Dziady, część IV. Адам Мицкевич
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Dziady, część IV - Адам Мицкевич страница 5
A z tamtej strony księżyc przezierał bladawy,
Gwiazdy toną w błękicie po nocnym obiegu.
Spojrzę… jak raz nade mną świeci gwiazdka wschodnia23;
O, znam ją odtąd dobrze, witamy się co dnia!
Spojrzę na dół… na szpaler… patrz, tam przy altanie,
Ujrzałem ją niespodzianie!
Suknią między ciemnymi bielejąca drzewy
Stała w miejscu, grobowej podobna kolumnie;
Potem biegła, jak lekkie zefiru powiewy,
Oczy zwrócone w ziemię… nie spojrzała ku mnie!
A lica jej bardzo blade.
Nachylam się, zajrzę z boku,
I dojrzałem łezkę w oku;
Jutro, rzekłem, jutro jadę!
„Bądź zdrów!” – odpowie z cicha: ledwie posłyszałem,
„Zapomnij!”… Ja zapomnę? o! rozkazać snadno24!
Rozkaż, luba, twym cieniom, niechaj wraz przepadną
I niech zapomną biegać za twym ciałem!…
Rozkazać snadno!
Zapomnij!!
śpiewa
Przestań płakać, przestań szlochać
Idźmy każdy w swoją drogę,
Ja cię wiecznie będę…
urywa śpiewanie
wspominać,
kiwa głową
śpiewa
Ale twoją być nie mogę!
Wspominać tylko?… jutro, jutro jadę!
Chwytam za rączki i na piersi kładę.
śpiewa
Najpiękniejsza, jak aniołek raju,
Najpiękniejsza ze wszystkich dziewica,
Wzrok niebieski, jako słońce w maju,
Odstrzelone od modrych wód lica.
Pocałunek jej, ach, nektar boski!
Jako płomień chwyta się z płomieniem,
Jak dwóch lutni zlewają się głoski
Harmonijnym ożenione brzmieniem.
Serce z sercem zbiega, zlatuje się, ściska,
Lica, usta łączą się, drżą, palą,
Dusza wionie w duszę… niebo, ziemia pryska
Księże! o nie! ty tego nie czujesz obrazu!
Ty cukrowych ust lubej nie tknąłeś ni razu!
Niech ludzie świeccy bluźnią, szaleją młokosy,
Serce twe skamieniało na natury głosy.
O luba, zginąłem w niebie,
Kiedym raz pierwszy pocałował ciebie!
śpiewa
Pocałunek jej, ach, nektar boski!
Jako płomień chwyta się z płomieniem,
Jak dwóch lutni zlewają się głoski
Harmonijnym ożenione brzmieniem.
chwyta Dziecię i chce pocałować; Dziecię ucieka
KSIĄDZ
Czegóż boisz się sobie równego człowieka?
PUSTELNIK
Przed nieszczęśliwym, ach, wszystko ucieka,
Jakby przed straszydłem z piekła!
Ach, tak! i ona przede mną uciekła!
„…Bądź zdrów!”… i w długiej ulicy
Niknie na kształt błyskawicy.
do Dzieci
I czegóż ona przede mną uciekła?
Czylim ją śmiałym przeraził wejrzeniem?
Czyli słówkiem lub skinieniem? Muszę przypomnieć!
przypomina
Tak się w głowie kręci!…
Nie! nie! ja wszystko widzę jak na dłoni,
Nie zgubiłem żadnego wyrazu z pamięci;
Dwa tylko słowa powiedziałem do niej.
z żalem
Księże, dwa tylko słowa!
„Jutro! bądź zdrowa!”
„Bądź zdrów!…” Gałązkę odrywa, podaje…:
„Oto jest, rzekła: co nam tu
na ziemię pokazuje
zostaje!
Bądź zdrów!” – i w długiej ulicy27
Niknie na kształt błyskawicy!
KSIĄDZ
Młodzieńcze, ja głęboko czuję, co cię boli!
Lecz słuchaj, są tysiące biedniejszych od ciebie.
Ja sam już nie na jednym płakałem pogrzebie.
Po ojcu i po matce już mówię pacierze,
Dwoje małych dziateczek aniołkami w niebie;
Ach, i moja wspólniczka szczęścia i niedoli,
Małżonka moja, którą kochałem tak szczerze!…
Ale cóż robić? Pan Bóg daje, Pan Bóg bierze!
Niechaj się dzieje według Jego świętej woli!
PUSTELNIK
mocno
Żona?
KSIĄDZ
Ach, to wspomnienie serce mi rozdarło!
PUSTELNIK
Jak to? gdzie się obrócę, wszyscy płaczą żony!
Lecz ja nie winien, twojej nie widziałem żony!
spostrzega się
Słuchaj! przyjmij pociechę, małżonku strapiony,
Żona twoja
23
24
25
Szyllera [przypis autorski]
26
Jest to przekład wiersza F. Schillera. [przypis edytorski]
27