Gniew Tiamat. James S.a. Corey

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Gniew Tiamat - James S.a. Corey страница 16

Gniew Tiamat - James S.a. Corey

Скачать книгу

strzępy.

      – Mam reakcję – zgłosił Travon.

      – Owszem – potwierdziła Jen. – Coś dzieje się w obiekcie.

      – Jakie było opóźnienie? – zapytała Elvi.

      – Osiemnaście minut.

      Byli o dziewięć minut świetlnych od struktury, co raczej potwierdzało hipotezę nawiązywania połączenia rozchodzącego się z prędkością światła lub czymś podobnym. Powinna zapisać tę hipotezę i skonsultować ją z ludźmi od nanoinformatyki.

      Ekrany Elvi oszalały od informacji z czujników zainstalowanych na katalizatorze. Danych było za dużo, by analizować je w czasie rzeczywistym, więc Elvi pozwoliła im się przelewać przez nią jak fala wykresów i liczb. Później będzie mnóstwo czasu na próby dojścia do tego, co to wszystko znaczy.

      – Na razie wygląda stabilnie – poinformował Travon.

      – Zawsze miło, gdy rzeczy nie zaczynają od razu wybuchać – skomentowała Elvi, ale nikt się nie zaśmiał.

      – Wiecie, od czego diamenty robią się zielone? – Jen zapytała wszystkich i nikogo konkretnego. – Sprawdziłam.

      – Promieniowanie – odpowiedział Fayez.

      Oczywiście, że wiedział. On też był w zespole Ilusa, jako geolog. Podczas gdy otwarcie protomolekularnej sieci wrót dało Elvi ponad tysiąc trzysta biosfer do studiowania, Fayezowi zapewniło dziesięć razy tyle układów geologicznych do badań. Niektóre z nich tak egzotyczne, jak niesamowicie wielki kawał węglowego kryształu o naprawdę ładnym kolorze.

      – Zielone mogą się zrobić diamenty powstające w obecności promieniowania. Niektórzy mylą je ze szmaragdami, ale to całkiem inny minerał. Szmaragdy to beryl, nie węgiel.

      – Ukradłeś mi moją rewelację – zamarudziła Jen. – Ale założę się, że to oznacza dużo większą aktywność gwiazdy w okresie, gdy powstawał ten obiekt. Na podstawie danych o cyklu życia gwiazdy szacuję, że ten obiekt ma prawie pięć miliardów lat. To coś wisi tu przez mniej więcej jedną trzecią czasu, no wiecie, istnienia wszechświata.

      – To czyniłoby z niego jeden z najstarszych znalezionych artefaktów – zauważył nagle zainteresowany Travon. – Może coś z czasów samych początków ich cywilizacji.

      – Fascynujące – wtrącił się Sagale głosem sugerującym zniecierpliwienie. – Co to robi?

      „Co to robi takiego, co pomoże nam walczyć z upiorami spoza czasu i przestrzeni?” – to było jego prawdziwym pytanie. Przy całym ich nieograniczonym budżecie, przydzielonych jej najlepszych zespołach naukowych i specjalnie dla niej zbudowanym najnowocześniejszym statku, Dyrektoriat Naukowy i wysoki konsul interesowali się tylko jednym wynikiem. „Jak możemy powstrzymać to coś, co zjada statki przelatujące przez wrota?”.

      – Nie wiem – przyznała. – Proszę dać mi się przyjrzeć.

      * * *

      Po osiemnastu godzinach zbierania danych Elvi wycofała się do swojej kabiny. Dość wcześnie przekonała się, że wojskowa dyscyplina Lakończyków nie obejmowała zmuszania ludzi do pracy bez odpoczynku. Duarte chciał, by wszyscy pracowali z maksymalną wydajnością, z czym wiązało się założenie, że ludzie będą spędzać jedną trzecią doby, śpiąc. Gdy Elvi opuściła swoje stanowisko, mówiąc, że musi odpocząć przed rozpoczęciem analizy, Sagale nawet nie mrugnął.

