Faraon, tom trzeci. Болеслав Прус

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Faraon, tom trzeci - Болеслав Прус страница 5

Жанр:
Серия:
Издательство:
Faraon, tom trzeci - Болеслав  Прус

Скачать книгу

style="font-size:15px;">      – Na przykład świątyniom – odparł wahając się skarbnik – dał Ozyrys-Ramzes w ciągu szczęśliwego panowania około stu miast, ze sto dwadzieścia okrętów, dwa miliony sztuk bydła, dwa miliony worów zboża, sto dwadzieścia tysięcy koni, osiemdziesiąt tysięcy niewolników, piwa i wina ze dwieście tysięcy beczek, ze trzy miliony sztuk chlebów, ze trzydzieści tysięcy szat, ze trzysta tysięcy kruż miodu, oliwy i kadzideł… A prócz tego tysiąc talentów złota, trzy tysiące srebra, dziesięć tysięcy lanego brązu, pięćset talentów ciemnego brązu, sześć milionów kwiecistych wieńców, tysiąc dwieście posągów boskich i ze trzysta tysięcy sztuk drogich kamieni…22 Innych liczb na razie nie pamiętam, ale wszystko to jest zapisane…

      Faraon ze śmiechem podniósł ręce do góry, a po chwili wpadł w gniew i uderzając pięścią w stół zawołał:

      – Niesłychana rzecz, ażeby garstka kapłanów zużyła tyle piwa, chleba, wieńców i szat, mając własne dochody!… Ogromne dochody, które kilkaset razy przewyższają potrzeby tych świętych…

      – Wasza świątobliwość raczył zapomnieć, że kapłani wspierają dziesiątki tysięcy ubogich, leczą tyluż chorych i utrzymują kilkanaście pułków na koszt świątyń.

      – Na co im pułki?… Przecież faraonowie korzystają z nich tylko w czasie wojny. Co się tyczy chorych, prawie każdy płaci za siebie albo odrabia, co winien świątyni za kurację. A ubodzy?… Wszakże oni pracują na świątynie: noszą bogom wodę, przyjmują udział w uroczystościach, a przede wszystkim – należą do robienia cudów. Oni to pod bramami świątyń odzyskują rozum, wzrok i słuch, im leczą się rany, ich nogi i ręce odzyskują władzę, a lud, patrząc na podobne dziwowiska, tym żarliwiej modli się i hojniejsze składa ofiary bogom…

      Ubodzy są jakby wołami i owcami świątyń; przynoszą im czysty zysk…

      – Toteż – ośmielił się wtrącić skarbnik – kapłani nie wydają wszystkich ofiar, ale je zgromadzają i powiększają fundusz…

      – Na co?

      – Na jakąś nagłą potrzebę państwa…

      – Któż widział ten fundusz?

      – Ja sam – rzekł dostojnik. – Skarby złożone w Labiryncie nie ubywają, ale mnożą się z pokolenia na pokolenie, ażeby w razie…

      – Ażeby – przerwał faraon – Asyryjczycy mieli co brać, gdy zdobędą Egipt tak pięknie rządzony przez kapłanów!…

      Dziękuję ci, wielki skarbniku – dodał. – Wiedziałem, że majątkowy stan Egiptu jest zły. Ale nie przypuszczałem, że państwo jest zrujnowane… W kraju bunty, wojska nie ma, faraon w biedzie… Lecz skarbiec w Labiryncie powiększa się z pokolenia na pokolenie!…

      Gdyby tylko każda dynastia, tylko dynastia, składała tyle podarunków świątyniom, ile im dał mój ojciec, już Labirynt posiadałby dziewiętnaście tysięcy talentów złota, około sześćdziesięciu tysięcy talentów srebra, a ile zbóż, bydła, ziemi, niewolników i miast, ile szat i drogich kamieni, tego nie zliczy najlepszy rachmistrz!…

      Wielki skarbnik pożegnał władcę zgnębiony. Lecz i faraon nie był kontent: po chwilowym bowiem namyśle zdawało mu się, że zbyt otwarcie rozmawiał ze swymi dostojnikami.

      Rozdział III

      Straż czuwająca w przedpokoju zameldowała Pentuera. Kapłan upadł na twarz przed faraonem i zapytał o rozkazy.

