Ktoś tu kłamie. Jenny Blackhurst

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Ktoś tu kłamie - Jenny Blackhurst страница 7

Ktoś tu kłamie - Jenny Blackhurst

Скачать книгу

zrobić, TY też możesz.

      „Mary-Beth dostrzegła zabawną stronę tej sytuacji”, stwierdził wtedy Marcus, szeroko się uśmiechając.

      Karla tylko pokręciła głową. W ich związku było coś, o czym większość ludzi nie miała pojęcia. Wszyscy uważali, że trzymanie się za ręce, głaskanie po twarzy i niemożność oderwania wzroku od tej drugiej osoby są częścią przedstawienia, jakie idzie w parze z byciem Kaplanami. Prawda wyglądała zupełnie inaczej: byli sobie oddani w prawdziwym znaczeniu słów „póki śmierć nas nie rozłączy”. Czyja śmierć, to inna sprawa.

      – Felicity! – Karla pomachała ręką.

      Przyjaciółka, wyraźnie zadowolona, że ją widzi, ruszyła przez boisko z biegnącymi przed nią bliźniaczkami.

      – Dziewczynki! Zwolnijcie, bo któraś się przewróci!

      Mollie i Amalie rzuciły się do Karli i Marcusa. Karla mocno uściskała Amalie, po czym przekazała ją Marcusowi, który już wziął Mollie na barana.

      – Dziewczynki! – jęknęła Felicity, kręcąc głową. – Biedny Marcus.

      – W porządku, przynajmniej są lżejsze niż moja dwójka – powiedział Marcus, gdy obie pięciolatki uczepiły się jego szyi. – Co nie znaczy, że Brandon jeszcze prosi, żeby brać go na barana.

      – Rozumiem, że go tu nie ma? – zapytała Felicity, wodząc wzrokiem dokoła.

      Karla prychnęła.

      – Miałby spędzać czas z rodziną? Mógłby na poczekaniu wymyślić sobie pięćdziesiąt lepszych atrakcji. Zach jest na trybunach, przesiedzi tam całe popołudnie. Może wujek Marcus zabierze dziewczynki na ciastka?

      Bliźniaczki pisnęły z radości, a Marcus podskoczył kilka razy.

      – A wy, panie, nie macie ochoty na ciasteczko?

      – To nie dla mnie – odparła Felicity. – No i jest tam Miranda. Wiesz, że niedawno w zasadzie nazwała mnie wyrodną matką, bo zapisałam dziewczynki do Sówek na wakacje? Powiedziała, że zaczną mnie nienawidzić.

      – Poważnie? – Karla uniosła brwi. – Gdybym była jej dzieckiem, błagałabym, żeby chodzić do szkoły przez okrągły rok.

      Felicity się uśmiechnęła.

      – Fakt. Jednak zrobiło mi się przykro. Bo przecież mają wakacje, a muszą tkwić w szkole.

      – One uwielbiają Sówki – zapewniła Karla, biorąc Felicity pod rękę i pociągając ją w kierunku rozpostartego na trawie koca. – Ten jest nasz. W każdym razie moje dzieci wolały być w szkole niż ze mną. Tylko byś się stresowała i myślała o tym, że zawalasz pracę, a one godzinami by się nudziły. W Sówkach przynajmniej są wśród dzieci i mają tę irytująco radosną opiekunkę… Jak jej na imię? Jemma? Wciąż tam jest?

      – Tak. – Felicity westchnęła. – Masz rację, tylko… kiedy Miranda to powiedziała, poczułam się jak najgorsza mama wszech czasów.

      – Nie zwracaj na nią uwagi. Takie kobiety uwielbiają sprawiać, żeby inne mamy czuły się jak śmiecie. Wyniosły to do rangi misji.

      – Chyba tak – przyznała Felicity. – Jak zobaczyła babeczki, które piekłam przez całą cholerną noc, wszem wobec oznajmiła, że są ze sklepu.

