Czerwona kraina. Joe Abercrombie

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Czerwona kraina - Joe Abercrombie страница 35

Czerwona kraina - Joe Abercrombie

Скачать книгу

słowo Proroka na zachód od Fałdy. A raczej jako drugi, gdyż niejaki Oktaadi zrezygnował po trzech miesiącach pobytu w tamtych okolicach, a gdy wracał, Duchy obdarły go żywcem ze skóry. Ashjid na razie próbował nauczać członków Drużyny za pośrednictwem codziennych błogosławieństw, jednak jak dotąd udało mu się nawrócić tylko ciekawskiego półgłówka zajmującego się zbieraniem wody pitnej. Nie mógł im przekazać żadnych informacji poza objawieniem pisma, ale poprosił Boga, by spojrzał życzliwym okiem na ich poszukiwania, a Płoszka mu za to podziękowała. Lepiej otrzymać błogosławieństwo niż przekleństwo, chociaż pług czasu i tak odsłoni to, co ma odsłonić.

      Kapłan wskazał surowego człowieka siedzącego na schludnie utrzymanym wozie. Mężczyzna miał na imię Savian i podobno lepiej było z nim nie zadzierać. Miał przy boku długi miecz, który wyglądał, jakby wiele przeszedł, oraz pokrytą siwym zarostem twarz, która zapewne przeszła jeszcze więcej. Szparki oczu wyglądały z cienia nisko opuszczonego kapelusza.

      – Nazywam się Płoszka Południe, a to jest Owca.

      Savian tylko skinął głową, jakby uznał, że to możliwe, ale nie miał na ten temat żadnego zdania.

      – Szukam swojego brata i siostry. Mają sześć i dziesięć lat.

      Tym razem nawet nie pokiwał głową. Zacięty drań.

      – Porwał ich człowiek nazwiskiem Grega Cantliss.

      – Nie mogę wam pomóc – odrzekł z nutką imperialnego akcentu, mierząc Płoszkę wzrokiem. Najwyraźniej nie zrobiła na nim wrażenia. Potem popatrzył na Owcę, który również mu nie zaimponował. Przyłożył pięść do ust i przeciągle, chrapliwie zakaszlał.

      – Brzydki kaszel – stwierdziła Płoszka.

      – A kiedy kaszel jest ładny?

      Płoszka zauważyła kuszę zawieszoną na oparciu siedzenia za jego plecami. Nie naładował jej, ale naciągnął cięciwę i zablokował spust klinem. Broń była gotowa do użycia.

      – Przyłączyłeś się do Drużyny, żeby walczyć?

      – Mam nadzieję, że nie będę musiał. – Jego wygląd nie świadczył o tym, że jego nadzieje zawsze się spełniają.

      – Tylko głupiec pragnie walki.

      – Niestety zawsze się taki znajdzie.

      Owca parsknął.

      – Przykre, ale prawdziwe.

      – Po co wybierasz się do Dalekiej Krainy? – spytała Płoszka, starając się wyciosać coś więcej z tej kamiennej twarzy.

      – To moja sprawa – odparł, po czym ponownie zakaszlał. Nawet wtedy jego usta ledwo się poruszyły.

      Płoszka zastanawiała się, czy Savian ma jakieś mięśnie w głowie.

      – Postanowiliśmy spróbować swoich sił jako poszukiwacze. – Z wozu wychyliła się kobieta, szczupła i silna, z krótko ostrzyżonymi włosami i bardzo niebieskimi oczami. Miała przenikliwe spojrzenie. – Mam na imię Corlin.

      – To moja siostrzenica – wyjaśnił Savian, chociaż było coś dziwnego w tym, jak na siebie patrzyli.

      Płoszka nie była pewna, na czym to polega.

      – Poszukiwacze? – spytała, zsuwając kapelusz z czoła. – Niewiele kobiet się tym zajmuje.

      – Chcesz powiedzieć, że kobiety nie mogą robić wszystkiego? – spytała Corlin.

      Płoszka uniosła brwi.

      – Myślę, że powinny mieć na tyle rozumu, by nie próbować niektórych rzeczy.

