Shadow Raptors. Tom 3. Gniazdo. Sławomir Nieściur
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Shadow Raptors. Tom 3. Gniazdo - Sławomir Nieściur страница 8
Zacumowane przy najdłuższej krawędzi stacji krążowniki tkwiły w karnym szeregu, przylegając płaskimi, szerokimi sekcjami dziobowymi do stalowych konstrukcji nośnych głównych doków. Nad kadłubami drzemiących olbrzymów migotały dziesiątki iskierek. Były to mobilne automaty naprawcze, które fukając dyszami silniczków manewrowych, dokonywały drobnych napraw zewnętrznych powłok okrętów.
Mniejsze jednostki, takie jak fregaty, torpedowce i kanonierki, unosiły się w pewnej odległości od doków, sformowane w eskadry, czekając cierpliwie na swoją kolej.
Na pokładach krążownika flagowego również wrzała wytężona praca. Personel stanowisk ogniowych w pośpiechu dokonywał inwentaryzacji zasobów magazynów amunicyjnych, znacznie uszczuplonych po ostatnich zajściach, służby zaopatrzeniowe ściągały w pobliże śluz niezbędny do przeprowadzenia załadunku sprzęt, w maszynowni demontowano płyty deflektorów, wypalone niemal doszczętnie atomowym żarem kontrolowanych eksplozji jądrowych napędu pulsacyjnego. Potężne, ważące po kilkaset ton kompozytowe płyty przypominały teraz poskręcane od wysokiej temperatury arkusze osmalonej i przerdzewiałej blachy.
– Admirale, „Herkules” melduje, że ładunek zakończony – poinformował komandor Tsugawa. Siedząc przy jednej z konsoli łączności, notował coś rysikiem na maleńkim tablecie. – Prosi o zgodę na powrót na orbitę parkingową.
– Zezwalam – odpowiedział Krawczenko.
W odróżnieniu od zgarbionego nad wyświetlaczami zastępcy przechadzał się niespiesznie w tę i z powrotem przed głównym ekranem taktycznym, obserwując transmitowany przez systemy wizyjne obraz znajdującej się w odległości niespełna czterech kilometrów stacji naprawczej i otaczających ją okrętów zgrupowania.
– Rozumiem, że my wciąż nie jesteśmy gotowi zacumować?
– Niestety nie – odrzekł Tsugawa. – Demontaż deflektorów potrwa jeszcze kilka godzin. Są bardzo mocno napromieniowane. Maszyny rozbiórkowe szwankują, ich wydajność spadła do niecałych czterdziestu procent.
– Aż tak? – zdziwił się Krawczenko.
– Deflektory przyjęły trzykrotnie więcej energii, niż powinny. I tak cud, że wytrzymały. Demontują je najciężej opancerzone automaty, a i te z trudem dają radę. One również są stracone. Po zakończeniu prac będziemy zmuszeni wyrzucić je za burtę razem z deflektorami.
– Dużo tego jest?
– Osiem autonomicznych przecinarek i cztery opancerzone łaziki wielofunkcyjne. Plus dwie platformy transportowe.
– Admirale, „Herkules” odcumował! – rozległ się głos szefa sekcji nawigacyjnej. – Mamy wolny slot.
– Wyślijcie okręty osłony. My podejdziemy na końcu.
– Tak jest!
Krawczenko podszedł do swojej konsoli i kilkoma muśnięciami palców powiększył obraz na ekranie, a następnie przesunął go tak, by widzieć miejsce, w którym kotwiczył krążownik dowodzony przez komandora Invalda.
Wielki okręt odpływał właśnie od stacji, ziejąc strumieniami rakietowego ognia z dysz bocznych silników manewrowych. Wytworzone przez generatory pole grawitacyjne wciąż trzymało go mocno w objęciach. Kilkaset metrów za rufą krążownika zniżała lot złożona z czterech fregat eskadra, przygotowując się do zacumowania przy zwolnionym przez olbrzyma stanowisku. Miejsce okrętów rakietowych zajęła już formacja torpedowców, oczekująca za nimi w kolejce.
