Gniew Tiamat. James S.a. Corey

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Gniew Tiamat - James S.a. Corey страница 17

Gniew Tiamat - James S.a. Corey

Скачать книгу

na nią wyczekująco. Czekając, aż powiąże fakty. Nie sądziła, że jest aż tak zmęczona, ale cokolwiek miała skojarzyć z obrazem, nie przychodziło jej do głowy.

      – Poddaję się.

      – Nam też to chwilę zajęło – przyznał Fayez. Wywołał trzeci obraz. Elvi rozpoznała pierścień wrót. – To ten sam rodzaj promieniowania, który jest emitowany przez wrota podczas przejścia.

      Elvi zrozumiała, zanim na ekranie pojawiły się liczby.

      – To jest skorelowane z katalizatorem.

      – Tak. Mózg katalizatora, kopia w tym czymś z zielonego diamentu i dziwne rozproszone promieniowanie typu wrót. Trzy elementy z identycznym wzorem – podsumował Fayez.

      Elvi zmniejszała obraz olbrzymiego zielonego diamentu, aż mogła go zobaczyć w całości. Wydawało się, że migocze drobnymi gwiazdkami światła pojawiającymi się i znikającymi w miejscach, gdzie komputer oznaczał rozbłyski promieniowania.

      – Czy to coś jest wypełnione… wrotami? To znaczy w fizycznej strukturze samego obiektu?

      – Mamy teorię – rzucił Fayez. Szczerzył się, jak wtedy, gdy pierwszy raz zgodziła się pójść z nim do łóżka. Wyglądał jak przygłup, ale podobało jej się to, co czyniło go szczęśliwym: rozumienie świata i ona.

      – Jeszcze za wcześnie na teorie – zaprotestowała.

      – Wiem, ale i tak jedną stworzyliśmy. I mówiąc „my”, mam na myśli głównie Travona, ale wszyscy się zgadzamy. To coś nawiązuje kontakt z umysłem zakażonym przez protomolekułę, tworzy jego kopię, a potem w całym obiekcie pojawiają się sygnatury wrót. Travon zaczął mówić o tym, jak działa bezpieczne magazynowanie danych. Tworzysz fizyczny zapis zaszyfrowanych danych, a potem go rozprowadzasz. Umieszczasz go w odrębnych miejscach przechowywania z wbudowanymi znacznikami i kodem w taki sposób, że gdyby doszło do utraty części systemu zapisu, reszta mogłaby odbudować utraconą część na podstawie rozproszonych fragmentów.

      Elvi, znająca się na systemach komputerowych dużo lepiej od Fayeza, zaczęła protestować.

      – To niezupełnie…

      – A wtedy wtrąciła się Jen i powiedziała, że diament to supergęsta i niezwykle regularnie uporządkowana masa atomów węgla. Gdyby był sposób na przesuwanie elementów bez zniszczenia całej struktury, stanowiłby doskonały materiał do przechowywania danych.

      Elvi znieruchomiała, analizując implikacje.

      – Coś w rodzaju maleńkich, bardzo maleńkich tuneli podprzestrzennych – skomentowała.

      – Prawda? Wiemy, że twórcy protomolekuły mogli mieć umysł zbiorowy. Albo jeden mózg. Jakkolwiek chciałbyś to zinterpretować. Natychmiastowa niezlokalizowana łączność wszystkich węzłów i istot w całym zajmowanym przez nich fragmencie galaktyki. Ale czasem dzieje się coś nieprzyjemnego, nawet im. W planety uderzają asteroidy, dochodzi do trzęsień ziemi, wybuchów wulkanów, wszystko jedno. Wszystko, co jest przechowywane w pojedynczym węźle, zostanie utracone na zawsze po zniszczeniu tego węzła, więc może właśnie patrzymy na kopię zapasową dla ich całej cywilizacji? Cała ich wiedza upakowana w strukturę węglową wielkości Jowisza?

      – To – skomentowała Elvi – cholernie wielki skok logiczny.