      – Wydaje się, że żadna z płci nie ma monopolu na pychę.

      – Na to wygląda – odparła Płoszka i mruknęła pod nosem: – Cokolwiek to, kurwa, znaczy. – Skinęła do nich głową i zawróciła wierzchowca. – Do zobaczenia na szlaku.

      Corlin i jej wuj nie odpowiedzieli, tylko oddali się rywalizacji na śmierć i życie, próbując ustalić, które z nich zdoła odprowadzić Płoszkę surowszym wzrokiem.

      – Jest w nich coś dziwnego – szepnęła Płoszka do Owcy, gdy odjeżdżali. – Nie widziałam, żeby mieli sprzęt do kopania.

      – Może chcą go kupić w Fałdzie?

      – I pięciokrotnie przepłacić? Patrzyłeś im w oczy? Nie wyglądają na ludzi, którzy zawierają kiepskie interesy.

      – Nic ci nie umknie, prawda?

      – Staram się być czujna, na wypadek gdyby coś miało się obrócić przeciwko mnie. Myślisz, że oni mogą nam przysporzyć kłopotów?

      Owca wzruszył ramionami.

      – Myślę, że najlepiej traktować innych ludzi tak, jak sami chcielibyśmy być traktowani, i pozostawić im swobodę wyboru. Każdy z nas może przysporzyć komuś kłopotów. Zapewne połowa Drużyny ma do opowiedzenia jakąś ponurą historię. W przeciwnym razie po co brnęliby przez to bezkresne i płaskie pustkowie w towarzystwie takich ludzi jak my?

      Raynault Buckhorm mógł im opowiedzieć tylko o swoich marzeniach, chociaż nawet wtedy się jąkał. Należała do niego połowa bydła prowadzonego przez Drużynę, zatrudniał sporą część poganiaczy i już po raz piąty podróżował do Fałdy, gdzie zawsze był popyt na mięso, tym razem wioząc ze sobą żonę i dzieci, żeby osiąść tam na stałe. Dokładną liczbę jego dzieci trudno było oszacować, ale wydawało się, że jest ich mnóstwo. Buckhorm spytał Owcę, czy ten widział trawę w Dalekiej Krainie. Psiakrew, to najlepsza trawa w Kręgu Świata. A także najlepsza woda. Warto zmierzyć się z pogodą, Duchami oraz morderczą odległością, żeby dotrzeć do takiej trawy i wody. Kiedy Płoszka wspomniała mu o Gredze Cantlissie oraz jego bandzie, pokręcił głową i stwierdził, że wciąż go dziwi, jak nisko mogą upaść ludzie. Żona Buckhorma, Luline – posiadaczka olbrzymiego uśmiechu oraz malutkiego ciała, które nie wiadomo jakim cudem wydało na świat tak liczne potomstwo – również pokręciła głową i odrzekła, że to najokropniejsza rzecz, o jakiej słyszała, i że chciałaby jakoś pomóc Płoszce. Zapewne by ją przytuliła, gdyby ta nie siedziała na koniu. Potem dała jej trochę ciasta i spytała, czy rozmawiała z Hedgesem.

      Hedges okazał się przebiegłym typkiem, który jechał na wymizerowanym mule, miał za mało sprzętu oraz nieprzyjemny zwyczaj patrzenia na Płoszkę od szyi w dół podczas rozmowy. Nigdy nie słyszał o Gredze Cantlissie, ale pokazał swoją niesprawną nogę, którą podobno zranił, dowodząc szarżą podczas Bitwy o Osrung. Płoszka wątpiła w prawdziwość tej opowieści. Jednakże matka zawsze jej powtarzała, że „warto szukać w ludziach tego, co najlepsze”, co stanowiło dobrą radę, nawet jeśli matka sama nigdy z niej nie korzystała. Dlatego Płoszka poczęstowała Hedgesa ciastem Luline Buckhorm, a on w końcu popatrzył jej w oczy i rzekł:

      – Jesteś w porządku.

      – Niech ciasto cię nie zwiedzie – odparła,

Скачать книгу