Wzlot Persopolis. James S.a. Corey
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Wzlot Persopolis - James S.a. Corey страница 35
Bobbie przypięła się do pryczy przeciążeniowej.
– To mogą nawet wcale nie być ludzie Duartego. Równie dobrze mogli go utopić w wannie piętnaście lat temu.
– Można mieć nadzieję – zgodził się Aleks. Mrok panujący na mostku wiązał się z tym, że światło na jej twarz padało głównie z monitora. – Przełączyłem Rosa z powrotem do konfiguracji czterech osób w załodze.
– To nie wystarczy – skomentowała Bobbie. – Potrzebujemy większej obsady.
– Lataliśmy tak przez wiele lat, zanim dołączyłaś do nas ty i Claire. Sprawdza się lepiej, niż mogłabyś się spodziewać. Hej...... słuchaj, skoro istnieje ryzyko, że ktoś może chcieć wybić trochę dziur w Medynie, czy będziesz miała coś przeciwko, jeśli zostawię Holdena i Naomi na kanale statku? Tak na wszelki wypadek.
Bobbie się zawahała. Jakaś jej część zjeżyła się na myśl o dostępie do kanału łączności osób, które nie uczestniczyły w operacji, ale to w końcu Holden i Naomi, a odcięcie ich też wydawało się dziwne. Aleks czekał na odpowiedź. Machnęła ręką, jakby myślała o czymś innym.
– Oczywiście, że nie – rzuciła. – To rodzina. – Lekki uśmieszek Aleksa sugerował, że dokładnie tego się spodziewał, i ucieszył się, że tak odpowiedziała. Otworzyła połączenie do Amosa i Clarissy. – Dobra, słuchajcie. Kontrole przedstartowe. Ustawmy się na pozycji.
Powolna strefa – wrota, stacja Medyna i stacja obcych z działami szynowymi – była maleńka tylko w porównaniu z bezmiarem zwykłej przestrzeni. Cała objętość wyznaczona pierścieniami była mniejsza od Słońca, a biorąc pod uwagę widziane przez nią oszacowania dotyczące ilości energii wymaganej do utrzymania otwartych i stabilnych wrót, prawdopodobnie zawierała przynajmniej tyle samo energii, ale kontrolowanej przez siły, których nawet nie próbowała zrozumieć. A między wrotami znajdowała się czerń, w którą materia i energia mogły wniknąć, ale z której nigdy nic nie wracało. Nie-pustka obok wrót sprawiała, że czuła się nieco klaustrofobicznie, mając do dyspozycji tylko kulę o średnicy miliona kilometrów.
Nawet przy tych ograniczeniach Medyna byłaby zbyt mała, by zobaczyć ją na monitorze, gdyby wyświetlano ją zgodnie z faktyczną skalą. Zamiast tego miała okno z pełnym systemem – wrotami, stacjami, Rosem, Tori Byronem i stanowiska dział szynowych – z jednej strony monitora, a do tego trzy mniejsze okna prezentujące wyświetlacze taktyczne Rosa w wąskim jak igła cieniu radarowym Medyny, Tori Byrona i wrota Lakonii. Znacznik zegara odliczał minuty i sekundy do chwili, na którą swoje przybycie zapowiedział admirał Trejo. Miała spięte ramiona. Czuła się, jakby znajdowała się między chwilą rzucenia kości a zobaczeniem wyrzuconych oczek. Podniecenie hazardzisty. Nie podobało jej się, że to uczucie sprawiało jej przyjemność.
– Czujniki Medyny coś odbierają – poinformowała Clarissa z pokładu technicznego.
– Rzuć mi, proszę, aktualizację – odpowiedziała Bobbie i okno z wrotami Lakonii na jej monitorze przełączyło się na obraz na żywo z wrót z fałszywymi kolorami, by zrobić czerń nieco bardziej czytelną.
Dziwny krąg wrót. Migoczące gwiazdy po drugiej stronie i ruchomy cień jednostki. Nawet patrząc na niknące za nim gwiazdy, Bobbie zorientowała się, że statek jest duży. Może faktycznie był to ich pancernik klasy Donnager. Co samo w sobie byłoby deklaracją Lakonian.
Chyba że było to coś innego.
Statek, który przeszedł przez wrota, w pierwszej chwili wyglądał nie tak. Nie chodziło tylko o jego dziwnie organiczny kształt. Sposób, w jaki fałszywe barwy z wysiłkiem próbowały zaprezentować jego powierzchnię, miał w sobie coś z usterki graficznej lub ze snu. Zaczęła się przyglądać w poszukiwaniu spoin połączeń płyt pancerza, ale niczego nie zobaczyła. Jej umysł wciąż próbował zobaczyć w tym statek, ale przełączał się na jakiegoś rodzaju antyczne stworzenie morskie z głębin ziemskiego oceanu.
– To nie jest jeden z naszych – rzucił Aleks. – Cholera. Skąd oni to wzięli?
– Nie podoba mi się to – stwierdziła Clarissa.
Mnie też nie, siostrzyczko, pomyślała Bobbie.
Na kanale kontroli ruchu kapitan Tori Byrona wywoływał lakońskie coś, rozkazując mu się całkowicie zatrzymać. Bobbie kiwnęła głową w stronę ekranu, próbując myślami skłonić Trejo do odpowiedzi. Podświadomie chciała, żeby to zdarzenie nabrało elementów normalności. Zamiast tego dziwny statek leciał dalej swoim kursem, spokojny i niewzruszony. Po drugiej stronie wrót wciąż widać było jeszcze jedną smugę z silnika. Znacznie mniejszą, ale niewątpliwie był tam drugi statek. Po kilku chwilach Tori Byron włączył główny silnik, ruszając kursem do przechwycenia. Przypominało to oglądanie sceny, gdy domowy kot szykuje się do walki z lwem.
To wasze ostatnie ostrzeżenie, ogłosił Tori Byron. Obraz na monitorze Bobbie został zaktualizowany. Tori Byron namierzył wielki statek laserem celowniczym...
I zniknął. W miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą znajdował się Tori, unosiła się tylko migocząca chmura materii tak dziwna, że czujniki Rosa nie wiedział, jak ją zinterpretować.
– Co do kurwy...! – sapnął Aleks. – Strzelili czymś? Nie widziałem, żeby czymś strzelali!
Żołądek Bobbie zrobił się tak ciężki, że teoretycznie powinien ją ciągnąć w dół, nawet w nieważkości. Otworzyła kanał do stanowisk dział szynowych, zanim uświadomiła sobie, że to robi. Nawet w chwili uzyskania połączenia była coraz bardziej przekonana, że to nie wystarczy. Nic już nie pomoże. Ale takie rzeczy należało robić w określony sposób. Rozkaz do bitwy, nawet pozbawionej szans na zwycięstwo.
– Ognia, ognia, ognia! – krzyknęła.
Na ekranie działa szynowe splunęły ogniem.
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.
Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.