      – Owszem. – Pokiwał głową, ale nie przestał się szczerzyć. – Kompletnie nieuzasadniony, totalne zgadywanie. Będziemy potrzebować badań prowadzonych przez całe pokolenia do zweryfikowania, czym jest to coś, a potem kolejnych pokoleń do złamania mechanizmu odczytu danych, jeśli takie dane w ogóle istnieją. Ale, Els – powiedział prawie bez tchu. – No wiesz… Co, jeśli?

      * * *

      Admirał Sagale unosił się przy swoim biurku, patrząc na wykresy nawigacyjne na dużym ekranie ściennym. Elvi dostrzegła kurs wytyczony z ich bieżącej pozycji przez wrota Kalmy do huba, a potem przez wrota Tecomy do następnego martwego systemu na ich galaktycznej trasie.

      – Proszę mi powiedzieć, że ten układ to najważniejsze odkrycie naukowe wszechczasów – rzucił Sagale, nawet na nią nie spoglądając, gdy wpłynęła do jego biura.

      – To równie dobrze może być… – zaczęła Elvi.

      – Ale przecież najważniejszym odkryciem był wielki kryształowy kwiat w układzie Naraka.

      – To był zdumiewający artefakt – zgodziła się Elvi. – Ale w porównaniu z…

      – Wcześniej był to system potrójny w Charonie i planeta, na której padał deszcz ze szkła.

      – To było bardziej coś naprawdę fajnego. Musi pan przyznać, że wyglądało spektakularnie.

      Obrócił się, by zwrócić na nią pełną uwagę.

      – Słyszę, że ponownie mówi pani, że w tym układzie znajdują się artefakty kluczowe dla przyszłych badań – powiedział. Wydawał się zmęczony i jakby rozczarowany. – Tak jak ten duży kryształowy kwiat.

      Elvi zrelacjonowała mu odkrycia i w miarę, jak o niej mówiła, teoria Fayeza z każdą chwilą wydawała się coraz bardziej prawdopodobna. Słuchając, Sagale przyglądał się jej spod półprzymkniętych powiek. Kiedy strzeliła w niego teorią, że diament na zewnątrz może zawierać wszystkie informacje zebrane kiedykolwiek przez budowniczych sieci wrót, na jego policzku zadrżał mięsień, ale była to jego jedyna oznaka zaskoczenia.

      – To ciekawe. Proszę spisać tę teorię i dołączyć ją do danych, gdy będziemy wysyłać wszystko na Lakonię podczas przelotu. Przepraszam za wsadzenie tego do jednej kategorii z kwiatem i szklanym deszczem. To faktycznie wydaje się imponujące.

      Jego niechętne uznanie trochę zapiekło, ale odpuściła.

      – Sir – powiedziała Elvi. – Met, to może być wszystko, po znalezienie czego wysłał nas wysoki konsul. To może być to.

      – Nie jest – odpowiedział Sagale, ale napierała dalej.

      – Stanowczo sugeruję, żebyś przesłał wiadomość do admiralicji, prosząc o przydzielenie dodatkowego czasu. Są tysiące badań, które możemy przeprowadzić, czekając na przysłanie tu dodatkowego personelu i statków. Odlecenie teraz nic nam nie da.

      – I uważa pani, że jeśli dam jej ten czas, będzie w stanie uzyskać dostęp do tych danych? – zapytał Sagale.

      Elvi prawie skłamała, głodna szansy zostania tu nieco dłużej i dowiedzenia się trochę więcej, ale…

      – Nie. Nie mogę tego powiedzieć. Właściwie prawie na pewno rozwiązanie tego problemu będzie zadaniem na dziesięciolecia, może nawet całe wieki. Jeśli w ogóle nam się to uda. Ale to nasza największa szansa. Nic, co znajdziemy w Tecomie, nie będzie równie ważne. Mogę prawie z całą pewnością to zagwarantować.

      – W takim razie będziemy się trzymać harmonogramu i sprawdzimy, czy ma pani rację – odpowiedział Sagale i zaczął się odwracać. – Proszę się udać w bezpieczne

Скачать книгу