Amelia i Kuba. Złota karta. Rafał Kosik

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Amelia i Kuba. Złota karta - Rafał Kosik страница 4

Автор:
Серия:
Издательство:
Amelia i Kuba. Złota karta - Rafał Kosik

Скачать книгу

Odkupię ci. — Tata obciągnął niżej rękaw. — Zresztą ten też ci kupiłem. Razem z gumą. Hmm… trochę jednak gorąco w tej kurtce.

      Rozglądali się, ale nie mogli dostrzec niczego, co by przypominało salę koncertową. Tata otarł pot z czoła i sprawdził jeszcze raz adres na biletach – wszystko się zgadzało.

      — Chodźcie — zadecydował. — Ci ludzie przecież gdzieś idą. Zapytamy kogoś w miłym, chłodnym wnętrzu.

      Poszli tam, gdzie wszyscy, czyli schodami w dół do głównego wejścia. Wnętrze pałacu rzeczywiście przywitało ich chłodem. Na dole w hallu kręciło się kilkanaście osób. Eleganccy mężczyźni w eleganckich marynarkach i eleganckie kobiety w eleganckich sukniach prowadzili eleganckie rozmowy. Niektórzy trzymali eleganckie, smukłe kieliszki z bąbelkującym napojem.

      — Trochę tu nie pasujemy — zauważyła szeptem Mi.

      — Kwiatuszku, pamiętaj, liczy się wnętrze człowieka, nie powierzchowność — zbagatelizował tata.

      — W sensie, że żołądek i tak dalej…? — mruknęła pod nosem Mi.

      — Dzień dobry. — Tata pokazał bilety. — Trochę się pogubiliśmy. Wie pan, gdzie tu jest sala koncertowa?

      Mścisław zmierzył gości krytycznym spojrzeniem; głównie strój taty i kask na głowie Mi.

      — Najpierw zapraszam państwa do mnie, do szatni.

      — Myślałam, że jest pan ministrem. — Mi sprawiała wrażenie rozczarowanej. — Co najmniej.

      Szatniarz poruszał się sztywno, jakby jego ubiór mógł się zginać tylko w kilku miejscach. Niewzruszony, gestem wskazał rządek wieszaków we wnęce. Były puste, bo przy tej temperaturze nikt nie przyszedł w płaszczu.

      — To nie będzie konieczne. — Tata poprawił kurtkę i mrugnął porozumiewawczo do Mścisława. — To taka stylówa.

      — Mamy tu inne zasady dotyczące ubioru — nalegał szatniarz.

      Zza lady szatni wyłonił się niski i gruby, dla odmiany, mężczyzna, również ubrany we frak i trójgraniasty kapelusz. Ten jednak wyglądał bardziej komicznie niż elegancko.

      — Chcisław — przeczytała Mi napis z jego identyfikatora. — Nie ma takiego imienia.

      Chcisław dziwnie chrumknął.

      Mścisław spiorunował go wzrokiem.

      — Kurtka skórzana nie jest mile widziana podczas koncertu — poprawił niskiego kolegę wyższy szatniarz.

      — No nie, ale jak? — obruszył się tata. — To jest taki… — popatrzył na Mścisława i Chcisława — … frak, który zbiegł się w praniu.

      Mścisław zachował kamienny wyraz twarzy. Jego pomocnik zerknął na niego i zrobił identyczną minę.

      Tata, nieco zbity z tropu, wyprostował się i przygładził rękawy. To oczywiście nie sprawiło, że skórzana kurtka stała się bardziej elegancka.

      Mścisław zmrużył oczy i ściągnął usta w wąską kreskę. Nic więcej nie powiedział.

      Mi schowała misia za plecy. Na wypadek, gdyby jego również należało zostawić w szatni.

      Wycofali się powoli kawałek dalej. Szatniarze odprowadzili ich poważnymi spojrzeniami.

      Tata znów otarł pot z czoła i zsunął nieco kurtkę z pleców.

      — Zobaczcie, mają takie same bilety — szepnęła Amelia.

      Goście obok rzeczywiście trzymali bilety z napisem „Niespodzianka”.

      — Czyli jesteśmy w domu — stwierdził z ulgą tata. — Pójdę poszukać czegoś zimnego do picia.

      — Czy to nie jest ten aktor? — zapytała Amelia, nachylając się do Kuby. — Tam w rogu.

      Dzieci spojrzały we wskazanym kierunku.

      — Skądś go kojarzę — przyznał Kuba. — Ale nie wiem skąd.

      — Aktor? — nagle zainteresował się Albert. Wyjął z torby zeszyt do autografów i z kliknięciem włączył długopis.

      Podszedł do aktora.

      Amelia cofnęła się za filar, aż poczuła pod butem coś miękkiego. Odwróciła się gwałtownie i spojrzała w dół. Miękkim czymś był elegancki but. Podniosła wzrok i prawie usiadła z wrażenia.

      — To… pan? — wydusiła z siebie. — Przepraszam.

      To był bardzo sławny piosenkarz. Tak sławny, że Amelii aż odebrało mowę. Cofnęła się dwa kroki i znów nadepnęła na coś miękkiego.

      — Oj, przepraszam… — Odwróciła się i znów zaniemówiła. — To pani…

      Bardzo znana prezenterka telewizyjna uśmiechnęła się do niej.

      — Sami celebryci… — jęknęła onieśmielona Amelia.

      — Co tam celebryci, tu jest żarełko! — wykrzyknęła Mi.

      Amelia wykorzystała okazję by umknąć. Tym razem już udało jej się na nikogo nie nadepnąć.

      Za filarem, na przykrytym obrusem stole stały przekąski.

      — Chyba darmowe. — Kuba wziął pierwszy z brzegu malutki talerzyk i włożył do ust mikrokanapeczkę. — Yhy, smakują jak darmowe.

      Nie wypadało się napychać, więc tak od niechcenia brali talerzyk, od niechcenia zjadali to, co na nim leżało, odstawiali i od niechcenia sięgali po następny.

      Albert w tym czasie podchodził do kolejnych osób i pytał, czy są piosenkarzami, aktorami, czy może pisarzami. Jeżeli odpowiedź go zadowalała, rozlegało się kliknięcie długopisu i Albert podtykał komuś zeszyt.

      Klikanie Albertowego długopisu dobiegało z różnych stron. Sławni ludzie chętnie dawali mu autografy.

      — Przepraszam bardzo. — Albert podszedł do kobiety w kremowej sukni, obwieszonej biżuterią

Скачать книгу