Nocna droga. Kristin Hannah

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Nocna droga - Kristin Hannah страница 4

Nocna droga - Kristin Hannah Kolekcja 20-lecia

Скачать книгу

      Ciotka, osoba nieznajoma, rzuciła dla niej palenie. I przyjęła do siebie, mimo że wcale jej się nie przelewa. Odwzajemniła spojrzenie i chciała odpowiedzieć, ale nie mogła dobyć głosu. Bała się, że niewłaściwym słowem wszystko zepsuje.

      – Czuję się trochę zagubiona, Lexi – rzekła po chwili ciocia Eva. – Oscar i ja... Oscar był moim mężem... nie mieliśmy dzieci. Staraliśmy się, ale nic z tego. Więc nie znam się na wychowywaniu. Jeżeli będziesz...

      – Będę dobra. Przysięgam. – Tylko nie zmieniaj zdania. Proszę. – Jeżeli mnie zatrzymasz, nie pożałujesz.

      – Jeżeli cię zatrzymam? – Ciocia Eva ściągnęła wąskie wargi i zmarszczyła czoło. – Twoja mama nieźle cię załatwiła, nie powiem. Wcale mnie to nie dziwi. Złamała też serce mojej siostrze.

      – Była dobra w łamaniu serc – powiedziała cicho Lexi.

      – Jesteśmy rodziną – rzekła Eva.

      – Nie wiem, co to znaczy.

      Ciocia Eva uśmiechnęła się, ale tak jakoś smutno, i to zabolało Lexi, bo przypomniało jej, że jest po trosze dziwadłem. Życie z mamą pozostawiło ślad.

      – To znaczy, że zostajesz tu ze mną. Najlepiej od razu mów mi Eva, bo i tak byśmy szybko wyrosły z tego „ciociowania”.

      Zaczęła się odwracać. Lexi chwyciła ciotkę za cienki przegub, wyczuwając pod palcami miękką jak aksamit, marszczącą się skórę. Nie planowała tego, nie powinna tak robić, ale było już za późno.

      – O co chodzi, Lexi?

      Dziewczynka nie mogła wydusić tego jednego słowa, które jak kamień utknęło jej w ściśniętym gardle. Ale musiała je powiedzieć. Musiała.

      – Dziękuję – rzekła. Oczy ją piekły. – Nie sprawię kłopotu. Przysięgam.

      – Pewnie sprawisz – odparła Eva i wreszcie się uśmiechnęła. – Jesteś nastolatką. Ale to normalne, Lexi. To się zdarza. Długo byłam sama. Cieszę się, że tu jesteś.

      Lexi tylko kiwnęła głową. Ona też długo była sama.

      Ostatniej nocy Jude Farraday nie zmrużyła oka. W końcu, tuż przed świtem, dała za wygraną. Uniosła lekką letnią kołdrę, uważając, by nie zbudzić śpiącego męża, wstała z łóżka, cicho uchyliła przeszklone drzwi i wysunęła się na dwór.

      W świetle wschodzącego dnia trawnik na tyłach domu lśnił od rosy; bujna, zielona murawa łagodnie opadała ku piaszczystej plaży usianej szarymi otoczakami. Nieco dalej wody cieśniny niezmordowanie układały się w czarne fale, których grzbiety brzask malował na pomarańczowo. Na przeciwległym brzegu pasmo Gór Olimpijskich rysowało się nieregularną lilaróżową linią.

      Jude wsunęła stopy w czekające na nią zawsze przy drzwiach plastikowe robocze chodaki i weszła do ogrodu.

      Ten kawałek ziemi stanowił coś więcej niż jej dumę i radość. To było sanktuarium. Tutaj, kucając na żyznej czarnej ziemi, sadziła i przesadzała, rozdzielała i przycinała. W obrębie niskich kamiennych murków stworzyła świat piękna i porządku. Rośliny, które tu zasadziła, trzymały się przydzielonego im gruntu, zapuszczały głęboko korzenie. Nawet gdy ściskał mróz ostrą zimą, siekły deszcze, szalały burze, wraz ze zmianą pory roku jej ukochane rośliny powracały do życia.

      – Wcześnie wstałaś.

