Szczyty Chciwości. Edyta Świętek

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Szczyty Chciwości - Edyta Świętek страница 9

Szczyty Chciwości - Edyta Świętek Grzechy młodości

Скачать книгу

chuchałam i dmuchałam. Nie obarczałam żadnymi obowiązkami, by nie dorastała w poczuciu krzywdy. A i Tymoteusz zawsze wyróżniał ją spośród reszty. Tylko że dla niego jędza ma jakiś szacunek, a dla mnie ani krzty.

      Westchnęła ciężko.

      – Co tak dyszysz, Elżuniu? – zagadnął nie mniej od niej zafrasowany Tymek.

      Od wypadku Kingi nie potrafił sobie znaleźć miejsca. Czuł się winny temu, co zaszło. Przecież mógł pójść z dzieckiem do tego cholernego basenu, zamiast leżeć plackiem na kocu i słuchać radia! Wszak dobrze wiedział, że Kinga nie potrafi pływać! No… ale jak mógł przewidzieć, że podtopi się w miejscu, gdzie woda sięgała jej zaledwie do połowy ud? Kto by przypuszczał, że będzie taką fajtłapą i uderzy głową w kant pomostu? Że akurat w tym momencie absolutnie nikt nie zwróci na nią uwagi?

      – A tak jakoś mi ciężko – odparła żona, a potem z lekka pojaśniała na twarzy. – Nie uważasz, że Kinia była dzisiaj w lepszej formie niż przy ostatniej wizycie? Śmiała się, gdy przyszliśmy. Wyciągała główkę, jakby chciała wstać. I tak ładnie zjadła cały podwieczorek.

      – Rzeczywiście – przytaknął.

      Tymoteusz panicznie bał się o ślubną. Była taka wrażliwa i niestabilna emocjonalnie! Na byle głupstwo reagowała łzami, o czym wciąż donosiła mu zatroskana Maria. Znaczy… Mirella. Żona często narzekała na bóle głowy i zażywała zdecydowanie zbyt dużo tabletek. A przecież nie od dzisiaj wiadomo, że one mogą uzależniać. Dom jakoś funkcjonował przez te wszystkie lata, głównie dzięki staraniom najstarszej córki. Elżbieta nie poradziłaby sobie sama z niczym. Po wypadku Kingi ogarnęła ją panika, potem rozpacz i niedowierzanie. Dodatkowo jak grom z jasnego nieba spadła na nich wieść o śmierci ojca. To cud, że w tym całym chaosie Ela nie postradała zmysłów. Choć upłynęło już sporo czasu, wciąż odczuwał strach o jej kondycję psychiczną. Człowiek, który próbuje odebrać sobie życie, nie jest w pełni władz umysłowych, i diabli go tam wiedzą, czy nie ponowi desperackiego kroku.

      – A może ona wydobrzeje, Tymku? Jak myślisz?

      – Cuda czasami się zdarzają. Trzeba się modlić – rzucił bez przekonania, bowiem sam w to nie wierzył. Dawał natomiast wiarę w moc klątwy, która ciążyła nad jego głową. I nie po raz pierwszy od śmierci Eugeniusza rozważał, czy nie powinien wyznać prawdy matce.

      Sęk w tym, że matka ostatnio mocno niedomagała. Traciła pamięć, może nawet rozum. Czy powinien obarczać jej wątłe starcze ramiona dodatkowym ciężarem trosk? Czy teraz, gdy pochowała męża, znalazłaby w sobie dość sił, by udźwignąć świadomość, że urodziła i wychowała bratobójcę? I o ile do tej pory to Kazimierz był człowiekiem, który studził zapędy brata i powstrzymywał go przed posypaniem głowy popiołem, to teraz Tymek sam siebie hamował w działaniu i wyczekiwał na moment, gdy matka odzyska na tyle dobre samopoczucie, by zrozumieć sens jego ewentualnego wyznania i zmienić zakres kary, jaka miała spaść na mordercę Eugeniusza.

      Gdyby to było takie proste… Gdyby modlitwy pomogły! Modliłbym się i ja. Każdego dnia z żarem błagałbym Boga o zdrowie dla mojej córki. Ale jaki cud musiałby nastąpić, by kalekie dziecko wstało, przeszło parę kroków i porozmawiało z nami rozumnie? By śmiech Kini był świadomy, a z jej ust zamiast nieartykułowanych dźwięków padały normalne słowa?

