Czerwona kraina. Joe Abercrombie
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Czerwona kraina - Joe Abercrombie страница 35
Kapłan wskazał surowego człowieka siedzącego na schludnie utrzymanym wozie. Mężczyzna miał na imię Savian i podobno lepiej było z nim nie zadzierać. Miał przy boku długi miecz, który wyglądał, jakby wiele przeszedł, oraz pokrytą siwym zarostem twarz, która zapewne przeszła jeszcze więcej. Szparki oczu wyglądały z cienia nisko opuszczonego kapelusza.
– Nazywam się Płoszka Południe, a to jest Owca.
Savian tylko skinął głową, jakby uznał, że to możliwe, ale nie miał na ten temat żadnego zdania.
– Szukam swojego brata i siostry. Mają sześć i dziesięć lat.
Tym razem nawet nie pokiwał głową. Zacięty drań.
– Porwał ich człowiek nazwiskiem Grega Cantliss.
– Nie mogę wam pomóc – odrzekł z nutką imperialnego akcentu, mierząc Płoszkę wzrokiem. Najwyraźniej nie zrobiła na nim wrażenia. Potem popatrzył na Owcę, który również mu nie zaimponował. Przyłożył pięść do ust i przeciągle, chrapliwie zakaszlał.
– Brzydki kaszel – stwierdziła Płoszka.
– A kiedy kaszel jest ładny?
Płoszka zauważyła kuszę zawieszoną na oparciu siedzenia za jego plecami. Nie naładował jej, ale naciągnął cięciwę i zablokował spust klinem. Broń była gotowa do użycia.
– Przyłączyłeś się do Drużyny, żeby walczyć?
– Mam nadzieję, że nie będę musiał. – Jego wygląd nie świadczył o tym, że jego nadzieje zawsze się spełniają.
– Tylko głupiec pragnie walki.
– Niestety zawsze się taki znajdzie.
Owca parsknął.
– Przykre, ale prawdziwe.
– Po co wybierasz się do Dalekiej Krainy? – spytała Płoszka, starając się wyciosać coś więcej z tej kamiennej twarzy.
– To moja sprawa – odparł, po czym ponownie zakaszlał. Nawet wtedy jego usta ledwo się poruszyły.
Płoszka zastanawiała się, czy Savian ma jakieś mięśnie w głowie.
– Postanowiliśmy spróbować swoich sił jako poszukiwacze. – Z wozu wychyliła się kobieta, szczupła i silna, z krótko ostrzyżonymi włosami i bardzo niebieskimi oczami. Miała przenikliwe spojrzenie. – Mam na imię Corlin.
– To moja siostrzenica – wyjaśnił Savian, chociaż było coś dziwnego w tym, jak na siebie patrzyli.
Płoszka nie była pewna, na czym to polega.
– Poszukiwacze? – spytała, zsuwając kapelusz z czoła. – Niewiele kobiet się tym zajmuje.
– Chcesz powiedzieć, że kobiety nie mogą robić wszystkiego? – spytała Corlin.
Płoszka uniosła brwi.
– Myślę, że powinny mieć na tyle rozumu, by nie próbować niektórych rzeczy.
– Wydaje się, że żadna z płci nie ma monopolu na pychę.
– Na to wygląda – odparła Płoszka i mruknęła pod nosem: – Cokolwiek to, kurwa, znaczy. – Skinęła do nich głową i zawróciła wierzchowca. – Do zobaczenia na szlaku.
Corlin i jej wuj nie odpowiedzieli, tylko oddali się rywalizacji na śmierć i życie, próbując ustalić, które z nich zdoła odprowadzić Płoszkę surowszym wzrokiem.
– Jest w nich coś dziwnego – szepnęła Płoszka do Owcy, gdy odjeżdżali. – Nie widziałam, żeby mieli sprzęt do kopania.
– Może chcą go kupić w Fałdzie?
– I pięciokrotnie przepłacić? Patrzyłeś im w oczy? Nie wyglądają na ludzi, którzy zawierają kiepskie interesy.
– Nic ci nie umknie, prawda?
– Staram się być czujna, na wypadek gdyby coś miało się obrócić przeciwko mnie. Myślisz, że oni mogą nam przysporzyć kłopotów?
Owca wzruszył ramionami.
– Myślę, że najlepiej traktować innych ludzi tak, jak sami chcielibyśmy być traktowani, i pozostawić im swobodę wyboru. Każdy z nas może przysporzyć komuś kłopotów. Zapewne połowa Drużyny ma do opowiedzenia jakąś ponurą historię. W przeciwnym razie po co brnęliby przez to bezkresne i płaskie pustkowie w towarzystwie takich ludzi jak my?
Raynault Buckhorm mógł im opowiedzieć tylko o swoich marzeniach, chociaż nawet wtedy się jąkał. Należała do niego połowa bydła prowadzonego przez Drużynę, zatrudniał sporą część poganiaczy i już po raz piąty podróżował do Fałdy, gdzie zawsze był popyt na mięso, tym razem wioząc ze sobą żonę i dzieci, żeby osiąść tam na stałe. Dokładną liczbę jego dzieci trudno było oszacować, ale wydawało się, że jest ich mnóstwo. Buckhorm spytał Owcę, czy ten widział trawę w Dalekiej Krainie. Psiakrew, to najlepsza trawa w Kręgu Świata. A także najlepsza woda. Warto zmierzyć się z pogodą, Duchami oraz morderczą odległością, żeby dotrzeć do takiej trawy i wody. Kiedy Płoszka wspomniała mu o Gredze Cantlissie oraz jego bandzie, pokręcił głową i stwierdził, że wciąż go dziwi, jak nisko mogą upaść ludzie. Żona Buckhorma, Luline – posiadaczka olbrzymiego uśmiechu oraz malutkiego ciała, które nie wiadomo jakim cudem wydało na świat tak liczne potomstwo – również pokręciła głową i odrzekła, że to najokropniejsza rzecz, o jakiej słyszała, i że chciałaby jakoś pomóc Płoszce. Zapewne by ją przytuliła, gdyby ta nie siedziała na koniu. Potem dała jej trochę ciasta i spytała, czy rozmawiała z Hedgesem.
Hedges okazał się przebiegłym typkiem, który jechał na wymizerowanym mule, miał za mało sprzętu oraz nieprzyjemny zwyczaj patrzenia na Płoszkę od szyi w dół podczas rozmowy. Nigdy nie słyszał o Gredze Cantlissie, ale pokazał swoją niesprawną nogę, którą podobno zranił, dowodząc szarżą podczas Bitwy o Osrung. Płoszka wątpiła w prawdziwość tej opowieści. Jednakże matka zawsze jej powtarzała, że „warto szukać w ludziach tego, co najlepsze”, co stanowiło dobrą radę, nawet jeśli matka sama nigdy z niej nie korzystała. Dlatego Płoszka poczęstowała Hedgesa ciastem Luline Buckhorm, a on w końcu popatrzył jej w oczy i rzekł:
– Jesteś w porządku.
– Niech ciasto cię nie zwiedzie – odparła,