Obserwatorka. Alicja Sinicka
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Obserwatorka - Alicja Sinicka страница 13
Nie chce mi się spać, choć dochodzi pierwsza. Mam wrażenie, że duch Justyny Wójcik mnie prześladuje. Znalazłam dziś u Arka jej włosy, później dostrzegłam na komodzie kolczyki identyczne jak te, które zawsze miała wkręcone w swoje małe uszy. A teraz to…
Tylko samotność da mi spokój… To ma być złota rada czy groźba? Oszaleję, jeśli się nie dowiem, co to wszystko ma znaczyć.
Wychodzę z pokoju energicznym krokiem i idę do kuchni. Po drodze dostrzegam matkę, która jak zawsze śpi na kanapie w salonie. Siostry nie ma, dziś pewnie nocuje u Pawła. Otwieram lodówkę. Szukam wina musującego, które dostałam od koleżanek z pracy na urodziny przeszło miesiąc temu. Chcę nalać sobie lampkę. Nie piję zbyt często i dużo, ale teraz potrzebuję jakiejś odskoczni. Czuję, że rzeczywistość zaczyna mnie przerastać.
Słyszę za sobą kroki, powolne szuranie kapci o posadzkę.
– Czego szukasz? – pyta mnie zachrypnięty głos.
Odwracam się. Matka stoi z przymrużonymi oczami w progu kuchni. Jej twarz jest wygnieciona snem i alkoholem.
– Prosecco. Było w lodówce.
– Pożyczyłam od ciebie. Oddam ci, nie martw się – mówi, podchodząc do kranu.
Wyciąga z szafki szklankę i nalewa sobie wody. Wypija ją jednym haustem.
Rozpiera mnie gniew, na usta cisną się obraźliwe przymiotniki, którymi chciałabym ją teraz obrzucić: „żałosna”, „beznadziejna”, „obrzydliwa”.
Nie wypowiadam jednak żadnego z nich. Dobrze wiem, że noszę w sobie cząstkę ojca. Że jestem do niego niebezpiecznie podobna, tak z wyglądu, jak i z charakteru. Całe życie nas wyzywał, używając tego typu określeń. I bił, a matkę najbardziej. Ja też chciałabym ją uderzyć za to, co mi zrobiła. Zamiast tego biorę kolejny wdech i bez słowa opuszczam kuchnię.
Nie zastanawiając się już ani chwili, biorę do ręki telefon. Wciąż zdenerwowana na matkę i obcego, który nie daje mi spokoju, odpowiadam na komentarz, w którym zostałam oznaczona:
„Proszę mnie nie oznaczać w komentarzach. Nie życzę sobie tego”.
Po niecałej minucie dostaję odpowiedź:
„Uważaj, czego sobie życzysz”.
Oczy rozszerzają mi się do granic możliwości. Przykładam dłonie do twarzy, czuję na policzkach ich chłód. Choć wpatruję się w ekran komórki, widzę, jak klatka piersiowa unosi mi się i opada. Nie mogę powstrzymać tego ruchu, uspokoić oddechu.
Słyszę odgłos rozbijanego szkła dobiegający z zewnątrz, jakby ktoś stłukł butelkę albo szybę. Po chwili moich uszu dochodzi wycie alarmu samochodowego. Oddycham jeszcze intensywniej. Boję się podejść do okna, sprawdzić, co się dzieje. Nie mogę oprzeć się złudzeniu, że rozwścieczyłam autora tej wiadomości, że właśnie po mnie idzie. Zaraz tu wejdzie. Nikt mi nie pomoże. Przesuwam dłonie na czoło, zakrywam sobie nimi oczy. Chyba oszaleję.
Nic już nie odpowiem temu komuś. W tym momencie boję się nawet wyjść z pokoju. Wyciągam z torebki mój gaz policyjny i kładę go na szafce obok łóżka. Znowu wchodzę na profil J.W. R.I.P. Irytuje mnie, że wszystko jest na nim ukryte, że nie mogę się niczego dowiedzieć o osobie, która go stworzyła. Może jeśli przyjmę zaproszenie do znajomych, zobaczę odrobinę więcej?
