Księga życia. Trylogia Wszystkich Dusz. Tom 3. Deborah Harkness

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Księga życia. Trylogia Wszystkich Dusz. Tom 3 - Deborah Harkness страница 34

Księga życia. Trylogia Wszystkich Dusz. Tom 3 - Deborah  Harkness

Скачать книгу

na mnie przenikliwie.

      – Chyba potrzebujemy waszej pomocy. – Słowa same mi się wymknęły. Moje zdumienie musiało być widoczne, bo cała trójka zaczęła się śmiać.

      – Dobrze. Po to jesteśmy. – Vivian posłała mi uśmiech aprobaty. – Co to za problem?

      – Sarah całkiem zamknęła się w sobie – wyznałam wprost. – A Matthew i ja mamy kłopot.

      – Wiem. – Caleb podrzucił Grace na biodrze. – Kciuki doskwierają mi od wielu dni. Z początku myślałem, że chodzi tylko o wampiry.

      – To coś więcej. – Mój ton był ponury. – Dotyczy również czarownic. I Kongregacji. Moja matka miała przeczucie, ale ja nie wiem od czego zacząć poszukiwanie informacji.

      – Co mówi Sarah? – zapytała Vivian.

      – Niewiele. Przez cały czas opłakuje Emily. Siedzi przy kominku, patrzy na drzewo wyrastające z paleniska i czeka, aż wrócą duchy.

      – A twój mąż? – Caleb uniósł brwi.

      – Matthew wymienia słupki ogrodzenia. – Przeczesałam ręką włosy, odklejając od karku wilgotne pasma. Gdyby zrobiło się jeszcze cieplej, mogłabym usmażyć jajka na masce samochodu Sarah.

      – Klasyczny przykład przeniesionej agresji – stwierdził w zamyśleniu Caleb – i potrzeba ustalenia mocnych granic.

      – Co to za magia? – Byłam zdumiona, że po kilku słowach tyle wie o Matthew.

      – Antropologia. – Caleb uśmiechnął się szeroko.

      – Może powinniśmy porozmawiać gdzie indziej. – Vivian uśmiechnęła się ciepło, kiedy zobaczyła rosnący tłum gapiów w dziale owocowo-warzywnym.

      Ludzie w sklepie nie mogli nie zauważyć zgromadzenia czworga istot z innego świata, a kilka osób otwarcie przysłuchiwało się naszej rozmowie, udając, że oceniają dojrzałość melonów i arbuzów.

      – Spotkajmy się u Sarah za dwadzieścia minut – zaproponowałam, żeby już stąd wyjść.

      – Arborio jest w alejce piątej – powiedział Caleb, oddając Grace żonie. – To w Hamilton rzecz najbardziej zbliżona do ryżu na paellę. Jeśli się nie nada, możesz zajechać po drodze do sklepu ze zdrową żywnością. Maureen zamówi specjalnie dla ciebie hiszpański ryż. Inaczej będziesz musiała pojechać do Syracuse.

      – Dzięki – bąknęłam. Nie zamierzałam odwiedzać sklepu ze zdrową żywnością, który był miejscem spotkań czarownic, jeśli nie przyjeżdżały do Cost Cutter. Popchnęłam wózek w stronę piątej alejki. – Dobry pomysł.

      – Nie zapomnij o mleku! – zawołała za mną Abby.

      * * *

      Kiedy dotarłam do domu, Matthew i Fernando stali na polu pogrążeni w rozmowie. Wypakowałam zakupy i znalazłam wiadro w zlewie, gdzie je zostawiłam. Odruchowo sięgnęłam do kurka, żeby puścić wodę.

      – Co, do diabła, ze mną jest? – wymamrotałam, wyjmując puste wiadro ze zlewu. Odniosłam je do destylarni i pozwoliłam, żeby drzwi się za mną zamknęły.

      Ten pokój był świadkiem moich największych upokorzeń jako czarownicy. Wprawdzie rozumiałam, że moje dawne kłopoty z magią wzięły się stąd, że byłam tkaczką, do tego związaną czarem, ale nadal nie mogłam zapomnieć o porażkach.

