Szczyty Chciwości. Edyta Świętek
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Szczyty Chciwości - Edyta Świętek страница 3
Wrzuciła błyskotkę do niewielkiego pudełka stojącego na podręcznym stoliku przed lustrem. Pogrzeb zdecydowanie nie należał do tych okoliczności, gdzie próżność miałaby rację bytu.
Nie żeby była próżna!
Po wyjątkowo chudych latach przyszedł czas, gdy mogła sobie pozwolić na nieco więcej. Pomoc ze strony Klausa oraz Tymoteusza korzystnie wpłynęła na stan jej budżetu. Choć Trzeciakowa wzbraniała się przed przyjmowaniem czegokolwiek, mężczyźni z uporem obdarowywali dwie wdowy oraz dwójkę nastolatków.
Dzwonek do drzwi wytrącił ją z krótkiej zadumy. Z przyzwyczajenia wstrzymała oddech, zerkając przez otwór judasza. Właściwie od dawna nikt jej nie nękał, więc teoretycznie nie miała powodów do niepokoju, lecz od czasu aresztowania Eugeniusza każdy dzwonek czy energiczniejsze stukanie przyprawiały ją o nieprzyjemny skurcz żołądka.
Na korytarzu stał listonosz. Miał ze sobą kolejną przesyłkę z Niemiec zachodnich. Przynoszenie paczek zdążyło mu już spowszednieć, nie komentował tego, że raz w miesiącu wnosi po trzeszczących drewnianych schodach ciężki karton.
Czasami pudła nosiły ślady otwierania. Listy przeglądał cenzor. Znikały jakieś drobiazgi i zagraniczne banknoty. Helena i Justyna wielokrotnie prosiły Engela, by nie przysyłał im pieniędzy. Raz wspomniały, że to daremny wydatek, jako że gotówkę ktoś ukradł. Od tamtej pory Klaus zaczął ją chować w bardzo przemyślny sposób do opakowań z produktami. Bywało, że wszywał pieniądze w maskotki lub odzież. Planował to z wyprzedzeniem, gdyż zawsze w liście dawał sugestie co do tego, gdzie kobiety mają poszukiwać marek przy otwieraniu kolejnej przesyłki. I po wielokroć powtarzał, że nie zaprzestanie wysyłania gotówki, ponieważ jako człowiek samotny, mający jedynie przybraną matkę, nie ma dużych wydatków. Niech mu więc nie zabraniają drogie przyjaciółki z Polski zadośćuczynienia w ten sposób swemu wewnętrznemu impulsowi, by nieść pomoc osobom w trudniejszej sytuacji. Był doskonale poinformowany na temat kulejącej gospodarki kraju. Wiedział o rosnących cenach, pustych sklepowych półkach i gigantycznych kolejkach, gdy „rzucano” do sprzedaży jakiekolwiek towary. W lot odgadywał potrzeby Wetlikowej oraz Trzeciaków.
Od dłuższego czasu do każdej paczki dołączane były dwa listy. Jeden z nich, ogólny, Klaus kierował do wszystkich domowników. Drugi adresował wprost do Justyny. Ten miał charakter bardziej osobisty i przyjacielski. W korespondencji z Trzeciakową Engel nie tylko wypytywał o to, „czy aby na pewno Frau Helenka czuje się dobrze i czy dba należycie o siebie”. Dzielił się także z Justyną różnymi przemyśleniami, o których zapewne nie chciał mówić domniemanej matce. Przesyłał również wiele słów otuchy dla samotnej kobiety. Wyrażał swój podziw dla niej. Regularnie wymieniana poczta zbudowała pomiędzy nimi pewien rodzaj bliskości. Z myślą o nim Justyna kupiła swego czasu podręcznik do nauki języka niemieckiego. Uczyła się obcej mowy, lecz listy wciąż pisywała po polsku. Wstyd by jej było, gdyby napisała coś z błędem. Wszak Klaus tak interesująco potrafił ubierać swoje myśli w słowa! Poza tym od jakiegoś czasu cała korespondencja prowadzona była w języku polskim – Engel uparł się, że jemu łatwiej będzie zatrudniać i opłacać tłumacza.
Wyobrażała go sobie jako człowieka inteligentnego, oczytanego erudytę. Na pewno miał nienaganne maniery i potrafił odnaleźć się w każdej sytuacji. Nigdy nie uraził jej żadną swoją wypowiedzią. Umiejętnie natomiast wydobywał z niej zwierzenia. Był drugą po cioci Helenie osobą, której opowiedziała o okolicznościach związanych z odnalezieniem Eugeniusza i wspomniała o sennych koszmarach. I tylko on potrafił tak to skomentować, że poczuła ciepło na sercu.