      – Nie zwracaj na nią uwagi – powtórzyła Karla. – Tylko ty jedna z nas nie masz zmarszczek. Wierz mi, niepotrzebny ci w życiu taki stres.

      Felicity się skrzywiła.

      – Tyle że trudno jej unikać.

      – Święte słowa – jęknęła Karla. – Właśnie tu idzie.

      – Dzień dobry, moje panie! – Miranda podeszła do nich, promiennie się uśmiechając. – Marcus powiedział, że tu jesteście. Mogę się do was przysiąść?

      4

      – Mary-Beth do nas nie dołączy?

      – Obiecała, że przyjdzie – odparła Karla, szukając w torbie okularów przeciwsłonecznych. – Kiedy spotkałam ją przy bramie. Szczerze mówiąc, miała taką minę, jakby już była na siebie zła, że to powiedziała. Niemal przystanęłam, żeby jej pomóc.

      – Niemal? – Felicity uśmiechnęła się.

      Karla wsunęła okulary na nos.

      – No wiesz, nie chciałam zostawiać Marcusa samego.

      – Dziwię się, że w ogóle przyszła – mruknęła Miranda.

      Wszystkie zapewniły Mary-Beth, że zrozumieją, jeśli postanowi darować sobie tegoroczny piknik, bo to może być dla niej zbyt trudne: przyjść samotnie i patrzeć, jak ktoś inny obsługuje stoisko z ciastkami albo wręcza medale zwycięzcom wyścigu na trzech nogach. Jednak w tym roku nikt nie zawracał sobie głowy organizowaniem takich zawodów – wszyscy woleli leżeć na trawie i cieszyć się słońcem. Ale Mary-Beth oznajmiła, że nic jej nie jest, że przyjdzie. Wyglądało na to, że jednak zmieniła zdanie.

      – Może musiała pognać do pracy? – odezwała się Felicity.

      Mary-Beth była agentką nieruchomości i uwielbiała swoją pracę, w której pomagała łączyć ludzi z ich wymarzonymi domami. „Dom to najważniejsza rzecz, jaką można kupić, i ja jestem z nimi”, mówiła często.

      – Powiedziała, że weźmie dzień wolnego – odparła Karla. – Chyba czuła, że powinna przyjść, dla Eriki.

      – Biedactwo – mruknęła Felicity. Przywołała jedną z bliźniaczek, posadziła ją sobie na kolanie i zaczęła smarować emulsją z ochroną przeciwsłoneczną. – Wciąż jest pogrążona w żalu. Te ostatnie dziesięć miesięcy były dla niej takie trudne.

      – Dla nas wszystkich – zaznaczyła Miranda, mierzwiąc palcami swoje rude włosy. – Wszystkie kochałyśmy Ericę.

      Trzeba docenić Karlę za to, że powstrzymała się od przewrócenia oczami. Nigdy naprawdę nie potrafiła pojąć, dlaczego Mary-Beth tak bardzo kocha Ericę – były jak ogień i woda. Mary-Beth była skryta, mówiła po cichu i włączała się do rozmowy tylko wtedy, gdy chciała powiedzieć coś taktownego. Erica natomiast słynęła z niewyparzonej gęby i nie mogła się pohamować, żeby jej nie używać. Zawsze miała coś ciętego i sarkastycznego na końcu języka. Podczas gdy inne kobiety rozmyślały o swoich fantastycznych ripostach jeszcze wiele godzin po kłótni, leżąc w wannie i powtarzając sobie w duchu kąśliwe słowa, które mogły powiedzieć – ale których by nie powiedziały, nawet gdyby w porę przyszły im do głowy – Erica nieodmiennie miała na podorędziu całą gamę docinków. Czasami była rozczarowana, gdy nie mogła ich użyć.

      Co więcej, Mary-Beth była hojna, nie tylko jeśli chodziło o pieniądze, chociaż zawsze dawała tyle co Kaplanowie, i to nie sprawiając

Скачать книгу