Oko proroka. Władysław Łoziński

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Oko proroka - Władysław Łoziński страница 2

Жанр:
Серия:
Издательство:
Oko proroka - Władysław Łoziński

Скачать книгу

sercem skacze ojciec między konie, podsadza się pod cug dyszlowy i nożem wielkim krakowskim, co go także tulichem zowią, rzeze postronki i rzemienie. Ledwo się z życiem wybiegał i bez szwanku ojciec mój z tej niebezpiecznej roboty – ale teraz to już z łatwością rozplątano konie. Kolasa została w miejscu, a konie, zhukane i znarowione, a który i skaleczony, rzuciły się strzałą w pole. Wysadził się naprzód ku wozom skarbnym jeden starszy dworzanin i woła:

      – Masz tam który dobre konie?

      Ojciec mój podbiegł do swojego wozu i mówi:

      – Mam, panie.

      – Dawaj sam, a duchem!

      Ojciec w mig wyprzągł swoje konie i kazano mu je założyć do kolasy królewskiej. Mówił potem ojciec matce, jako go strach wielki ogarnął, kiedy pomyślał, że nuż nie wywlecze kolasy królewskiej z trzęsawiska, a tak i wstyd, a może i co gorszego go spotka. Polecił się tylko Najśw. Pannie i św. Jerzemu, co jest niebieskim patronem furmanów, popatrzył tak miłosiernie na swoje szkapy, jakżeby je prosił, aby go w tym ciężkim terminie nie opuszczały, a potem biorąc się cały jakby w kupę, nie bacząc już na nic, ani nawet na majestat królewski, jak nie trzaśnie z bicza, jak nie huknie z całej mocy: „Au! Aju! Hyj!!!”, a konie, jakżeby zrozumiały, że tu idzie o dobrego pana i o własny ich honor, jak się nie wypną gdyby pałąki, jak się nie wysadzą całe garbate, jak nie szarpną z miejsca – i oto kolasa królewska już na twardej drodze i jeno wio! dalej!

      Tak podwiózł ojciec króla do Janowa, a niedaleko już było do tej stacji, i tu dwór zatrzymał się. Kiedy ojciec koniska udręczone wyprzągł, aby wracać po swój wóz, co został w tyle na drodze, każą mu do króla. Stanął ojciec truchlejący przed majestatem pańskim po raz pierwszy w życiu, a i po raz ostatni, a oczu nawet podnieść się nie ważył na oblicze królewskie. Mówi król Zygmunt:

      – A jako się zowiesz?

      – Marek Bystry, Miłościwy Królu!

      – Wierę, Bystry – król na to – boś też i chłop bystry. A skąd ty?

      – Z Podborza, z ekonomii samborskiej, Miłościwy Panie.

      – Tedy z Rusi, a mówisz dobrze po polsku.

      – Bom ja jest Polak i łaciński.

      A trzeba wam wiedzieć, że wśród Rusi samborskiej jest dużo osad jakoby mazurskich, to w całych osobnych gromadach, to z Rusią pomieszanych: Powtórnia, Powodowa, Strzałkowice, Biskowice, Radłowice i tak dalej, które to osady, jako ludzie opowiadają, jeszcze ongi dawnymi laty stara królowa, co się Bona zwała, pono znad Wisły tu na Ruś sprowadziła po wielkim powietrzu15, kiedy Ruś miejscami całkiem wymarła; to i ojciec mój z takiej osady pochodził.

      – Masz tobie, Bystry; jedźże z Bogiem – rzecze dalej król i rzuca ojcu do czapki czerwony złoty ze swoim wizerunkiem.

      Łaskawość Króla Jegomości dodała ojcu serca; powiadał potem, że mu się tej chwili przypomniało owo mądre przysłowie: „Chwytaj okazję z przodu, bo z tyłu łysa”. Jak tedy stał, tak padł plackiem pod stopy króla, wołając:

      – Najmiłościwszy Królu! Błagam ja pokornie miłosierdzia Waszego, biedny pachołek!

      Król wstać mu kazał i pytał, czego by chciał? Ojciec jednakowoż nie wstał; tylko w klęczki się podniósł i tak klęczący suplikować zaczął o konfirmacją16 na sołtystwo, którego mu źli ludzie przeczą, a w żebraka obrócić by go radzi.

      Król słuchał chwilę cierpliwie, a potem, wskazując na jednego z dworzan swoich, rzekł:

      – Opowiedz to temu. – I uśmiechając się dodał: – Słyszcie, Solski! Miejcie tam na baczeniu, co za sprawę ma ten człowiek, bo to przecież jest nasz furman królewski, auriga regius.

