Flirt z Melpomeną. Tadeusz Boy-Żeleński

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Flirt z Melpomeną - Tadeusz Boy-Żeleński страница 10

Жанр:
Серия:
Издательство:
Flirt z Melpomeną - Tadeusz Boy-Żeleński

Скачать книгу

w nim i w niej samej. Gotowa byłaby zostać, ale – jako żona. Artysta stoi na rozdrożu między „ciałem” a „duszą”; pierwsze wydziera się do ślicznej Reny, drugiej trudno się obejść bez narkotyku, subtelnego kadzidła, do jakiego przyzwyczaiła go literatka. W naiwnym egoizmie próbuje znaleźć wyjście w takim podziale terytorialnym: Renie ofiaruje panowanie w pokoju sypialnym, Podelskiej w pracowni. Rena ironicznie odtrąca ten podział i odchodzi, tym razem bez powrotu; Podelską zrozpaczony artysta sam „wylewa” z pracowni; i zostaje na tym pogrzebie pragnień i ciała, i duszy sam – z Karolką, którą na złość losom zaprasza do przygotowanego dla innej obiadu. Jak się ta stypa189 skończy, łatwo zgadnąć.

      Znów minęły trzy miesiące; Karolka uczuła się matką; malarz, uczciwy człowiek, spłacił przy ołtarzu chwilę zapomnienia. Tego dnia właśnie wrócili oboje z kościoła. Teraz już koniec; zrobił, co do niego należało; dał dziewczynie i przyszłemu dziecku nazwisko, lecz sam chce odzyskać wolność; to znaczy zostawić list z pożegnaniem, nieco wątpliwych środków materialnych i dmuchnąć w świat. Ale tym razem słaby artysta spotkał się z groźniejszym przeciwnikiem: to już nie niefrasobliwa bujność Reny ani wyrozumiała mimozowatość Podelskiej; to energia dziecięcia ludu, które sakrament bierze serio, „chłopa” swojego potrafi utrzymać po woli czy po niewoli, a rywalce bodaj „zedrzeć łeb jak krosna”, jak mówi poeta. Zresztą, Karolka kocha Woryckiego; jedyna z tych trzech kobiet kocha go naprawdę, jest świeża, ładna, bardzo ładna nawet. Worycki godzi się z losem i… w chwilę potem czuje się już szczęśliwy, i mamy wrażenie, że znalazł, co mu trzeba.A Rena? Rena wychodzi za mąż za swego przedsiębiorcę; może, może spotkają się i jeszcze z Woryckim – o ile będzie sławny. Podelska napisze powieść o tym wszystkim, czego między nimi – nie było. Słowem, wszystko się kończy dobrze i na pożytek społeczeństwa.

      I oto autor dał nam analitycznie przeprowadzone dzieje jednego z tych mezaliansów190, tak częstych w życiu artystów, a tyle zawsze wywołujących zdumień i komentarzy. A kto wie, czy to nie jest jedyne rozwiązanie życia dla wielu z tych niespokojnych, wrażliwych, słabych natur. Równocześnie pracować, tworzyć, myśleć o praktycznej stronie życia, parać się191 z psychicznym problemem kobiety i wymaganiami miłości nastrojonej na wysoki kamerton192 – to dla nich nad siły. W ten sposób mają zapewniony bodaj ów słynny „opierunek”193 i chleb powszedni miłości, zachowując zarazem dużo swobód w artystycznej włóczędze myśli, wyobraźni i wrażeń. Jan Jakub Rousseau194 i Teresa Levasseur195 to para nie mniej klasyczna, co Petrarka196 i Laura. To dwie strony jednego i tego samego medalu. Marzenie i – Rzeczywistość.