– Trochę to potrwa – mruknął Krawczenko, śledząc wzrokiem startujące z hangarów stacji wyładowane zapasami i sprzętem transportowce. Niektóre z okrętów osłony miały otrzymać zaopatrzenie bez konieczności dokowania.
– Na razie mieszczą się w harmonogramie – odezwał się z tyłu Tsugawa, który najwidoczniej to usłyszał.
Krawczenko przyglądał się jeszcze przez kilka chwil przesuwającym się na ekranie jednostkom, po czym wrócił na fotel dowodzenia.
– Co my tu mamy? – powiedział, wyświetlając listę najświeższych wiadomości. Była ona niepokojąco długa. – Komandorze, co, u licha, robią na moim terminalu te wykazy? – spytał, widząc serię niemal identycznych ikonek, opatrzonych nazwami zawierającymi numery identyfikacyjne okrętów eskorty.
– Do zatwierdzenia – wyjaśnił Tsugawa.
– Mam to wszystko analizować? Teraz?! – jęknął admirał. Czubkiem palca przesuwał listę, która nijak nie chciała się skończyć. – Tu jest ze trzysta pozycji!
– Już je przejrzałem – uspokoił go komandor. – Standardowe zapotrzebowania, odrobinę tylko rozszerzone. Paliwo do silników pomocniczych, zapasy żywności, komponenty systemów podtrzymywania życia i elektronika.
– Przecież taki akcept to działka dowódcy eskortowanej jednostki.
– Admirale, te okręty stanowiły eskortę „Ukulele” – odparł dziwnie stłumionym głosem Tsugawa. – Dopóki nie zostaną przydzielone do innego krążownika, podlegają bezpośrednio panu.
– Cholera jasna! Na śmierć o nich zapomniałem. – Zakłopotany Krawczenko potarł palcami nasadę nosa. – Kto nadzorował te jednostki przez ten czas?
– Ja. Dołączyłem je tymczasowo do eskorty „Herkulesa” – wyjaśnił Tsugawa. – Zamykał formację, potrzebne mu było dodatkowe wsparcie.
Krawczenko pokiwał głową z aprobatą.
– Dziękuję, komandorze. Doskonałe posunięcie – pochwalił inicjatywę zastępcy. Tsugawa w odpowiedzi skłonił się lekko.
– Ku chwale Zjednoczonej Floty – wygłosił krótką, rzadko już stosowaną formułkę.
Kolejny kwadrans upłynął admirałowi na mozolnym autoryzowaniu poszczególnych zapotrzebowań nadesłanych przez dowódców jednostek eskorty. Gdy już skończył, z westchnieniem ulgi wyprostował się w fotelu, po czym wrócił do obserwacji głównego ekranu.
Wokół stacji wciąż panował spory ruch, aczkolwiek znacznie zmniejszyła się liczba operujących przy krążownikach automatów diagnostycznych i naprawczych. Najmniejsze okręty pomocnicze, z uwagi na niewielkie rozmiary, zamiast dokować przy stanowiskach zewnętrznych, znikały kolejno we wlotach hangarów remontowych, te średniej wielkości cumowały po kilka obok siebie w miejscu, z którego niedawno odbił „Herkules”.
W rogu ekranu pojawił się nagle niewielka, błyszcząca plamka. Rosła szybko, z każdą sekundą nabierając kształtów. Do stacji zbliżał się któryś ocalały z pogromu urządzonego przez Oumuamua masowiec Związku Orbitalnego. Niemal kilometrowej długości olbrzym wyrzucał przed siebie cztery snopy z umieszczonych na bocznych płetwach dysz silników hamujących, które tytanicznym wysiłkiem starały się spowolnić do minimalnej prędkości rozpędzone przez napęd pulsacyjny setki tysięcy ton stali i polimeru.
Po nałożeniu na wyświetlany obraz siatki przestrzennej na ekranie pojawiły się również dane telemetryczne oraz identyfikacyjne towarzyszących