Klikam na zaproszeniu „akceptuj”, po czym znowu wyświetlam profil. Szukam jakichś zmian. Czy rozwinie się lista znajomych? Nie. Czy widać jakieś dodatkowe informacje? Pojawiają się tylko dwa kolejne zdjęcia: grafika przedstawiająca pęknięte białe serce na czarnym tle i fotografia kobiecej dłoni z żelowymi paznokciami. Otwieram ją, przyglądam się jej. Jest to jedno z wielu zdjęć, jakie można znaleźć na Instagramie czy Facebooku, forma reklamy salonu piękności w stylu „takie paznokcie robimy”. O co w tym chodzi? Przeraża mnie ta dłoń. Jest szarawa, jakby była niedokrwiona. A może tylko tak mi się wydaje?
Telefon wibruje między moimi palcami. Gdy dostrzegam imię na górnym pasku powiadomień, uspokajam się. Chciałabym, żeby Arek tu ze mną był.
„Śpisz już?”
Czy powinnam powiedzieć mu o tym wszystkim? Chyba nie chcę tego robić. Budzi się we mnie dziwna myśl, że to może mu się nie spodobać. Na razie stawiamy bardzo niepewne kroki w kierunku bliskości. Nie będę tego zakłócać. Nasza chwiejna relacja może nie udźwignąć takich problemów.
Odpowiadam:
„Jeszcze nie”.
„Już za tobą tęsknię”.
– To zabierz mnie do siebie – odpowiadam szeptem.
Oczywiście nie mogę mu czegoś takiego napisać, uznałby mnie za psychopatkę.
„Ja za tobą też” – wystukuję na klawiaturze.
„Jutro zostaniesz u mnie na noc. Nie ma sensu, żebyś wracała ode mnie o tak późnej porze”.
Jak zawsze wyczuwa, czego potrzebuję. Niesamowite jest to nasze niewerbalne porozumienie. Przyjmuję jego wiadomość z ulgą. Teraz wiem już na pewno, jaki charakter ma nasza znajomość. Ten weekend zapowiada się wyjątkowo ekscytująco.
„Jutro czy dziś? Minęła północ” – odpisuję.
„Masz rację, już dziś będziemy spać razem. Przyjdź o piętnastej”.
„Dobrze, Arku. Nie mogę się doczekać”.
Odkładam telefon na szafkę. Rozbieram się, zostawiam na sobie tylko bieliznę i układam się w łóżku. Nie gaszę światła, nie chcę dzisiaj tego robić. Wpatruję się w długą, krzywą linię przecinającą sufit. W całym domu jest popękany.
– Te wiadomości to tylko głupi żart – mamroczę do siebie.
Próbuję uwierzyć w te słowa i zasnąć, ale to takie trudne… Twarz mi drętwieje, wraca ból, który czułam zaraz po tym, gdy spadły na mnie ciosy. Silne, pewne. Może naprawdę sobie na nie zasłużyłam, a nie zasługuję na Arka?
Zamykam oczy. W głowie rozwija mi się autostrada myśli. Są na niej Justyna i Arek, jakby atakowali mnie z dwóch stron. Jej długie czarne włosy rozsypane na oparciu białej kanapy w salonie, gdy wsuwał się w nią raz za razem. Wszystko było widać z ulicy. Gdy zamykaliśmy miesiąć, siedziałam w pracy do późna, więc wracając z przystanku, często widziałam, jak to robili. Arek nie spuszczał z niej wzroku, gdy wiła się pod nim z rozkoszy. Stałam i patrzyłam na nich, czując mrowienie między nogami. Byli tacy bezwstydni i jednocześnie przerażający. Obserwowałam ich zalewana falą lęku i podniecenia. Przestraszona tym uczuciem, szłam dalej, przyspieszałam kroku, jakbym chciała o tym zapomnieć. Tego widoku jednak nie dało się zostawić za sobą.
Ciekawe, czy ktoś jeszcze to widział. Próbuję uciec