Kiedy znów będę mały. Janusz Korczak
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Kiedy znów będę mały - Janusz Korczak страница 2
On zastukał. Ja mówię:
– Proszę.
No i mówi:
– Proszę pana, dzieciaki zrobiły bunt, nie chcą świętować.
A ja:
– Nie szkodzi, zaraz je uspokoję.
Wychodzę – śmieję się – nie gniewam. Tłumaczę:
– Jak święta – to święta. Nauczyciele muszą odpocząć. Bo jak są zmęczeni, gniewają się i krzyczą na dzieci.
Rada w radę: że będą przychodziły się bawić na podwórku, ale porządku niech same pilnują.
Różnie myślałem, co będę robił, gdy urosnę.
Raz, że będzie tylko ojciec i mama, a raz, żeby mieć żonę. Żeby na własnym gospodarować.
Żal mi się z rodzicami rozłączyć, więc mieszkamy razem, tylko przez sień. Po jednej stronie rodzice, po drugiej ja z żoną. Albo niech będą dwa domki w sąsiedztwie. Bo ludzie wiekowi lubią spokój. Jak się po obiedzie położą, żeby dzieci nie przeszkadzały. Bo dzieci latają, tupią, stukają, krzyczą, hałasują.
Kłopot mam z dziećmi, bo nie wiem, czy chcieć samych chłopaków, czy i dziewczynkę. Czy lepiej, żeby chłopiec był starszy, czy ona.
Żona mogłaby być taka jak moja mama, a dzieci – sam nie wiem. Czy chcę, żeby dokazywały, czy mają być spokojne i co im pozwolić robić? No – żeby cudzego nie ruszały, papierosów nie palić, nie mówić brzydkich wyrazów, żeby się nie biły i nie bardzo kłóciły.
A co zrobię, jak się pobiją, nie zechcą się słuchać albo szkodę jaką wyrządzą?
Czy mają być większe, czy małe?
Rozmaicie myślę.
Raz chcę być duży jak Michał, raz jak wuj Kostek, raz jak tatuś.
Raz chcę być duży na zawsze, a raz tylko na próbę. Bo może z początku będzie mi przyjemnie, a potem znów zechcę być mały?
I myślałem – myślałem, aż naprawdę urosłem. Już mam zegarek, wąsy, biurko z szufladami, wszystko mam jak dorośli. I naprawdę jestem nauczycielem. I nie jest mi dobrze.
Nie jest mi dobrze.
Dzieci nie uważają na lekcjach, muszę się ciągle gniewać. Dużo mam różnych zmartwień. Ojca ani mamy już nie mam.
Więc dobrze.
Zacznę teraz myśleć na odwrót:
„Co bym robił, gdybym znów kiedy był dzieckiem. Nie takim zupełnie małym, ale żeby chodzić do szkoły, znów bawić się z chłopakami. Żeby tak nagle obudzić się i zobaczyć: Co to się stało? Czy mi się tylko śni, czy naprawdę?”
Patrzę na ręce, dziwię się. Patrzę na swoje ubranie, dziwię się. Wyskakuję z łóżka, lecę do lustra. Co to się stało?
A tu mama pyta:
„Wstałeś już? Prędko się ubieraj, bo się spóźnisz do szkoły”.
Gdybym znów był dzieckiem, chciałbym pamiętać, wiedzieć, umieć wszystko, co teraz wiem i umiem. I żeby nikt się nie domyślał, że już byłem duży. A ja niby nic. Udaję, że jestem takim samym chłopakiem jak wszyscy, mam ojca i mamę i chodzę sobie do szkoły. Tak byłoby najciekawiej, najlepiej. Przyglądałbym się tylko i tak by było śmiesznie, że mnie nikt nie poznaje.
Więc raz leżę w łóżku – nie śpię i myślę:
„Gdybym był2 wiedział wtedy, wcale nie chciałbym urosnąć. Sto razy lepiej być dzieckiem. Dorośli są nieszczęśliwi. Wcale tak nie jest, że dorośli mogą robić, co chcą. Nam mniej jeszcze wolno niż dzieciom. Cięższe mamy obowiązki. Więcej mamy zmartwień. Rzadziej mamy myśli wesołe. Już nie płaczemy – to prawda – ale chyba dlatego, że nie warto płakać. My tylko ciężko wzdychamy”.
I westchnąłem.
Westchnąłem ciężko, głęboko: że już trudno – przepadło. Nikt nic nie poradzi. Nigdy już dzieckiem nie będę. Nic tu żal nie pomoże.
Ale jak tak westchnąłem, zrobiło się nagle ciemno. Zupełnie ciemno. Nic nie widzę. Tylko dym jakiś. Aż w nosie kręci.
Zaskrzypiały drzwi. Przestraszyłem się. Jakieś maluśkie światełko się pokazało. Jak gwiazdka.
– Kto to?
A gwiazdka płynie przez ciemność i coraz bliżej – do mnie. Już koło łóżka, już na poduszce.
Patrzę – a to maleńka latarka. A na poduszce stoi mały człowieczek… A na głowie ma czerwony, wysoki kapelusz. I siwą brodę. No, krasnoludek. Tylko zupełnie mały – jak palec.
– Jestem.
Uśmiecha się i czeka.
I ja się uśmiechnąłem. Bo myślałem, że mi się tak śni. Dorosłemu też się czasem przyśni dziecinny sen – że aż się dziwi, skąd to się wzięło.
A krasnoludek mówi:
– Wezwałeś mnie, więc przybyłem. Czego chcesz? Tylko prędko!
On nie mówi, tylko jakoś ćwierka. Ale cicho, cichutko. A ja słyszę i rozumiem.
– Wezwałeś mnie – mówi – a teraz nie wierzysz.
I zaczął bujać latarką: w prawo, w lewo, w prawo, w lewo.
– Nie wierzysz – mówi. – Dawniej ludzie zajmowali się czarami. Teraz w czarnoksiężników, w krasnoludki i wróżki wierzą tylko dzieci.
Buja latarką i kiwa głową. A ja boję nawet ruszyć.
– Powiedz jakieś życzenie. Spróbuj. Co ci to szkodzi?
Poruszyłem ustami, żeby się go zapytać, a on już się domyślił – już wie.
– Wezwałeś mnie Westchnieniem Tęsknoty. Ludzie myślą, że zaklęcia – to koniecznie muszą być wyrazy. A nie, a nie, a nie!
Kiwa głową, że nie. Przestępuje z nogi na nogę. Tak śmiesznie. I latarką swoją w prawo i w lewo. A ja czuję, że już zasypiam. I oczy szeroko otwieram, żeby nie zasnąć. Bo mi szkoda.
– No, patrz – mówi krasnoludek – patrz, jakiś ty uparty! Śpiesz się, bo sobie pójdę. Mnie nie wolno być długo. Będziesz potem żałował.
Już nawet chcę powiedzieć życzenie, ale nie mogę. Może już jest tak na świecie, że łatwo mówić, jeśli się tak sobie pragnie, a trudno, jeśli chce bardzo.
Widzę,
2