      Nie! On nie zasługiwał na taką łaskę. I musiał dalej żyć z tym brzemieniem. Nieść balast winy i wyrzutów sumienia. Próbować znaleźć odkupienie w inny sposób. Nie przez wyznanie zbrodni, lecz poprzez czynienie dobra.

      – Cześć, stary! Jesteś sam? – wyraził zdziwienie Filip Jeżowski na widok Alberta, który jeszcze przed paroma dniami deklarował, że na uroczyste odsłonięcie pomnika ku czci księdza Jerzego Popiełuszki przybędzie wraz z żoną. Tymczasem na przystanku tramwajowym kolega był sam.

      – Niestety. Manuelka musiała zostać w domu, biedactwo nie najlepiej się czuje. Złapała anginę. W jej stanie lepiej uważać. Zaaplikowałem ślubnej biseptol i poradziłem, by poleżała przynajmniej trzy dni. Oczywiście próbowała mnie przekonywać, że nic jej nie będzie, ale byłem stanowczy. Popołudnia są coraz krótsze, mrok wcześnie zapada, a nas czeka uroczystość pod gołym niebem. A przynajmniej jakaś jej część na pewno będzie na zewnątrz.

      Szli wolnym krokiem w stronę placu przy kościele Świętych Polskich Braci Męczenników. Zewsząd nadciągali już ludzie. Większość niosła w dłoniach świeczki. Czasu było jeszcze dość dużo, więc mężczyźni przystanęli na uboczu, aby zapalić po papierosie.

      – Co u was? Dawno nie widziałem Ani – zagadnął Albert.

      – Nic ciekawego. Anula musiała jechać do rodziców. Jej matka choruje.

      Ślusarek po raz ostatni zaciągnął się dymem. Zdusił papierosa w rogu kosza na śmieci.

      – A co z Wyścigiem Pokoju? – zapytał.

      – Nie chciałbym cieszyć się na zapas, ale chyba wezmę udział.

      – I ty tak spokojnie o tym mówisz?! – wykrzyknął szczerze ucieszony Albert. – Kurczę! Stary! To byłoby coś! Mistrzu!

      – Oj tam! Pojeździsz, poćwiczysz i wrócisz z medalem. Ania pewnie dumna, co?

      – No ba! Tylko na razie nikomu ani słowa, bo z moim startem wciąż nic pewnego. Ale jakby mi się udało, rzeczywiście byłoby to coś!

      – Gratulacje! – Albert poklepał przyjaciela po plecach. – Dobrze, trzeba iść, uroczystość zaraz się zacznie.

      Mężczyźni od razu spoważnieli. Czekał ich udział w niezwykle ważnym wydarzeniu, będącym dobitnym wyrazem tego, że męczeńska śmierć kapłana nie położyła kresu czci, jaką był otaczany za życia. Mieszkańcy Bydgoszczy od dawna dążyli do złożenia księdzu Jerzemu hołdu przy kościele, w którym po raz ostatni przemówił do wiernych. Dzięki ich staraniom w rocznicę tego nabożeństwa biskup Jan Nowak będzie mógł poświęcić jeden z pierwszych w Polsce pomników upamiętniających zamordowanego. Do ostatniej chwili przed komitetem wyrastały przeszkody, wiele prac przygotowawczych prowadzono ukradkiem. Sam prymas Glemp ocenił, że o planowanym utworzeniu miejsca pamięci nie należy informować władz państwowych.

      Sporządzony więc został skromny projekt, którego główny element miał stanowić potężny głaz wykopany osiem lat wcześniej, podczas wykonywania fundamentów świątyni. Ustawienie kamienia na przygotowanym wcześniej cokole stanowiło poważny problem, ponieważ nie dałoby się tego dokonać bez użycia dźwigu. Na oficjalne wypożyczenie sprzętu nie było szansy, lecz znalazł się śmiałek, który miał dość odwagi, by zrealizować nielegalnie zlecenie. Brał pod uwagę ewentualne konsekwencje związane z popełnionym nadużyciem, a mimo to bez wahania przystąpił do pracy. Tablicę pamiątkową odlano już wcześniej – wiosną, z zachowaniem szczególnej tajemnicy. Przez kilka miesięcy ustawiona była przy ścianie w prezbiterium – tuż przy Kaplicy Męczeństwa. Odwiedzający to miejsce wierni mogli przy tej okazji oglądać szaty liturgiczne, w których ksiądz Jerzy wystąpił podczas

Скачать книгу