Będziesz tam. Guillaume Musso
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Będziesz tam - Guillaume Musso страница 11
– Przecież ona oddycha! A zatem jeszcze żyje!
– Na razie tak, ale obrzęk mózgu będzie się powiększał, a potem nastąpią zaburzenia w oddychaniu i zatrzymanie akcji serca.
– Przecież można ją podłączyć do respiratora! – domagała się matka.
– Owszem, proszę pani, można by tak zrobić, ale to i tak niczego nie zmieni.
Ojciec chwiejnym krokiem podszedł do córki.
– Jak to… jak mogła dostać tego wylewu? Nie ma jeszcze piętnastu lat…
– To może zdarzyć się każdemu w każdej chwili – wyjaśnił Elliott.
Jaskrawe słońce wpadało przez okno, zalewając salę światłem, które bezczelnie ślizgało się po złotych włosach dziewczyny. Wydawało się, że śpi, i trudno było uwierzyć, że już nigdy się nie obudzi.
– Nie podejmie pan nawet próby operowania jej? – dziwiła się matka, nie mogąc uwierzyć w to, co się stało.
Pan Romano zbliżył się do żony i wziął ją za rękę. Również Elliott spojrzał jej w oczy i rzekł łagodnym tonem:
– To już koniec, proszę pani, jest mi niezmiernie przykro.
Chciałby poświęcić im więcej czasu, wziąć na siebie część ich nieszczęścia, znaleźć słowa pocieszenia, choć dobrze wiedział, jak trudno je wypowiedzieć w takiej sytuacji.
Ale już wzywała go pielęgniarka. Na godzinę piętnastą zaplanowano operację, a on był spóźniony.
Przed wyjściem z sali powinien był spełnić swoją rolę do końca i spytać rodziców, czy zgadzają się na pobranie organów do przeszczepu. Wdałby się tym samym w surrealistyczną dyskusję, podczas której powinien ich przekonać, że śmierć córki może przyczynić się do ratowania wielu istnień ludzkich. Tak, Elliott, jako lekarz, powinien pełnić do końca swą powinność, ale dzisiaj nie miał odwagi tego robić.
Wyszedł więc z sali przybity, dusząc w sobie złość. Przed wejściem na blok operacyjny wstąpił do toalety, żeby przemyć twarz wodą.
Nigdy nie będę miał dzieci, przysiągł, patrząc na odbicie swojej twarzy w lustrze. Nie będę ich miał, żeby nigdy nie musiały umrzeć!
Trudno, jeśli Ilena nie zdoła tego zrozumieć…
*
Orlando, Floryda
Rok 1976
Nad wielkim ogrodem zoologicznym Ocean World zapadał zmierzch. Podczas gdy ostatnie promienie słońca wydłużały cienie cyprysów, kolorowy tłum zwiedzających opuszczał stopniowo park wodny, zachwycony spotkaniem z delfinami, gigantycznymi żółwiami i lwami morskimi.
Ilena pochyliła się nad basenem z orkami, żeby zachęcić Anuszkę, największą z „wielorybic zabójczyń”, do podpłynięcia do brzegu.
– Cześć, ślicznotko!
Kobieta chwyciła płetwę zwierzęcia, chcąc zmusić je do przewrócenia się na grzbiet.
– Nie panikuj, nic złego ci się stanie – zapewniała, wbijając igłę w ciało orki, żeby pobrać próbkę krwi.
Każda taka operacja była niebezpieczna, ponieważ orki są groźne. Pomimo sympatycznego wyglądu Anuszka była sześciometrowym potworem ważącym cztery tony, zdolnym ogłuszyć człowieka jednym machnięciem ogona lub odciąć mu któryś z członków stalowymi szczękami, wyposażonymi w pięćdziesiąt ostrych zębów. Dlatego właśnie za każdym razem Ilena starała się udobruchać zwierzę, nadając czynnościom związanym z badaniem charakter zabawy. Zazwyczaj się udawało. W obcowaniu ze zwierzętami miała to szczególne, tak potrzebne weterynarzowi wyczucie.
