Nocna droga. Kristin Hannah

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Nocna droga - Kristin Hannah страница 3

Nocna droga - Kristin Hannah Kolekcja 20-lecia

Скачать книгу

      Dziewczynka głęboko odetchnęła. Da radę. Oczywiście, że tak. W ciągu pięciu lat wprowadzała się do siedmiu domów zastępczych i chodziła do sześciu różnych szkół. Wiedziała, że da radę.

      Złapała wyciągniętą dłoń. Przecisnęły się wąskim przejściem, obijając się o miękkie siedzenia po obu stronach.

      Po wyjściu z autobusu Lexi odebrała porysowaną czerwoną walizkę, którą ledwie zdołała udźwignąć, bo zapakowała do niej najmilsze sercu rzeczy – książki. Dociągnęła ją na skraj chodnika i stanęła na samym brzeżku krawężnika. Betonowy uskok wydawał się niebezpieczny. Jeden nieostrożny krok i mogłaby coś sobie złamać albo wpaść między pędzące samochody.

      Pani Watters podeszła do niej i otworzyła parasol. Deszcz zabębnił o napięty nylon.

      Pozostali pasażerowie wysiadali z autobusu jeden za drugim i znikali.

      Lexi rozejrzała się po pustym parkingu i zebrało jej się na płacz. Ile razy już to przerabiała? Za każdym razem, kiedy mama przeszła odwyk, wracała po córkę. Daj mi jeszcze jedną szansę, córeńko. Powiedz temu miłemu sędziemu, że mnie kochasz. Poprawię się... nigdy więcej o tobie nie zapomnę. I za każdym razem Lexi czekała.

      – Pewnie zmieniła zdanie.

      – Nie zmieniła.

      – Ale może zmienić.

      – Masz rodzinę, Lexi.

      Pani Watters powtórzyła porażające słowa i Lexi zachwiała się w swojej pewności, do jej serca wkradła się nadzieja.

      – Rodzina.

      Ośmieliła się wypróbować nieoswojone słowo. Rozpłynęło się na języku jak cukierek, pozostawiając słodki smak.

      Wysłużony niebieski ford fairlane podjechał do nich i stanął. Auto z wgnieceniami na błotniku nosiło ślady rdzy. Pękniętą szybę wzmacniała krzyżująca się taśma.

      Drzwi kierowcy otworzyły się powoli. Z forda wysiadła niska, siwa kobieta z załzawionymi brązowymi oczami i twarzą pokrytą siateczką zmarszczek jak u nałogowej palaczki. O dziwo, wyglądała znajomo – jak starsza, pomarszczona replika mamy. W tym momencie do Lexi wróciło to nieprawdopodobne słowo, nabrzmiałe teraz znaczeniem. Rodzina.

      – Alexa? – spytała kobieta ochryple.

      Lexi nie zdobyła się na odpowiedź. Pragnęła, żeby ta kobieta się uśmiechnęła, a może nawet ją uścisnęła, ale Eva Lange stała bez ruchu, z twarzą jak wysuszone jabłuszko ściągniętą w wyrazie głębokiej powagi.

      – Jestem twoją cioteczną babką. Siostrą twojej babci.

      – Nigdy nie poznałam babci – odparła Lexi, bo nic innego nie przyszło jej do głowy.

      – Cały czas myślałam, że mieszkasz z rodziną ojca.

      – Nie mam ojca. Nie wiem, kto nim jest. Mama nie wiedziała.

      Ciocia Eva westchnęła.

      – Teraz już wiem, dzięki pani Watters. To wszystkie twoje rzeczy?

      – Tak – odparła dziewczynka ze wstydem.

      Pani Watters ostrożnie wzięła walizkę od podopiecznej i postawiła na tylnym siedzeniu samochodu.

      – No, Lexi, wsiadaj. Ciocia chce, żebyś z nią zamieszkała.

      Taaa, na razie.

      Pani Watters przygarnęła ją mocno.

      – Nie bój się – szepnęła.