      Przyszedł jednak czas, żeby spróbować.

      Postawiłam wiadro na palenisku i odszukałam falę, która zawsze przeze mnie przepływała. Dzięki ojcu nie tylko byłam tkaczką, ale miałam we krwi dużo wody. Kucnęłam, ułożyłam dłoń w kształt dziobka i skupiłam się na swoich pragnieniach.

      Czysta. Świeża. Nowa.

      Po chwili moja ręka wyglądała jak z metalu, a z palców poleciała woda i z głuchym dudnieniem uderzyła o plastik. Gdy wiadro się napełniło, dłoń znowu zmieniła się w dłoń. Uśmiechnęłam się i przysiadłam na piętach, zadowolona, że udała mi się sztuka magiczna w domu Bishopów. Wokół mnie powietrze iskrzyło się od kolorowych nici. Już nie wydawały się grube i ciężkie, tylko jasne i pełne możliwości. Chłodny powiew wpadł przez otwarte okno. Może nie potrafiłam rozwiązać wszystkich naszych problemów pojedynczym węzłem, ale jeśli chciałam odkryć, co wiedziała Emily i moja matka, musiałam od czegoś zacząć.

      – Węzeł pierwszy zaklęcie rozpoczyna – wyszeptałam, łapiąc srebrną nić i zawiązując ją mocno.

      Kątem oka dostrzegłam sute spódnice i haftowany stanik, które należały do mojej przodkini Bridget Bishop.

      Witaj w domu, wnuczko, powiedziało widmo.

      Rozdział 8

      Matthew zamachnął się młotem i opuścił go na drewniany słupek. Satysfakcjonujące łupnięcie przeniosło się na jego ramiona, barki i dół pleców. Ponownie uniósł narzędzie.

      – Nie wierzę, że musisz uderzyć trzeci raz – odezwał się za nim Fernando. – Powinien stać prosty i wysoki aż do nadejścia kolejnej epoki lodowcowej.

      Matthew postawił młot na ziemi i oparł się na trzonku. Nie był spocony ani zdyszany, tylko zirytowany, że mu przeszkodzono.

      – O co chodzi, Fernando?

      – Słyszałem wczoraj, jak rozmawiasz z Baldwinem.

      Zamiast odpowiedzieć, Matthew sięgnął po dołownik.

      – Domyślam się, co ci powiedział: że masz tu zostać i nie sprawiać kłopotów… na razie – ciągnął Fernando.

      Matthew wbił dołownik w glebę. Dwa ostrza weszły w nią głębiej niż gdyby narzędziem posługiwał się człowiek. Matthew wyciągnął je z ziemi i sięgnął po drewniany słupek.

      – Chodź, Mateus. Naprawianie płotu Sarah nie jest najbardziej pożytecznym sposobem spędzania czasu.

      – Najbardziej pożytecznym sposobem spędzania czasu byłoby znalezienie Benjamina i pozbycie się go raz na zawsze. – Matthew podniósł siedmiostopowy słupek jedną ręką równie łatwo, jakby ten ważył nie więcej niż ołówek. Wbił go w miękką ziemię. – Zamiast tego czekam, aż Baldwin da mi pozwolenie na to, co powinienem był zrobić dawno temu.

      – Hmm… – Fernando przyjrzał się palowi. – Więc dlaczego nie jedziesz? Do diabła z Baldwinem i jego dyktatorskimi zapędami. Zajmij się Benjaminem. Dla mnie to żaden kłopot zaopiekować się Dianą i Sarah.

      Matthew posłał mu zjadliwe spojrzenie.

      – Nie zamierzam zostawić swojej ciężarnej żony na kompletnym odludziu… nawet z tobą.

      – Zatem planujesz tu zostać i naprawiać wszystko, co uznasz za zepsute, aż do tej szczęśliwej chwili, kiedy Baldwin zadzwoni i pozwoli ci zabić własne dziecko. Wtedy zawleczesz Dianę do zapomnianej przez

Скачать книгу