Wciąż z głębokim żalem podkreślał, że na razie nie może przyjechać do Polski, choć bardzo tego pragnie. I nawet nie jest w stanie powiedzieć, czy zrobiłby to, gdyby w kraju zaszły radykalne zmiany ustrojowe, choć takich nic nie zwiastowało. Delikatnie sugerował, że na przeszkodzie stoi nie tylko jego kondycja i przywiązanie do niemieckiej matki.
Justyna pokwitowała odbiór przesyłki. Zawołała Michała, który siedział przed odbiornikiem telewizyjnym, i poprosiła go o pomoc w przeniesieniu pudła do kuchni. W tym wyjątkowo smutnym dla rodziny dniu nawet upominki zza Odry nie wpłynęły na poprawę humorów. Zresztą nie było czasu na rozpakowanie zawartości, gdyż zaraz powinni pojechać na cmentarz. Justyna ograniczyła się wyłącznie do wyjęcia listów. Od razu jeden z nich odczytała na głos w pokoju cioci. Z drugim przysiadła na wersalce u siebie. Szybko przebiegła wzrokiem po kilku stronach, chciwie łowiąc wynurzenia Klausa. Wiedziała, że po powrocie do domu przeczyta go powtórnie – spokojnie, i w większym skupieniu. Teraz najbardziej poruszyło ją kilka zdań.
Droga Przyjaciółko, przemyśl, proszę, jeszcze raz moją propozycję. Tak bardzo zależy mi na naszym osobistym spotkaniu. Rad bym ugościł w moich skromnych progach i panią Helenkę, i Ciebie, i Twoje dzieci. Pani Helena wymawia się od podróży starością oraz chorobami, co doskonale rozumiem. Zdaję sobie sprawę z niewygód, na jakie byłaby narażona. Przysięgam na Boga, że gdyby istniała taka możliwość, sam bym u Was zawitał. Błagam, Justyno! Muszę coś ważnego wyznać, lecz mogę to zrobić jedynie osobiście. To sprawa wielkiej wagi – w grę wchodzi życie i śmierć.
Rzeczywiście zapraszał je do siebie tuż po tym, gdy ogłoszono zniesienie stanu wojennego. Gotów był zorganizować całą wyprawę, byle tylko wyraziły zgodę. Wtedy Helena przyklasnęła pomysłowi Engela, choć przyznawała, że perspektywa takiej podróży jest dla niej po prostu przerażająca.
Niestety, żadna z nich nie otrzymała paszportu.
Jakiś czas później Klaus ponowił propozycję, lecz wtedy Helenie zaczęło szwankować zdrowie. Właściwie przez całą minioną zimę staruszka niemalże nie wychodziła na zewnątrz. Po mieszkaniu poruszała się wolno i za pomocą laski. Narzekała na kołatanie serca. W styczniu spędziła dwa tygodnie w szpitalu, do którego zabrała ją karetka pogotowia. Oczywiście Wetlikowa usiłowała bagatelizować dolegliwości. Zwalała winę za niedołęstwo na bezlitośnie upływający czas. A niekiedy wprost mówiła o tym, że swoje już przeżyła i może nareszcie umrzeć. Bo choć nie było jej przeznaczone ostatnie przytulenie rodzonego dziecka, to sama świadomość, że Teoś żyje, pozwalała jej na zamknięcie oczu.
Nie dopuszczała do siebie myśli, że Klaus nie jest tym, za kogo go uważała.
Justyna poskładała list od Engela.
Wiedziała, że i tym razem nie będzie w stanie spełnić jego prośby. Nie pojedzie do Niemiec, gdyż nie mogłaby zostawić Helenki. Nie teraz, gdy na rodzinę spadło kolejne nieszczęście, zbierając śmiertelne żniwo. W innych okolicznościach pewnie zdołałaby uprosić kogoś z krewnych, by zaglądał na Cieszkowskiego i otoczył opieką starowinkę. Pod warunkiem, że otrzymałaby paszport.
– Michaś, Jola! Jesteście gotowi? – zapytała nastolatków.
– Już dawno – odparł syn.
– Dobrze, to wychodzimy. Idę po ciocię.
Staruszka także była ubrana. Czekała w swoim pokoju, gładząc suchą, pomarszczoną dłonią kopertę z ostatnim listem z Dortmundu. Gdy Justyna do niej przyszła, Hela podniosła oczy o wiecznie zaczerwienionych powiekach.
– Nie dane mi go będzie zobaczyć, Justysiu – powiedziała drżącym głosem. – Mój kres jest coraz bliższy.
– Co