mną ukrywasz – stwierdziła Miriam z nutą oskarżenia w głosie.
– Przyślij mi raport na temat tego, co jeszcze udało ci się odkryć – poprosił Matthew. – Omówimy wszystko dokładniej za kilka dni. I zerknij również na mój profil DNA. Skup się na genach, których jeszcze nie zidentyfikowaliśmy, zwłaszcza jeśli znajdują się blisko genu szału krwi. Zobacz, czy coś zwróci twoją uwagę.
– Ooo-kej. Masz bezpieczne połączenie internetowe?
– Najlepsze, jakie można było dostać za pieniądze Baldwina.
– A więc całkiem bezpieczne – stwierdziła Miriam. – Porozmawiamy później. Aha, Matthew?
– Tak?
– Nadal zamierzam cię ugryźć za to, że nie zabiłeś Benjamina, kiedy miałaś okazję.
– Będziesz najpierw musiała mnie złapać.
– To łatwe. Wystarczy, że złapię Dianę. Wtedy ty sam do mnie przyjdziesz. – I po tych słowach się rozłączyła.
– Miriam znowu w szczytowej formie – skomentował Fernando.
– Ona zawsze potrafiła z zadziwiającą szybkością dojść do siebie po każdym kryzysie – powiedział Matthew z sympatią. – Pamiętasz, jak Bertrand…
Na podjazd skręcił nieznajomy samochód.
Matthew puścił się biegiem w jego stronę, a Fernando za nim.
Siwowłosa kobieta, która prowadziła powgniatane granatowe volvo, nie wydawała się ani trochę zaskoczona widokiem dwóch wampirów, w tym jednego wyjątkowo wysokiego. Opuściła szybę.
– Pan musi być Matthew – stwierdziła. – Jestem Vivian Harrison. Diana poprosiła mnie, żebym wpadła i zobaczyła się z Sarah. I martwi się o to drzewo w kominku.
– Co