      Odwróciła się. Mąż stał na kamiennym tarasie tuż przed drzwiami sypialni. W czarnych bokserkach, z siwiejącymi blond włosami, przydługimi i nieuładzonymi jeszcze grzebieniem, wyglądał jak seksowny profesor filologii klasycznej albo gwiazda rocka nie pierwszej młodości. Nic dziwnego, że ponad dwadzieścia cztery lata temu zakochała się w nim od pierwszego wejrzenia.

      Zrzuciła pomarańczowe chodaki i przemierzyła kamienną ścieżkę z ogrodu na taras.

      – Nie mogłam spać – wyznała.

      – Pierwszy dzień szkoły – rzekł, biorąc ją w ramiona.

      Tak w istocie było. Ta myśl zakradła się do jej snu jak złodziej, burząc spokój.

      – Nie mogę uwierzyć, że idą do liceum. Zdawałoby się, że dopiero co chodzili do przedszkola.

      – Czeka nas ciekawe doświadczenie. Będziemy obserwować, kim się stają przez te cztery lata.

      – Dla ciebie ciekawe. Stoisz na trybunie i z góry przyglądasz się grze. A ja, na boisku, przyjmuję ciosy. Przeraża mnie myśl, że coś pójdzie nie tak.

      – Co może pójść nie tak? To bystre, ciekawe świata, kochające dzieci. Wszystko im sprzyja.

      – Co może pójść nie tak? Żartujesz sobie? Świat jest niebezpieczny, Milesie. Dotąd zapewnialiśmy im bezpieczeństwo, ale liceum to nie przelewki.

      – Będziesz musiała dać im trochę luzu.

      Ciągle ją tak upominał. Wielu ludzi udzielało jej takiej samej rady, i to od lat. Krytykowano ją, że jako rodzicielka zbyt mocno ściąga cugle, że nadmiernie kontroluje dzieci, ale nie umiała poluzować. Odkąd postanowiła zostać matką, toczyła heroiczną walkę. Zanim urodziła bliźnięta, trzy razy poroniła. A potem mijał miesiąc za miesiącem i powracająca kobieca przypadłość spychała ją w szare opary depresji. Wreszcie cud: znów zaszła w ciążę, niestety, zagrożoną, skazano ją na niemal pół roku leżenia w łóżku. Codziennie, leżąc, wyobrażała sobie swoje dzieci, i to też była walka, mobilizacja siły woli. Włożyła w te zmagania całe serce.

      – Jeszcze nie – oznajmiła. – Mają dopiero po czternaście lat.

      – Jude – rzekł mąż z westchnieniem. – Tylko trochę. O nic więcej nie proszę. Codziennie sprawdzasz im prace domowe, dyżurujesz na każdej potańcówce, organizujesz wszystkie szkolne uroczystości. Szykujesz im śniadanie i wozisz, gdzie chcą. Sprzątasz ich pokoje i pierzesz im ubrania. Jeżeli zapomną zrobić coś, co do nich należy, usprawiedliwiasz ich i wyręczasz. Nie są gatunkiem objętym ochroną jak cętkowana sówka. Wyluzuj trochę.

      – A niby z czym mam wyluzować? Jeżeli przestanę sprawdzać pracę domową, Mia przestanie ją odrabiać. A może mam przestać dzwonić do rodziców ich przyjaciół, aby się upewnić, że nasze dzieci idą tam, gdzie powiedziały, że pójdą? Kiedy ja chodziłam do liceum, co tydzień urządzaliśmy bibę przy beczce piwa i dwie moje przyjaciółki zaszły w ciążę. Wierz mi, że właśnie teraz powinnam ich jeszcze lepiej pilnować. Tyle złego może się zdarzyć w ciągu najbliższych czterech lat. Muszę ich chronić. Kiedy pójdą do college’u, odpuszczę sobie. Obiecuję.

      – Do odpowiedniego college’u – rzucił zaczepnie, ale oboje wiedzieli, że to wcale nie żart. Brat z siostrą bliźniaczką szli do pierwszej klasy liceum, a Jude już zbierała informacje o college’ach.

      Spojrzała

Скачать книгу