      Tak naprawdę była to sztuczka, której zaczęła używać do pozyskania czasu na nieprzerwaną pracę. Potrafiła przeżyć dwadzieścia cztery godziny bez przerwy już od czasów studiów. Trochę tabletek z kofeiną plus gorąca herbata i w razie potrzeby mogła przeciągnąć to do czterdziestu ośmiu godzin. Brak snu zapewnił jej dodatkowe osiem lub dziewięć godzin bez nieustannych pytań Sagale’a dotyczących wyników i harmonogramów.

      Z drugiej strony sztuczka działała tylko, jeśli wszyscy udawali, że ona faktycznie śpi, więc wpadnięcie Fayeza do kabiny oznaczało, że miał coś dużego.

      – Zrobiłem kopię.

      Zanim Elvi zdążyła zapytać, czego kopię zrobił, podleciał do stołu na środku jej kabiny i rozłożył na nim swój terminal. Elektromagnesy w stole uniemożliwiły urządzeniu odlecenie, ale energia ruchu posłała Fayeza w łagodny ruch wirowy w stronę ściany. Był Ziemianinem, urodzonym i wychowanym w studni grawitacyjnej, i niezależnie od tego, ile czasu spędził w przestrzeni, nigdy nie pozbył się tego odruchowego oczekiwania obecności ciążenia.

      – Pokaż jej! – krzyknął w stronę stołu. – Pokaż jej… to coś! Wyświetl ostatni plik, obraz przestrzenny.

      Pojawiła się holograficzna mapa czegoś wyglądającego jak ludzki mózg, unosząc się nad stołem. Mózg iskrzył się błyskającymi ścieżkami synaptycznymi, prawdopodobnie rejestrowanymi skanem fMRI lub fNIRS. Elvi widziała ten mózg dostatecznie często, by wiedzieć, że należał do katalizatora. Kiedyś była kobietą. Fayez dotarł do ściany i odepchnął się stopą, dołączając do niej z powrotem przy stole.

      – Duża aktywność – skomentowała Elvi. – Ale wyprowadzenie jej z zagrody może wywoływać u niej stres lub dyskomfort fizyczny. Nic tutaj nie wygląda szczególnie nietypowo.

      – To tylko ona – powiedział Fayez, kręcąc głową i stukając w terminal. – Popatrz na to.

      Pojawił się drugi obraz. Elvi potrzebowała chwili na rozpoznanie, że to kopia aktywności mózgowej katalizatora, choć bez struktury fizycznej mózgu.

      – Nie rozumiem. Skąd pochodzi drugi obraz?

      – To pochodzi z obiektu – odpowiedział z szerokim uśmiechem Fayez.

      – Co, cały obiekt powiela jej aktywność mózgową?

      – Nie, to bardzo zlokalizowane. – Fayez znowu zaczął grzebać w przyciskach. Drugi obraz pomniejszał się przez dłuższą chwilę, aż wyświetlacz zaprezentował cały obiekt. Z małą białą kropką. – Oczywiście to nie jest w skali, z tej odległości byłoby to wielkości Grenlandii. Ale to przybliżona lokalizacja obrazu.

      Znowu zajął się sterowaniem terminalem i obraz zastąpiły długie strumienie danych z czujników.

      – Jen zaczęła rejestrować fluktuacje elektromagnetyczne na powierzchni obiektu. No wiesz, w kontekście to bardzo drobne, ale cały obiekt jest kompletnie nieaktywny, a czujniki tej łajby są precyzyjne w stopniu, w jakim mogą być za pieniądze galaktycznego tyrana.

      – W porządku – powiedziała Elvi. – Na co jej zdaniem patrzymy?

      – Z początku wyglądało to po prostu jak odbijające się gdzieś w środku fotony, ale potem Jen złożyła z nich tę mapę. Nikt nie wiedział, na co patrzymy, do chwili gdy Travon skomentował „Hej, to wygląda jak fMRI”. Wywołałem monitor katalizatora i bum, mamy porównanie.

      Elvi nie miała nic przeciwko nieważkości, ale brakowało jej w niej możliwości zapadnięcia się w fotel. Poczuła uderzenie adrenaliny, od której zamrowiły jej dłonie, a nogi zdrętwiały.

      – Czyli

Скачать книгу