      Stanąwszy we Lwowie, ojciec mój przypomniał się pokornie p. Solskiemu, któremu król prośbę jego poruczył, a ten go znowu odesłał do innego, a ten inny do drugiego, a ten drugi do trzeciego, i tak go posyłali od Annasza do Kajfasza, aż nareszcie podpisek17 kanclerski zapisał sobie, o co rzecz chodzi, i rzekł ojcu:

      – Jedź ty, człeku poczciwy, do domu, przyjdzie tobie dekret królewski na grunt; wyprawi się pisanie do zamku w Samborze.

      Rad nierad, ojciec na tej obietnicy poprzestać musiał, bo gdzież to ubogiemu chłopu niebodze napychać się takim panom, przez drabanty18, pokojowce, pajuki19, łokciami się przeszturchiwać, a to jeszcze i w bardzo niesposobnym czasie, kiedy wszyscy mieli nabite głowy wojennymi sprawami, bo właśnie królewicz naonczas, Władysław20, a dziś miłościwy nasz monarcha, wojował Turków, i kto żyw był we Lwowie, tylko o tej wojnie mówił i o nią się frasował. A też i niebezpieczno bawić się było we Lwowie – raczej uciekaj, człecze, bo ci do Chocimia z armaty21 każą. Ale przecież ojciec mój wrócił wesół i dobrej myśli do domu, a moc ciekawości matce i mnie opowiadał o królu, chwalił się przed sąsiady i przed podstarościm, i przed wujem kantorem22, że go Król Jegomość jakoby furmanem swoim mianował, a nawet sobie spamiętał słowa łacińskie auriga regius, co właśnie tyle znaczy po polsku, co woźnica królewski. Jam wtedy miał lat 13, a brat matki mojej, sługa kościelny albo jak go zwano kantor, wuj Walenty, nauczył mnie po trosze czytać i pisać. Tedy ja, kędy trzeba i nie trzeba, na drzwiach, na skrzyniach, na stole, wypisywałem to kredą, to węglem grube i krzywe litery, układając owe łacińskie słowa: AURIGA REGIUS – a tak mi się zdało, jakoby to tyle znaczyło, co hetman nad furmany.

      Ale tym dobrym myślom wrychle miał być koniec markotny, bo miesiąc mijał za miesiącem, a ona konfirmacja królewska na ojcowskie wolnictwo, co miała przyjść na zamek, jak nie nadchodziła, tak nie nadchodziła. Podstarości, kiedy ojciec wrócił taki bezpieczny obiecaniem królewskim, schował był trochę rogi, ale teraz następować zaczął na ojca coraz to ciaśniej, a miał za wspólnika Węgrzyna pewnego, hajduka i wielkiego niegdyś ulubieńca pana wojewody Mniszcha. Ten Węgrzyn, Kajdasz nazwiskiem, jeszcze pacholęciem wzięty był na dwór pański, a teraz w Podborzu przy podstarościm jakoby na łaskawym chlebie siedział, i on to niby miał dane sobie od starego pana sołtystwo nasze. Tedy obaj przypiekali ojcu, turbując go groźbami: „albo się po dobremu wynoś, albo cię wytrzęsiemy z tego wolnictwa, bo my już wygrali sprawę na zamku”; a było to kłamstwo niecnotliwe, bo dekretu nie mieli, a nawet sami w sobie nie bardzo byli bezpieczni, czy wżdy naprawdę owa królewska konfirmacja nie przyjdzie. Owoż tak stały rzeczy, że obie strony się bały – ojciec: nuż go skrzywdzą? – podstarości i Kajdasz: nuż konfirmacja będzie? Kiedy się jeden i drugi boi, łacno się godzić.

      – Zapłacisz ty nam 200 złotych, a już cię zaniechać obiecujemy dla miłości ludzkiej – mówił Bałczyński.

      – Nie macie wy miłości ludzkiej ani boskiej – mówił ojciec – żeście się tak sromotnie na zniszczenie moje nasadzili. Za grzechy moje dam 100 złotych,

Скачать книгу


<p>15</p>

powietrze – tu daw.: morowe powietrze, zaraza, epidemia. [przypis edytorski]

<p>16</p>

konfirmacja (z łac.) – zatwierdzenie. [przypis edytorski]

<p>17</p>

podpisek – sekretarz, niższy urzędnik kancelarii. [przypis edytorski]

<p>18</p>

drabant (z niem. trabant) – żołnierz ze straży przybocznej wyższego oficera, gwardzista uzbrojony w halabardę. [przypis edytorski]

<p>19</p>

pajuk (daw.) – członek służby lub straży przybocznej; lokaj, często ubrany z turecka. [przypis edytorski]

<p>20</p>

Władysław IV (1595–1648) – najstarszy syn Zygmunta III, brał udział w wojnach moskiewskich i w wyprawie chocimskiej. [przypis edytorski]

<p>21</p>

z armaty – tu daw. forma N. lm, dziś popr.: z armatami. [przypis edytorski]

<p>22</p>

kantor (z łac.) – śpiewak kościelny. [przypis edytorski]