Duchowość ciała. Alexander Lowen
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Duchowość ciała - Alexander Lowen страница 11
Moje najważniejsze doświadczenie związane z oddychaniem miało miejsce podczas pierwszego seansu u Wilhelma Reicha. W trakcie swej praktyki psychoanalitycznej zauważył on, że gdy pacjent powstrzymywał się od wyrażenia myśli czy uczucia, wstrzymywał też oddech. Była to forma oporu, ale Reich, zamiast kierować uwagę pacjenta na ten opór, radził mu jedynie, by oddychał swobodnie. Gdy tylko pacjent uwalniał swój oddech, natychmiast stawał się wylewny w wyrażaniu hamowanych dotąd myśli i uczuć. Spostrzegłszy tę prawidłowość, Reich koncentrował się od tej pory na oddychaniu leżącym u podłoża świadomego i nieuświadomionego oporu stawianego przez pacjenta.
Podczas mego pierwszego seansu z Reichem leżałem na tapczanie w samych szortach, tak aby mógł on obserwować moje oddychanie. Reich ograniczył się do poinstruowania mnie, abym oddychał. Wydawało mi się, że wykonuję to polecenie, ale po dziesięciu minutach Reich rzekł: „Lowen, pan nie oddycha”. Odparłem, że oddycham, bo inaczej bym nie żył. Odrzekł: „Ale pańska klatka piersiowa jest nieruchoma”. Poprosił mnie, abym położył rękę na jego piersi i zaobserwował, jak się wznosi i opada z każdym oddechem. Zauważyłem, że moja pierś porusza się znacznie słabiej niż jego i postanowiłem ją zmobilizować, tak by poruszała się w rytm moich oddechów. Czyniłem to przez kilka minut, oddychając ustami. Wówczas Reich poprosił, abym otworzył oczy. Gdy je otwarłem, z ust wydarł mi się krzyk. Usłyszałem ten krzyk, ale wydał mi się niezwiązany ze mną. Nie czułem strachu – byłem tylko zdziwiony. Reich kazał mi się uciszyć, bym nie zakłócał spokoju sąsiadów, więc umilkłem. Zacząłem znowu oddychać ustami i po około dziesięciu minutach Reich ponownie polecił, abym otworzył szeroko oczy. Jeszcze raz wydarł się ze mnie krzyk i znów usłyszałem go jakby z wewnątrz, jakbym nie miał w nim żadnego udziału. Gdy opuściłem gabinet Reicha, zdałem sobie sprawę, że mam poważny problem, którego wcale nie byłem świadom. Zrozumiałem, że swobodne, głębokie oddychanie jest w stanie dotrzeć do wyhamowanych uczuć i wyzwolić je19.
Reich poświęcił następne seanse terapeutyczne głębokiemu oddychaniu, poprosiwszy mnie uprzednio, abym mu powiedział o swoich negatywnych myślach i uczuciach na jego temat. Miało to na celu ujawnienie negatywnej transferencji, po to by ją dostrzec, przeanalizować i wyeliminować. Po wstępnej rozmowie kładłem się na tapczanie i oddychałem. Gdy jakieś myśli wydawały się ważne, dzieliłem się nimi z Reichem. Jednak ważniejszą rzeczą było to, abym się poddał naturalnemu oddychaniu. Gdy robiłem wysiłek, by oddychać głęboko, Reich mówił: „Nie rób tego, pozwól tylko, by się to działo”. Z początku mnie to myliło, ponieważ starałem się wypełniać jego instrukcje jak najlepiej. Oczywiście nie wydarzyło się nic dramatycznego. Poprzez świadome oddychanie kontrolowałem, nie zdając sobie z tego sprawy, wyzwalanie swoich uczuć. Pierwszy seans przekonał mnie jednak, że podejście Reicha było właściwe, więc chętnie kontynuowałem terapię, starając się, by moje oddychanie stało się naturalne.
Przez pierwszy miesiąc terapii regularnie odczuwałem parestezję (zaburzenia czucia), czyli objawy hiperwentylacji. Na dłoniach i rękach czułem mrowienie, a kilkakrotnie bolesne szczypanie. Zdarzyło się też kilka razy, że moje dłonie stały się zimne jak lód i wystąpił w nich kurcz chwytu. Wyglądały wówczas jak szpony ptaka i nie mogłem poruszyć palcami. Reich zapewnił mnie, że te objawy miną, gdy mój oddech się wyrówna, i rzeczywiście tak się stało.
