Szczyty Chciwości. Edyta Świętek
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Szczyty Chciwości - Edyta Świętek страница 7
Uwadze Ślusarkowej nie uszło delikatne wykrzywienie twarzy przez Mirellę. Czyli jednak trochę ją wystraszyła, choć nie miała takiej intencji.
– Mężczyźni to chuje – skwitowała Wilimowska-Braun. – Do niczego się nie garną.
– Nie mów tak przy dziecku – zaprotestowała Manuela.
– Czemu? Przecież i tak nie rozumie, co powiedziałam.
– Dzieci rozumieją więcej, niż myślisz, i szybko wszystko chłoną.
Jakby w odpowiedzi na jej słowa, Juliusz powtórzył:
– Uje, uje!
– No widzisz? – Zdenerwowana Manuela posłała Mirze karcące spojrzenie. – Jak ja teraz wytłumaczę babci lub Albertowi, że mały zna takie słowo?
– Nie przesadzaj. Może nie chodziło o tamto. Skończył pić i pewnie chciał powiedzieć „dziękuję”.
– Kuje, kuje!
Szkoda, że nie można sobie wybierać krewnych – westchnęła Ślusarkowa. Gdyby to od niej zależało, Mirella nigdy w życiu nie byłaby jej kuzynką. O wiele milej spędzała czas z Beatą Kost. A już najlepsi byli przyjaciele, na których zawsze mogła liczyć. Nie przemawiała przez nich interesowność.
Tacy Jeżowscy na przykład! Byli młodym małżeństwem zbliżonym wiekowo do niej i Alberta. Mieli córeczkę, Lenkę, która przyszła na świat kilka miesięcy po Juliuszu. Mieszkali w niedużym domku jednorodzinnym na osiedlu Jachcice, co nie przeszkadzało im w utrzymywaniu regularnego kontaktu ze Ślusarkami. Znajomość zaczęła się przyjaźnią licealną chłopaków, potem dołączyły Ania i Manuela. Dziewczyny szybko znalazły wspólny język. Z Jeżowskimi czas mijał zdecydowanie przyjemniej niż w towarzystwie Miry i jej ślubnego. Zawsze mieli mnóstwo spraw do obgadania, łączyły ich zbliżone pasje oraz poglądy polityczne. Panowie aktywnie działali w opozycji, a panie wspierały ich jak tylko potrafiły. Poza tym obydwie młode mamusie chętnie wymieniały spostrzeżenia dotyczące opieki nad dziećmi i dawały sobie wzajemne wsparcie w trudnych chwilach. To było dla Manueli znacznie cenniejsze niż bufońskie zadęcie Mirelli, dla której absolutnie każda dziedzina życia była przedmiotem ukrytej rywalizacji.
Nie wątpię, że jej maluszek będzie miał najpiękniejsze ubranka. Dostanie śliczny nowy wózek i mnóstwo wartościowych upominków. Ale czy Mira nadaje się na matkę?
Ślusarkowa bardzo nie chciała myśleć źle o własnej kuzynce, lecz nie mogła oprzeć się wrażeniu, że dla Wilimowskiej-Braun dziecko będzie jeszcze jedną luksusową zabawką na pokaz.
Zdecydowanie wolałaby się w tej kwestii mylić!
ROZDZIAŁ 2
Znowu w życiu mi nie wyszło
Uciec pragnę w wielki sen
Na dno tamtej mej doliny
Gdzie sprzed dni dogonić dzień
W tamten czas lub jego cień[3]
[3] Fragment tekstu piosenki Sen o dolinie z repertuaru Budki Suflera (wykonanie oryginalne: Bill Withers). Słowa: Adam Sikorowski, muzyka: Bill Withers, Romuald Lipko.
Smak goryczy
– Cześć, Agatko!
Kostowa uniosła wzrok znad zeszytów zalegających na stole w pokoju nauczycielskim. Akurat miała okienko pomiędzy zajęciami, więc korzystała z wolnego czasu, by sprawdzić uczniom zadania domowe.
– Cześć, Nelka. – Kiwnęła głową do Stolarskiej. – Jak leci? Też masz okienko?
– Niezupełnie. Miałam w harmonogramie zajęcia z ósmą b, ale oni zostali oddelegowani na Wileńską.
– Co tam jest godnego uwagi? – Wysiliła pamięć, lecz nie kojarzyła niczego nadzwyczajnego w tym miejscu.
– Nie pamiętasz? Dom rodzinny Rejewskich. Nasza chluba matematyczna zamieszkiwała przy Wileńskiej pod szóstką.
– Ach! Rejewski[4]! – Agata pacnęła się dłonią w czoło. – Na śmierć zapomniałam, że dzisiaj jest odsłonięcie tablicy pamiątkowej.
– Zasłużenie – stwierdziła Stolarska. Klapnęła ciężko na krzesło. – Masz fajkę? Poczęstujesz koleżankę w potrzebie? Zapomniałam kupić w drodze do pracy.
Agata sięgnęła do torebki i wyjęła paczkę klubowych. Podsunęła Kornelii. Zapaliły obydwie.
– Oddam ci później.
– Nie trzeba. – Kostowa machnęła ręką.
– Trzeba, trzeba. Cudzesy są dobre, ale nikt nie lubi być opalany. Ostatnio nawet o papierosy trudno.
– Cholerny świat. Dobija mnie ta beznadziejna szarpanina – stwierdziła Agata. – Mam już dość ciągłego kombinowania, jak związać koniec z końcem. Człowiek wystaje godzinami w kolejkach, a przy ladzie i tak nie ma co kupić. Kurczę no! Ile jeszcze trudności musimy znieść?
– Ja też nie daję rady. Pieprzony socjalizm – szepnęła Kornelia.
– Zobaczysz, że to skończy się jakąś rewolucją.
– Dojdzie do tego – stwierdziła ze smutkiem Stolarska. – Mieliśmy już stan wojenny, wciąż dręczy nas kryzys. Telewizja kłamie, a rząd ma w dupie obywateli.
– Z każdej strony problemy – jęknęła Agata tonem, który zmusił Kornelię do obrzucenia jej ściągniętej, poszarzałej twarzy uważniejszym spojrzeniem.
– Co jest? – zagadnęła łagodnie. – Kłopoty w domu?
– Sama nie wiem. Niby nie jest źle, bo odkąd zerwałam z narzeczonym, Beatka zupełnie przestała dokazywać. Teraz mam tak grzeczną i kochaną córkę, że wręcz do rany przyłóż. Postanowiła nawet pójść w moje ślady i o ile przed rokiem przebąkiwała o bibliotekoznawstwie, to ostatecznie złożyła papiery na polonistykę. Za dwa tygodnie zaczyna studia – odparła z nieskrywaną dumą, rozchmurzając się nieco.
Panie po raz pierwszy od przerwy wakacyjnej znalazły czas na spokojną rozmowę. Siedziały same w pokoju nauczycielskim. Oczywiście w czasie wakacji były w luźnym kontakcie, Kornelia wiedziała więc o śmierci ojca Agaty i kilku innych sprawach.
– Ależ to cudownie! Zawsze wiedziałam, że mądra z niej dziewczyna. Tylko poplątała się trochę w sytuacji. Wiesz, jak jest: dzieciaki zwykle niechętnie reagują na ojczymów. A co na to wszystko Piotrek?
– Siła spokoju. Myślałam, że gdy usłyszy o zerwaniu, to będzie zły. Ale wyjaśniłam mu, jakie były powody mojej decyzji. I jak sam stwierdził, faktycznie