      – Nie rozkazywać, ale prosić cię chcę – rzekł pan. – Wiesz, w Egipcie bunty!… Bunty chłopów, rzemieślników, nawet więźniów… Bunty od morza do kopalń!… Brakuje tylko, aby zbuntowali się moi żołnierze i ogłosili faraonem… na przykład Herhora!…

      – Żyj wiecznie, wasza świątobliwość – odparł kapłan. – Nie ma w Egipcie człowieka, który nie poświęciłby się za ciebie i nie błogosławił twego imienia.

      – Ach, gdyby wiedzieli – mówił z gniewem władca – jak faraon jest bezsilny i ubogi, każdy nomarcha zechciałby być panem swego nomesu!… Myślałem, że odziedziczywszy podwójną koronę, będę coś znaczył… Lecz już w pierwszym dniu przekonywam się, że jestem tylko cieniem dawnych władców Egiptu! Bo i czym może być faraon bez majątku, bez wojska, a nade wszystko bez wiernych sług… Jestem jak posągi bogów, którym kadzą i składają ofiary… Ale posągi są bezsilne, a ofiarami tuczą się kapłani… Ale prawda, ty trzymasz z nimi!…

      – Boleśnie mi – odrzekł Pentuer – że wasza świątobliwość mówi tak w pierwszym dniu swego panowania. Gdyby wieść o tym rozeszła się po Egipcie…

      – Komuż powiem, co mi dolega?… – przerwał pan. – Jesteś moim doradcą i ocaliłeś mi, a przynajmniej chciałeś ocalić życie, chyba nie po to, ażeby rozgłaszać: co się dzieje w królewskim sercu, które przed tobą otwieram… Ale masz słuszność.

      Pan przeszedł się po komnacie i po chwili rzekł znacznie spokojniejszym tonem:

      – Mianowałem cię naczelnikiem rady, która ma wyśledzić przyczyny nieustannych buntów w moim państwie. Chcę, ażeby karano tylko winnych, a czyniono sprawiedliwość nieszczęśliwym…

      – Niech Bóg wspiera cię łaską swoją!… – szepnął kapłan. – Zrobię, panie, co każesz. Ale powody buntów znam i bez śledztwa…

      – Powiedz.

      – Nieraz o tym mówiłem waszej świątobliwości: lud pracujący jest głodny, ma za dużo roboty i płaci za wielkie podatki. Kto dawniej robił od wschodu do zachodu słońca, dziś musi zaczynać na godzinę przed wschodem, a kończyć w godzinę po zachodzie. Nie tak dawno co dziesiąty dzień prosty człowiek mógł odwiedzać groby matki i ojca, rozmawiać z ich cieniami i składać ofiary. Ale dziś nikt tam nie chodzi, bo nie ma czasu.

      Dawniej chłop zjadał w ciągu dnia trzy placki pszenne, dziś nie stać go na jęczmienny. Dawniej roboty przy kanałach, groblach i gościńcach liczyły się między podatkami; dziś podatki trzeba płacić swoją drogą, a roboty publiczne wykonywać darmo.

      Oto przyczyny buntów.

      – Jestem najbiedniejszy szlachcic w państwie! – zawołał faraon, targając sobie włosy. – Lada właściciel folwarku daje swoim bydlętom przystojne jadło i odpoczynek; ale mój inwentarz jest wiecznie głodny i znużony!…

      Więc co mam robić, powiedz, ty, który prosiłeś mnie, abym poprawił los chłopów?…

      – Rozkazujesz, panie, abym powiedział?…

      – Proszę… każę… jak wreszcie chcesz… tylko mów mądrze.

      – Błogosławione niech będą twoje rządy, prawdziwy synu Ozyrysa! – odparł kapłan. – A oto co czynić należy…

      Przede wszystkim rozkaż, panie, aby płacono za roboty publiczne, jak było dawniej…

      – Rozumie się.

      – Dalej

Скачать книгу


<p>22</p>

A prócz tego tysiąc talentów złota, trzy tysiące srebra, dziesięć tysięcy lanego brązu, pięćset talentów ciemnego brązu, sześć milionów kwiecistych wieńców, tysiąc dwieście posągów boskich i ze trzysta tysięcy sztuk drogich kamieni – dary Ramzesa III dla świątyń były nierównie większe. [przypis autorski]