U większości z nas wystąpią objawy hiperwentylacji, jeżeli zaczniemy głęboko oddychać, leżąc bez ruchu. Fizjologicznie da się to wyjaśnić tym, że tego rodzaju oddychanie nadmiernie obniża poziom CO2 we krwi, co powoduje taką właśnie reakcję. Można temu zaradzić, oddychając do papierowej torby, gdyż wtedy część dwutlenku węgla zostanie powtórnie zaabsorbowana. W miarę postępu terapii przestałem odczuwać symptomy hiperwentylacji po głębszym i swobodniejszym oddychaniu. Zrozumiałem, że pojęcie „hiper” jest relatywne w stosunku do poprzedniej głębokości oddychania; czyli że symptomy hiperwentylacji pojawią się, jeżeli zaczniemy oddychać głębiej, niż jesteśmy przyzwyczajeni. Z chwilą gdy organizm przyzwyczai się do głębszych oddechów, „wentylacja” przestaje być doświadczana jako „hiper”.
Te same objawy można również wyjaśnić tym, że oddychanie naładowuje ciało energią. Jeżeli ciało danej osoby przystosowane jest do pewnego poziomu naładowania lub pobudzenia, to zostanie ono naładowane nadmiernie, co jest stanem przerażającym i bolesnym. Jeśli ten zwiększony ładunek nie zostanie uwolniony, to ciało się skurczy, dając opisane wyżej objawy. Jednakże gdy osoba ta potrafi znieść wyższy ładunek, ciało poczuje się żywsze, a to właśnie przydarzyło się mnie, gdy rozluźniłem się podczas terapii z Reichem. Objawom hiperwentylacji można również zapobiec albo je ograniczyć, na przykład kopiąc materac lub wykonując inny wysiłek dostatecznie wyczerpujący, aby zużyć nadmiar energii.
W trakcie mojej własnej terapii zaszły dwa następne dramatyczne wydarzenia, gdy kontynuowałem pracę nad oddechem i poddawałem się ciału. Pewnego razu, gdy leżałem na materacu treningowym, oddychając, coś mną poruszyło, kołysząc moim ciałem, dopóki się nie podniosłem. Stałem przez chwilę twarzą do materaca. I wtedy zacząłem walić weń pięściami. Gdy to robiłem, zobaczyłem twarz swego ojca. Wiedziałem, że biję go, ponieważ dał mi klapsa – wydarzenie, którego zupełnie nie pamiętałem. Gdy w jakiś czas potem spotkałem się z ojcem, zapytałem go, czy kiedykolwiek mnie uderzył. Przyznał, że zrobił to raz, gdy zdenerwowałem matkę, wracając zbyt późno do domu z zabawy na dworze.
To spontaniczne powstanie z materaca zadziwiło mnie. W przeciwieństwie do mojego pierwszego seansu z Reichem, kiedy to krzyczałem, nie czując jednak żadnego strachu, tym razem odczułem pełną moc swojego gniewu. Trzeba zdawać sobie sprawę, że żaden z moich czynów nie był wykonany świadomie. Coś na głębszym poziomie – na poziomie id, jak go nazwał Freud – kazało mi się tak zachować.
Idea działania bez udziału świadomego umysłu jest centralnym pojęciem w praktyce i filozofii zen. Eugen Herrigel, opisując jak ćwiczył zen, by stać się mistrzem łucznictwa, stwierdza, że „dochodzi się do punktu, gdy sami nie wypuszczamy strzały. Coś robi to za nas”20. Cóż takiego działa w nas lub poprzez nas, lecz nie jest uznawane za jaźń? Jest to pewnego rodzaju siła, która wydaje się mieć własny rozum oraz świadomość, głębszą i szerszą niż nasza świadomość. Jeżeli potrzebujemy dla niej określenia, to można ją nazwać duchem mieszkającym w nas, który mobilizuje nas do działania.
Ujmując to inaczej, doświadczanie duchowości ciała nie zależy od działania, lecz od odczuwania siły wewnątrz siebie, która jest większa niż świadome ja.
Drugi punkt zwrotny w mojej terapii nastąpił jakiś czas później. Podczas jednego z seansów, gdy leżałem na tapczanie, oddychając, miałem wyraźne wrażenie, że jestem bliski zobaczenia obrazu na suficie. Podczas kilku następnych seansów to przeczucie nasilało się. Potem obraz ten się pojawił. Ujrzałem twarz mojej matki patrzącą na mnie z góry, bardzo zagniewaną. Doświadczyłem siebie w wieku siedmiu miesięcy, leżącego w wózku przed domem. Płakałem przedtem za mamą, lecz mój płacz musiał jej przeszkodzić w jakimś zajęciu. Gdy wyszła do mnie, miała tak zimny i surowy wyraz twarzy, że zamarłem. Zdałem sobie sprawę,