      Rzeczywistość jest sztuką dobrze pomyślaną i dobrze przeprowadzoną. Co więcej, dobrze przeprowadzoną do końca; w przeciwstawieniu do tych tak częstych dyletanckich utworów „obiecujących talentów”, gdzie po interesującym pierwszym akcie brnie się z każdym następnym z rozczarowania w rozczarowanie. Czujemy tu rasowego pisarza scenicznego, który umie zostać zewnątrz swoich figur, napełnić je logiczną myślą i pozwolić działać wyemancypowanym197 już od jego woli charakterom. Trudny problem fabuły rozgrywającej się między czworgiem osób – trzy kobiety dokoła jednego mężczyzny – rozwiązany na ogół szczęśliwie; akcja z natury rzeczy niebogata w epizody rozwija się konsekwentnie, znajdując w pomysłowym finale organicznie z treści wypływające uwieńczenie.

      Słabszą natomiast stronę sztuki stanowi dialog. Jest banalny i chudy. Robi po trosze wrażenie choinki ubogiego dziecka: tu parę pierniczków, tam jabłuszko, orzeszek w staniolu198… Za mało w nim błysków, iskierek, za mało zazębiania się o siebie zwartych replik199. A dialog w komedii, jak rym w poezji, powinien nie tylko zaznajamiać słuchacza z treścią, ale nieustannie cieszyć i elektryzować samym sobą. Szkoda, gdyż kilkanaście rozsypanych szczęśliwych rysów świadczy, iż przy większym wysiłku autor byłby może umiał osiągnąć tę soczystość, jaką np. – aby nie szukać dalekich wzorów – daje to małe cacko sceniczne niedawno wystawione na naszej scenie: Ich czworo Zapolskiej.

      Sztukę przygotowano i odegrano dobrze. P. Kamińska jako Rena ślicznie wyglądała i oddała swą partię z wdziękiem i furią młodości. Nóżki jej, które taką rolę grają w dialogu sztuki, sumiennie wypełniły swoje artystyczne zadanie. Zdaje mi się jedynie, że artystka cokolwiek zdrobniła postać Reny, że przesłoniła nieco jej śmiałą linię ptaszęcym świegotem. Ale to są może moje grymasy; i taką jak była, Rena p. Kamińskiej doskonale wyrażała to, co ta postać ma ucieleśniać w przeżyciach malarza. P. Łuszczkiewicz-Gallowej przypadła nieco blada rola autorki-Podelskiej: instynkt aktorski kazał jej pchnąć tę role w kierunku śmiałej szarży200; nie mam jasnego sądu, czy zupełnie w myśl intencji autora, ale bardzo pomysłowo i szczęśliwie. Strój, maska, ruchy, głos, wszystko było przeprowadzone doskonale i przyczyniło się w znacznej mierze do ożywienia sztuki. P. Zielińska w pierwszych dwóch aktach miała niezbyt wdzięczne zadanie w roli tracącej nieco teatralnym szablonem, w trzecim natomiast, znajdując w tekście silniejszy punkt oparcia, umiała w paru krótkich scenach nadać postaci Karolki głębsze piętno. Skupiony ból kochającej a niekochanej kobiety, coś niby odcień powagi przyszłego macierzyństwa, nieśmiałość dziecka ludu mieszająca się z pewnością siebie „prawowitej żony” i niezłomnym postanowieniem niewypuszczenia za żadną cenę swego łupu, wszystko to wyrażało się w jej grze i stworzyło z tej młodej dziewczyny bardzo zajmującą postać. P. Nowakowski201 wreszcie umiał trafnie uwydatnić chroniczne zdenerwowanie artysty, który chciałby przede wszystkim malować, a który robi przeważnie – co innego. Niech się nikt nie śmieje: to są ciche tragedie.

      Doskonałe sobotnie przedstawienie świadczy, iż cokolwiek może sztucznie wytworzono koło krakowskiego teatru tę atmosferę śmiertelnie chorego, nad którym poważnie kiwają głową uczeni doktorzy i którego z tajemniczymi minami okadzają znachory wszelkiego autoramentu202.

      Szukiewicz, Odys w gościnie

      Teatr miejski im. Słowackiego: Odys w gościnie, sztuka w trzech aktach Macieja Szukiewicza203.

