O krasnoludkach i sierotce Marysi. Maria Konopnicka

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу O krasnoludkach i sierotce Marysi - Maria Konopnicka страница 9

O krasnoludkach i sierotce Marysi - Maria Konopnicka

Скачать книгу

pieśnią na świecie, że wszystkie nasionka kwiatów wicher uniósł w niezmierzone przepaście, że nie zakwitnie ani róża, ani lilia, ani jabłoń polna. Wypadło mu i to także z rachunku, że zorza zgasła, że słońce na nic sczerniało, że dni zamienią się w noce, a pola, zamiast traw i zbóż, pokryją wieczne śniegi.

      Pisał właśnie te słowa, otaczając się kłębami dymu z wielkiej swojej fajki, nadęty pychą, iż taki mędrzec z niego jest i taki prorok, kiedy nadleciały nad to wzgórze trzy ogromne, czarno-złociste, kosmate bąki i nuż się ścigać w modrym powietrzu, obrawszy sobie za cel i za metę lśniącą łysinę Koszałka-Opałka. Już ją obleciały raz, drugi i trzeci, hucząc donośnym basem, a jeszcze ich, zagłębiony w księdze swej, uczony nie słyszał.

      Wtem, gdy właśnie kropkę na końcu wróżby swej stawiał, paf go coś w łysinę raz! paf drugi! paf trzeci, czwarty, dziesiąty!..

      Krzyknął Koszałek-Opałek wielkim głosem, myśląc, że się świat wali, wypuścił fajkę z zębów, rzucił pióro i w stronę uskoczył obalając173 w skoku tym na szacowną księgę wielki swój kałamarz174.

      Polały się czarne strugi wprost na świeżo zapisane karty; Koszałek-Opałek skamieniał prawie.

      Na nic proroctwa jego! Na nic obliczenia!…

      Cała księga zalana rzeką atramentu.

      Co zrobi teraz? Z czym do króla wróci?…

      Tak mądrze, tak pięknie obrachował wszystko – i wszystko na nic!

      Załamał ręce nieszczęsny kronikarz, bo z nagłego przestrachu cała go mądrość opuściła. Teraz już naprawdę nie wiedział – czy wiosna przyszła, czy nie przyszła?…

      Stał tak do południa, stał do wieczora.

      Wskróś zachodniej zorzy zaczęły przeświecać gwiazdy, woń kwiatów biła z pól i łąk, piękna dziewica dochodziła już do skraju lasu, a pod jej stopką bosą zakwitła pierwsza konwalia.

      Wyprawa Podziomka

      I

      U Krasnoludków tymczasem zapasy pożywienia tak się wyczerpały w Kryształowej Grocie, że na jednego Krasnoludka dawano na dzień całe trzy ziarnka grochu. Przychodziło stąd oczywiście do różnych kłótni i do bójek nawet, jak zwykle bywa tam, gdzie jest i głodno, i chłodno.

      Nie było dnia, żeby w grocie nie zrobiła się jakaś awantura.

      To Biedronek z Żagiewką się poczubił, to Pietrzyk z Kozubkiem, to Słomiaczek z Purchawką, to znów wszyscy razem, póki Mikuła i Pakuła, co w grocie strażnikami byli, nie zabrali całej kompanii do kozy175.

      Ale najbardziej hałasował i przykrzył sobie te ciężkie czasy Podziomek. Jadł za czterech, a ciągle narzekał, że głodny.

      Ten Podziomek miał niegdyś osobliwy przypadek.

      Trzeba wiedzieć, że Krasnoludki nie zawsze pod ziemią siedzą. Chętnie mieszkają we wsi, to pod zapieckiem176, to pod progiem chaty, a gdzie gospodyni niedbała, gdzie garnki nienakryte, łupiny niewymiecione, przędza177 byle gdzie leży, ser niewyciśnięty w porę, pomyje niewylane, drób niepoliczony – to figlarze Krasnoludki much natopią w barszczu, śmiecie z kątów na środek izby wymiotą, twarogu ujedzą, nici na motowidle178 splączą, kury z kojca wypuszczą, cebrzyk179 przewrócą – co mogą, to napsocą, i dalej pod zapiecek!

      Kiedy gospodyni dzieciątko w kolebce zostawi, a sama na plotki do sąsiadek bieży180, zaraz Krasnoludki dziecko takie zamienią, swoje podrzucą, a to chwycą, u siebie wychowają i służyć sobie każą.

      Taki podrzucony Krasnoludek nie rośnie, tylko mu głowa coraz większa i cięższa się robi, a tak jest łakomy, że go niczym nasycić nie można.