      Lexi niemal się na niej uwiesiła. Zanim zrobiło się to krępujące, puściła. Na chwiejnych nogach podeszła do poobijanego auta i szarpnęła drzwi. Zagrzechotały, brzęknęły i otworzyły się szeroko.

      W środku brązowy materiał okrywający dwa długie siedzenia popękał w szwach, wypluwając szarą wyściółkę. Pachniało miętą i dymem, jakby wypalono tu milion mentolowych papierosów.

      Lexi usiadła jak najbliżej drzwi. Przez popękaną szybę pomachała pani Watters i odjeżdżając, patrzyła, jak opiekunka znika w siwych oparach. Czubkami palców musnęła zimną szybę, jakby ten drobny gest mógł ją połączyć z kobietą, której już nie widziała.

      – Bardzo mi przykro, że twoja mama odeszła – powiedziała ciocia Eva, przerywając długie, niezręczne milczenie. – Jest teraz w lepszym miejscu. Na pewno czerpiesz z tego pociechę.

      Lexi nigdy nie wiedziała, co odpowiedzieć na takie słowa. Każda obca osoba, która ją przygarnęła, wyrażała w ten sposób współczucie. Biedna Lexi, jej matka narkomanka nie żyje. Ale nikt nie miał pojęcia, jak wyglądało życie mamy – mężczyźni, heroina, wymioty, ból. Ani jak straszny był koniec. Tylko Lexi to wiedziała.

      Wyglądała przez okno, poznając okolicę, która miała stać się jej nowym domem. Pejzaż był górzysty, zielony i ciemny nawet w środku dnia. Po kilku kilometrach przydrożna tablica powitała je w rezerwacie Port George. Wszędzie rzucały się w oczy indiańskie symbole. Rzeźbione orki zapraszały do sklepów. Na zaniedbanych działkach stały domy z prefabrykatów, a na niejednym podwórku rdzewiał samochód czy jakiś sprzęt. W to popołudnie pod koniec sierpnia puste stojaki po sztucznych ogniach świadczyły o niedawnym świętowaniu. Kiedyś miało tu rozbłysnąć światłami kasyno, które budowano na zboczu opadającym w stronę cieśniny.

      Drogowskazy doprowadziły je do Parku Przyczep imienia Wodza Sealtha. Ciocia Eva przejechała przez park i zatrzymała się przed szeroką żółtawą przyczepą. Kontury domku w mglistej mżawce traciły ostrość, tchnęły rozczarowaniem. Frontowych drzwi, pomalowanych na niebiesko, strzegły szare plastikowe donice z tyczkowatymi, obumierającymi petuniami. Dwie kraciaste zasłonki w oknie, przewiązane pośrodku puszystą żółtą włóczką, wyglądały jak klepsydry.

      – Skromnie tu – powiedziała ciocia Eva z zawstydzoną miną. – Wynajmuję dom od plemienia.

      Lexi nie wiedziała, co odpowiedzieć. Gdyby ciotka zobaczyła niektóre miejsca, gdzie kiedyś ona mieszkała, nie czułaby potrzeby tłumaczenia się z tej ślicznej przyczepy.

      – Ładnie.

      – No to chodź – rzekła ciocia, wyłączając silnik.

      Lexi podążyła za ciotką żwirową dróżką prowadzącą do drzwi. W przyczepie panował idealny porządek. Mała kuchnia w kształcie litery „L” łączyła się z jadalnią mieszczącą stół z żółtym poplamionym blatem z laminatu i chromowanymi nogami oraz cztery krzesła. W saloniku kraciasta dwuosobowa kanapa i dwa niebieskie fotele obite sztuczną skórą zwracały się do telewizora na metalowym stojaku. Na bocznym stoliku stały dwa zdjęcia – starszej kobiety w okularach w rogowej oprawce i Elvisa. W powietrzu unosił się zapach papierosowego dymu i sztucznych kwiatów. W kuchni prawie na każdej gałce wisiał fioletowy odświeżacz

Скачать книгу