      Jestem jeszcze bardzo świeżym recenzentem, dlatego wyznaję, że przed każdą premierą bywam szalenie zdenerwowany. Co to znów będzie za kwiatek? Tak przyjemnie jest się zachwycać, a tak głupio, tak nieprzyjemnie „krytykować”! Albo i ten Szukiewicz (myślałem sobie): znam go od tak dawna, za nic nie chciałbym mu zrobić, broń Panie Boże, przykrości; co jemu strzeliło z tym Odysem? Odys. Czemu Odys? Czemu nie Arka Noego albo Sodoma i Gomora? (Cóż za bajeczne problemy dla nowoczesnej reżyserii!) Znów ten „wielki repertuar” (wciąż tak zrzędziłem w duchu); znamy to: aktorzy bez gatek, a na koturnach, ze sceny padają odświętne słowa jak: „przecz204, „atoli205, „ninie206, trup ściele się gęsto, słowem: toute la lyre207.

      Tak biłem się z myślami, nie przebierając

Скачать книгу


<p>189</p>

stypa (z łac.) – uczta po ceremonii pogrzebowej. [przypis edytorski]

<p>190</p>

mezalians (z fr.) – małżeństwo, w którym jedna strona jest niższego stanu a. biedniejsza od drugiej. [przypis edytorski]

<p>191</p>

parać się (przest.) – trudzić się, zajmować się. [przypis edytorski]

<p>192</p>

kamerton (z niem.) – urządzenie wydające wzorcowy ton, do którego dostraja się instrumenty muzyczne. [przypis edytorski]

<p>193</p>

opierunek (daw.) – pranie; dziś obecny w wyrażeniu: „zapewnić komuś wikt i opierunek”, czyli wyżywienie i czystą odzież, czy w ogóle utrzymanie. [przypis edytorski]

<p>194</p>

Rousseau, Jean Jacques (1712–1778) – francuski pisarz oraz filozof; postulował powrót do natury, odrzucał zdobycze cywilizacji, w tym pojęcie własności prywatnej; swój model człowieka idealnego, dobrego, wychowywanego w naturze przedstawił w dziele z 1762: Emil, czyli o wychowaniu. [przypis edytorski]

<p>195</p>

Levasseur, Teresa (1721–1801) – partnerka Rousseau, urodziła mu pięcioro dzieci, główna spadkobierczyni po jego śmierci. [przypis edytorski]

<p>196</p>

Petrarca, Francesco (1304–1374) – włoski poeta i latynista; w 1341 uwieńczony tzw. laurem poetyckim; zasłynął cyklem wierszy miłosnych (Śpiewnik), głównie sonetów, poświęconych madonnie Laurze, której tożsamość pozostaje nieznana. [przypis edytorski]

<p>197</p>

wyemancypowany – uwolniony, samodzielny. [przypis edytorski]

<p>198</p>

staniol – kolorowa folia aluminiowa, w którą dawniej zawijano słodycze. [przypis edytorski]

<p>199</p>

replika (z łac.) – odpowiedź. [przypis edytorski]

<p>200</p>

szarża (z fr.) – atak w teatrze: przejaskrawienie, popis. [przypis edytorski]

<p>201</p>

Nowakowski, Zygmunt (1891–1963) – aktor. [przypis edytorski]

<p>202</p>

autorament (z łac.) – tu: pokrój. [przypis edytorski]

<p>203</p>

Szukiewicz, Maciej (1870–1943) – wyjątkowo płodny pisarz wielu gatunków, krytyk teatralny; badacz twórczości Jana Matejki, kustosz krakowskiego muzeum poświęconego malarzowi. [przypis edytorski]

<p>204</p>

przecz (daw.) – dlaczego. [przypis edytorski]

<p>205</p>

atoli (daw.) – lecz, jednak. [przypis edytorski]

<p>206</p>

ninie (daw.) – teraz. [przypis edytorski]

<p>207</p>

toute la lyre (fr.) – tytuł pośmiertnego wydania poezji Wiktora Hugo; przen. cała poezja. [przypis edytorski]