      Miała raz jedna baba we wsi małego Jaśka. Śliczny był chłopaczek.

      Włoski jak lenek, oczęta jak chabry, ustka jak poziomka. A zdrów był i wesoły niby rybka w wodzie. Już to musiało mu coś bardzo dolegać, jeśli zapłakał czasem; a choć dopiero pół roku żył na świecie, uśmiechał się do matki, wyciągał rączyny i tak się trzepotał jak ptaszek.

      Ale matka rzadko kiedy przy nim posiedziała, tylko raz wraz do sąsiadek na gawędy biegła. Tu stanie, tam siądzie, a jak się zagada, to i o garnkach niepomytych, i o chustach niepopranych, o wszystkim przy owym gadaniu zapomni, nawet o Jaśku.

      Wpadły raz Krasnoludki do izby, patrzą: drzwi otwarte, gospodyni nie ma, prosięta po kątach ryją, a dziecko w kołysce płacze.

      Zaraz je chwycili, do swego podziemia zanieśli, a swego Podziomka, brodę mu pięknie zgoliwszy, w kolebkę włożyli.

      Przychodzi matka, patrzy, co za dziecko takie? Głowa jak dynia, twarz pomarszczona, oczy na wierzchu, a nogi krótkie jakby u kaczęcia.

      Przelękła się baba.

      – Tfu! Na psa urok! – mówi i oczy przeciera, bo myśli, że jej się tak tylko wydaje.

      A ten jak nie wrzaśnie:

      – Jeść!

      – Jaśku! – mówi matka – Jaśku! – a on patrzy tylko na nią spode łba i krzyczy: „jeść i jeść!”. Nakarmiła go, ukołysała, myśli: spać będzie. Ale gdzie tam! Ledwie baba na krok od kołyski, ten w krzyk: „jeść i jeść!”.

      Było tego do wieczora jeszcze z dziesięć razy. Zachodzi baba w głowę, co się dziecku stało, że taki nienajadek181 z niego, ale się domyśleć nie może. Włożyła mu w jedną rękę kawał chleba, w drugą marchew – no, usnął jakoś.

      „A czy cię wilk ślepiami obświecił, że się też najeść nie możesz!” – myśli baba, karmiąc go, a precz się dziwuje, co za odmiana taka! Toć ten Jaśko dotąd jadł tyle, że i za wróbelka nie pojadł, a teraz głodny ciągle.

      Nic, tylko przy kołysce stój i do gąbki182 mu podawaj. Łyka jak stary, wytrzeszcza oczy jak żaba, ze wszystkim inszy183, jakby nie ten sam.

      Przeszło tak kilka dni, przeszedł tydzień. Aż tu widzi baba, że co w garnku zostawi, czy klusków, czy grochu, a wyjdzie z izby, to zaraz jej wszystko ktoś pozjada.

      – Co takiego się tu dzieje? – mówi baba i aż w głowę od dziwu zachodzi.

      Myślała, że kot. Obiła kota, do komory go zamknęła – poszła. Wraca, a tu garnki puste, rynka184 wylizana, z okrasy185 nic nie zostało.

      Idzie

Скачать книгу


<p>173</p>

obalać – przewracać kogoś lub coś. [przypis edytorski]

<p>174</p>

kałamarz – naczynie do przechowywania atramentu. [przypis edytorski]

<p>175</p>

koza (pot.) – kara aresztu, wiezienia. [przypis edytorski]

<p>176</p>

zapiecek – w dawnych wiejskich domach miejsce za piecem lub na piecu. Były to przeważnie duże piece kaflowe, czasami budowane z cegły, na których również gotowano posiłki. [przypis edytorski]

<p>177</p>

przędza – nitka służąca do wyrobu m.in. tkanin. [przypis edytorski]

<p>178</p>

motowidło – urządzenie służące do zwijania nici w motki. [przypis edytorski]

<p>179</p>

cebrzyk – zdr. od: ceber; duże, drewniane naczynie z klepek, podobne do wiadra, najczęściej o dwóch uchach. [przypis edytorski]

<p>180</p>

bieżyć (daw.) – zmierzać, iść. [przypis edytorski]

<p>181</p>

nienajadek – niemogący się najeść do syta; przeciwieństwo: niejadek. [przypis edytorski]

<p>182</p>

gąbka – zdr. od: gęba; buzia. [przypis edytorski]

<p>183</p>

inszy – inny. [przypis edytorski]

<p>184</p>

rynka (reg.) – mały rondelek. [przypis edytorski]

<p>185</p>

okrasa – tłuszcz dodawany do potrawy. [przypis edytorski]