Shadow Raptors. Tom 3. Gniazdo. Sławomir Nieściur
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Shadow Raptors. Tom 3. Gniazdo - Sławomir Nieściur страница 4
– Nie ma sprawy, ale musisz się spieszyć. Za pół godziny rozpoczynam wachtę w maszynowni, a tam nie wolno korzystać z komunikatorów osobistych. Przełączam w tryb nasłuchu, w razie czego pytaj.
W słuchawkach kliknęło, po czym zapadła cisza, zakłócana od czasu do czasu stłumionymi trzaskami, świadczącymi o tym, że kanał łączności pozostaje otwarty.
Pomagając sobie szpikulcem manipulatora, Moss rozmontował obie wtyczki, a potem zabrał się do łączenia odsłoniętych końcówek przewodów.
– I jak? Udało się? – zapytała po kilku minutach Sniegowa, akurat w momencie, gdy przy pomocy manipulatora kciukowego zgrzewał ze sobą ostatnie dwa druciki.
– Zaraz się okaże – odparł, włączając interkom skafandra, by ustawić go na kanał alarmowy. Na wyświetlaczu hełmu pojawiły się dwa komunikaty: jeden o gotowości systemu do wyemitowania transmisji, drugi, pulsujący intensywną czerwienią, o konieczności zamknięcia łącza głównego.
– Musimy kończyć. Dziękuję, Katiu – powiedział.
– Powodzenia, Stan. – Rozłączyła się.
Żądanie wyłączenia głównego kanału łączności znikło z wyświetlacza, zastąpione przez wyświetloną na wysokości ust Mossa niewielką ikonkę, imitującą przycisk aktywatora transmisji alarmowej.
Nie namyślając się długo, musnął ją czubkiem języka.
2.
Trawler naprawczy „Grot”
Układ planetarny Epsilon Eridani
– Prędkość przelotowa – zameldował operator. Pochylony nad konsolą wpatrywał się w wyświetlacze. – Cumy w porządku, zakotwiczone prawidłowo… Naprężenia w normie… Wciągarki sprawne… – odczytywał wyświetlane na ekranach komunikaty, odznaczając kolejno każdy z nich. – Proszę o zgodę na wyłączenie napędu konwencjonalnego – powiedział, gdy na głównym wyświetlaczu pojawiła się ogólna informacja o sprawności podsystemów okrętu.
– Udzielam zgody – odpowiedział kapitan Jack Karpinski.
Oklejone czujnikami sensorycznymi palce operatora poruszyły się nieznacznie.
– Napęd wyłączony – oznajmił i wyprostował się w fotelu. – System automatycznej korekty aktywny – dodał, wciskając duży, okrągły przycisk zlokalizowany pośrodku pulpitu.
Wraz z wyłączeniem turbin silników znikła powodowana rezonansem dysz wylotowych delikatna wibracja pokładu, ucichł też basowy pomruk pomp chłodzenia.
– Dobra robota – pochwalił Karpinski. Podobnie jak jeszcze przed chwilą podwładny, siedział zgarbiony nad pulpitem konsoli dowodzenia, analizując raporty nadchodzące z poszczególnych sekcji trawlera.
Operator skinął lekko głową i pomagając sobie zębami, metodycznie poodrywał z rąk plastry czujników, a potem zdjął z twarzy gogle wizyjne.
– Możemy mieć problem z paliwem – powiedział, spoglądając na ekran dużego, kilkudziesięciocalowego wyświetlacza zawieszonego na bocznej ścianie sterówki. – Drugie podejście do wraku kosztowało nas piętnaście procent zawartości zbiornika głównego i grubo ponad pięćdziesiąt rezerwowego.
Karpinski podążył za jego wzrokiem. Informację o stanie zbiorników system monitorujący okrętu wyświetlał tradycyjnie w formie wykresu kołowego. Widoczny na ekranie okrąg podzielony był na ćwiartki, z których już tylko dwie miały zieloną barwę.
– Na hamowanie wystarczy – stwierdził. – Zatankujemy w stoczni.
– Nie jestem pewien, czy wystarczy, kapitanie – skrzywił się operator. – Wrak jest naprawdę duży. To trochę tak, jakbyśmy wlekli za sobą wszystkie krążowniki floty jednocześnie.
– Cholera… – Karpinski pojął raptem, do czego zmierza kapral. Ocalały fragment Oumuamua wielokrotnie przewyższał masą i rozmiarami wszystko, co dotychczas brali na hol, z asteroidami włącznie. Spowolnienie takiej ilości skały i metalu do prędkości, przy której możliwe byłoby jej zakotwiczenie w stoczni, faktycznie wymagało ogromnej ilości materiału pędnego. – Ile nam zabraknie?
– Nie wiem, kapitanie, niespecjalnie znam się na technologii stosowanej w silnikach konwencjonalnych – Operator rozłożył bezradnie ręce. – Trzeba by zapytać Fehera, to jego działka.
Karpinski natychmiast chwycił za ramię interkomu. Drugą ręką pociągnął dźwignię zwalniającą blokadę osłon sterowni.
Wykonane z kompozytu stalowo-węglowego dziesięciocentymetrowej grubości płyty rozłożyły się na boki niczym płatki upiornego kwiatu, odsłaniając przezroczysty bąbel sterówki, złożony z fasetowych, sześciokątnych tafli pancernego szkła.
– Szef pionu technicznego w trybie pilnym proszony jest do małej sterowni! Powtarzam, w trybie pilnym! – rzucił kapitan do mikrofonu. – Jaka może być maksymalna prędkość dla przechwycenia tego draństwa? – spytał, spoglądając na sunący za okrętem wrak Oumuamua.
Zdeformowany, tu i ówdzie odarty z otuliny skalnej kolos leciał kilkaset metrów za rufą „Grota”, celując w dysze trawlera nadtopionymi, powyginanymi we wszystkie strony szynami odsłoniętych żebrowań, za których plątaniną ział czernią rozpruty kadłub wewnętrzny.
Z miejsca, w którym siedział Karpinski, skuński okręt przypominał rozłupany blok uzbrojonego betonu.
– Sto, sto pięćdziesiąt kilometrów na godzinę, w zależności od mocy silników okrętu przechwytującego i wytrzymałości cum – wyjaśnił operator.
– Aż tak bardzo? – zdziwił się Karpinski. – My złapaliśmy go przy prawie dwóch tysiącach…
– Ciężko to nazwać przechwyceniem – uśmiechnął się operator. – Nadaliśmy mu jedynie dodatkowe przyspieszenie. Zresztą nawet wtedy różnica wyniosła raptem siedemdziesiąt na godzinę.
– Fakt – zgodził się Karpinski. – Łatwiej zmienić kurs, niż… – przerwał, słysząc syk otwierających się drzwi. Do sterowni wszedł główny inżynier.
– Laszlo Feher, do usług! – zaanonsował wesoło, po czym, nie czekając na pozwolenie przełożonego, z westchnieniem ulgi usiadł na jednym z bocznych siedzisk. – Uff… Jak dobrze… – westchnął z błogością, zakładając obute w ciężkie magnetyczne buciory nogi na biegnącą w poprzek sterowni barierkę.
Karpinski zmarszczył na ten widok brwi, ale powstrzymał się od komentarza. Zamiast tego wskazał dłonią boczny ekran.
– Będziemy mieć problem z wyhamowaniem – oznajmił bez ogródek.
Inżynier przez kilka długich chwil wpatrywał się w wyświetlacz.
– Aż tyle nam zeszło? – mruknął