– O, i już po wszystkim – stwierdziła, wyciągając igłę.
W ramach rekompensaty rzuciła olbrzymowi sporą porcję mrożonych ryb i pogłaskała go po grzbiecie.
Ilena wykonywała swój zawód z pasją. Pracując jako weterynarz-rezydent parku wodnego, odpowiadała za zdrowie fizyczne i psychiczne swoich podopiecznych. Nadzorowała czystość zbiorników, przygotowywanie pożywienia, a także uczestniczyła w szkoleniu treserów. Jak na tak młodą osobę, na dodatek kobietę, wzięła na siebie wiele obowiązków. Trzeba przyznać, że zażarcie walczyła o to stanowisko. Od najmłodszych lat wykazywała wielkie zainteresowanie zwierzętami żyjącymi w morzu, a w szczególności wielorybami. Po uzyskaniu dyplomu weterynarza zrobiła specjalizację z biologii i przeszła szkolenie z zakresu psychologii zwierząt. Jednak specjalizacja w tej dziedzinie była kosztowna, szanse na znalezienie zatrudnienia bardzo małe, a perspektywy na pracę z delfinami i orkami równie niewielkie jak w przypadku zostania astronautą. Mimo to Ilena nie rezygnowała ze swoich marzeń. Postąpiła słusznie, ponieważ pięć lat wcześniej, w 1971 roku Walt Disney upatrzył sobie niewielką miejscowość, Orlando, i założył w niej Disney World – swój gigantyczny park atrakcji. Dzięki napływowi turystów i Myszce Miki, Orlando z małego miasteczka przekształciło się niebawem w największą atrakcję Florydy. Wkrótce powstał tam również Ocean World – największy w całych Stanach morski ogród zoologiczny. Rok przed oficjalnym otwarciem Ilena okupowała siedzibę dyrekcji, starając się o stanowisko obiecane wcześniej starszemu i bardziej doświadczonemu lekarzowi weterynarii. W końcu zgodzono się przyjąć ją na próbę, i w ten sposób została zatrudniona na stałe zamiast tamtego kandydata. To była dobra strona Ameryki: kompetencje zaczynały liczyć się bardziej niż wiek, płeć czy pochodzenie społeczne.
Uwielbiała swój zawód. Wiedziała, że przyjaciołom z Greenpeace’u nie podobało się chwytanie zwierząt żyjących na wolności, choć było powszechnie wiadomo, że Ocean World nie lekceważył kwestii związanych z ochroną środowiska. Ilenie udało się nawet uzyskać od dyrekcji środki na ochronę krów morskich.
Teraz opuściła strefę basenów i weszła do budynku administracji. Fiolkę z próbką krwi opatrzyła stosowną etykietką i zaniosła do laboratorium, żeby ją zbadać. Zanim zabrała się do pracy, wstąpiła na chwilę do toalety i obmyła sobie twarz zimną wodą. Przez cały dzień czuła się dziwnie rozbita.
Podnosząc głowę znad umywalki, spojrzała w lustro i zauważyła łzę spływającą po policzku. Nawet nie zdawała sobie sprawy, że płacze.
– Ale ze mnie idiotka! – syknęła, wycierając zaczerwienione oczy.
Właściwie dobrze wiedziała, co jest nie tak: ciągle pamiętała swoją ostatnią rozmowę z Elliottem. I jego sprzeciw, kiedy powiedziała mu o dziecku. Za każdym razem reagował tak samo, a ona nie mogła zrozumieć jego oporu. Uznała, że Elliott boi się zaangażować.
Tymczasem ani przez chwilę nie wątpiła w jego miłość. Ich związek płonął żywym ogniem, podsycanym nieustannie chęcią wzajemnego imponowania, spełnienia wszystkich życzeń i zaskakiwania…
Tylko czy to uczucie