Faraon, tom trzeci. Болеслав Прус
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Faraon, tom trzeci - Болеслав Прус страница 4
– Mądrą prawdę mówi wasza świątobliwość – rzekł Herhor do zadyszanego faraona. – Tylko bogowie posiadają taką znajomość rzeczy… Ja także wiem, że siły Egiptu są słabe, że dla stworzenia ich trzeba wielu lat pracy… Z tego właśnie powodu chcę zawrzeć traktat z Asyrią.
– Przecie już zawarliście…
– Tymczasowy. Sargon bowiem, widząc chorobę waszego ojca, a lękając się waszej świątobliwości, odłożył zawarcie właściwego traktatu do waszego wstąpienia na tron.
Faraon znowu wpadł w gniew.
– Co?… – zawołał. – Więc oni naprawdę myślą o zagarnięciu Fenicji?… I sądzą, że ja podpiszę hańbę mojego panowania?… Złe duchy opętały was wszystkich!…
Audiencja była skończona. Herhor tym razem upadł na twarz, a wracając od pana rozważał w sercu swoim:
„Jego świątobliwość wysłuchał raportu, więc nie odrzuca moich usług… Powiedziałem mu, że musi podpisać traktat z Asyrią, więc najcięższa sprawa skończona… Namyśli się, zanim Sargon znowu do nas przyjedzie…
Ależ to lew, a nawet nie lew, ale słoń rozhukany, ten młodzieniec… A przecież dlatego tylko został faraonem, że jest wnukiem arcykapłana!… Jeszcze nie zrozumiał, że te same ręce, które go wzniosły tak wysoko…”
W przedsionku dostojny Herhor zatrzymał się, dumał nad czymś, w końcu, zamiast do siebie, poszedł do królowej Nikotris.
W ogrodzie nie było kobiet ani dzieci, tylko z rozrzuconych pałacyków dochodziły jęki. To kobiety należące do domu zmarłego faraona opłakiwały tego, który odszedł na Zachód.
Żal ich, zdaje się, był szczery.
Tymczasem do gabinetu nowego władcy przyszedł najwyższy sędzia.
– Co mi powiesz, wasza dostojność? – zapytał pan.
– Kilka dni temu zdarzył się niezwykły wypadek pod Tebami – odparł sędzia. – Jakiś chłop zamordował żonę i troje dzieci i sam utopił się w poświęconej sadzawce.
– Oszalał?
– Zdaje się, że zrobił to z głodu.
Faraon się zamyślił.
– Dziwny wypadek – rzekł – ale ja chciałbym usłyszeć co innego. Jakie występki zdarzają się najpospoliciej w tych czasach?
Najwyższy sędzia wahał się.
– Mów śmiało – rzekł pan, już zniecierpliwiony – i niczego nie ukrywaj przede mną. Wiem, że Egipt zapadł w bagnisko, chcę go wydobyć, a więc muszę znać wszystko złe…
– Najczęstszymi… najzwyklejszymi występkami są bunty… Ale tylko pospólstwo buntuje się… – pośpieszył dodać sędzia.
– Słucham – wtrącił pan.
– W Kosem17 – mówił sędzia – zbuntował się pułk mularzy i kamieniarzy, którym na czas nie dano rzeczy potrzebnych. W Sochem18 chłopstwo zabiło pisarza zbierającego podatki… W Melcatis19 i Pi-Hebit20 także chłopi zburzyli domy fenickich dzierżawców… Pod Kasa21 nie chcieli poprawiać kanału twierdząc, że za tą robotę należy im się płaca od skarbu… Wreszcie w kopalniach porfiru skazańcy pobili dozorców i chcieli gromadą uciekać w stronę morza…
– Wcale nie zaskoczyły mnie wiadomości – odparł faraon. – Ale co ty myślisz o nich?
– Przede wszystkim trzeba ukarać winnych…
– A ja myślę, że przede wszystkim trzeba dawać pracującym to, co im się należy – rzekł pan. – Głodny wół kładzie się na ziemi, głodny koń chwieje się na swych nogach i wzdycha… Możnaż więc żądać, aby głodny człowiek pracował i nie objawiał, że mu jest źle?…
– Zatem wasza świątobliwość…
– Pentuer utworzy radę do zbadania tych rzeczy – przerwał faraon. – Tymczasem nie chcę, aby karano…
– Ależ w takim razie wybuchnie bunt ogólny!… – zawołał przerażony sędzia.
Faraon oparł brodę na rękach i rozważał.
– Ha! – rzekł po chwili – niechże więc sądy robią swoje, tylko… jak najłagodniej. A Pentuer niech jeszcze dziś zbierze radę.
Zaiste! – dodał po chwili – łatwiej decydować się w bitwie aniżeli w tym nieporządku, jaki opanował Egipt…
Po wyjściu najwyższego sędziego faraon wezwał Tutmozisa. Kazał mu w swym imieniu powitać wojsko wracające znad Sodowych Jezior i rozdzielić dwadzieścia talentów między oficerów i żołnierzy.
Następnie pan rozkazał przyjść Pentuerowi, a tymczasem przyjął wielkiego skarbnika.
– Chcę wiedzieć – rzekł – jaki jest stan skarbu.
– Mamy – odparł dostojnik – w tej chwili za dwadzieścia tysięcy talentów wartości w spichrzach, oborach, składach i skrzyniach. Ale podatki co dzień wpływają…
– I bunty robią się co dzień – dodał faraon. – A jakież są nasze ogólne dochody i wydatki?
– Na wojsko wydajemy rocznie dwadzieścia tysięcy talentów… Na świątobliwy dwór dwa do trzech tysięcy talentów miesięcznie…
– No?… Cóż dalej?… A roboty publiczne?…
– W tej chwili wykonywają się darmo – rzeki wielki skarbnik, spuszczając głowę.
– A dochody?…
– Ile wydajemy, tyle mamy… – szepnął urzędnik.
– Więc mamy czterdzieści lub pięćdziesiąt tysięcy talentów rocznie – odparł faraon. – A gdzie reszta?…
– W zastawie u Fenicjan, u niektórych bankierów i kupców, wreszcie u świętych kapłanów…
– Dobrze – odparł pan. – Ale jest przecie nienaruszalny skarb faraonów w złocie, platynie, srebrze i klejnotach. Ile to wynosi?
– To już od dziesięciu lat naruszone i wydane…
– Na co?… komu?…
– Na potrzeby dworu – odpowiedział skarbnik – na podarunki
17
18
19
20
21