Przygody dobrego wojaka Szwejka podczas wojny światowej. Ярослав Гашек
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Przygody dobrego wojaka Szwejka podczas wojny światowej - Ярослав Гашек страница 7
Komisja sądowo-lekarska, która miała decydować o tym, czy duchowy horyzont Szwejka odpowiada, czy nie odpowiada wszystkim tym zbrodniom, o które został oskarżony, składała się z trzech niezwykle poważnych panów, o poglądach, którymi każdy z nich różnił się zasadniczo od poglądów obu pozostałych kolegów.
Panowie ci reprezentowali trzy różne szkoły psychiatryczne i różne poglądy naukowe.
Jeśli pomimo to w przypadku Szwejka doszło do całkowitej zgody między trzema przeciwnymi sobie obozami, to da się to objaśnić jedynie oszałamiającym wrażeniem, jakie na całej komisji wywarł Szwejk, gdy wszedłszy do sali, w której miał być badany jego stan umysłowy, i ujrzawszy na ścianie obraz austriackiego monarchy, zawołał:
– Panowie, niech żyje cesarz Franciszek Józef I!
Sprawa była zupełnie jasna. Spontaniczna manifestacja Szwejka usuwała cały szereg kwestii, pozostawiając tylko niektóre najważniejsze pytania; odpowiedź na nie miała potwierdzić pierwotny sąd o Szwejku w oparciu o system doktora psychiatrii Kallersona, doktora Heverocha i Anglika Weikinga.
– Czy radium jest cięższe od ołowiu?
– Ja go, proszę panów, nie ważyłem – odpowiedział Szwejk ze swoim miłym uśmiechem.
– Czy wierzysz pan w koniec świata?
– Naprzód musiałbym ten koniec zobaczyć – niedbale odpowiedział Szwejk. – Ale z pewnością jeszcze nie jutro nastąpi.
– Czy potrafiłby pan obliczyć przekrój kuli ziemskiej?
– Nie umiałbym, proszę panów – odpowiedział Szwejk – ale i ja bym panom też mógł zadać zagadkę. Jest dom o trzech piętrach, każde piętro ma osiem okien. Na dachu są dwa dymniki i dwa kominy. Na każdym piętrze mieszkają dwaj lokatorzy. A teraz powiedzcie, panowie, którego roku umarła babka stróża?
Lekarze sądowi spojrzeli po sobie wymownie, niemniej jednak jeden z nich zadał Szwejkowi jeszcze takie pytanie:
– Czy zna pan największą głębię Oceanu Spokojnego?
– Nie znam, proszę panów – brzmiała odpowiedź – ale sądzę, że z pewnością jest większa niż w Wełtawie pod Skałą Vyszehradzką.
Przewodniczący komisji zapytał krótko:
– Wystarczy?
Ale mimo to jeden z członków zadał Szwejkowi jeszcze takie pytanie:
– Ile będzie, gdy dwadzieścia tysięcy osiemset dziewięćdziesiąt siedem pomnożymy przez trzynaście tysięcy osiemset sześćdziesiąt trzy?
– Siedemset dwadzieścia dziewięć – odpowiedział Szwejk bez wahania.
– Sądzę, że to zupełnie wystarczy – rzekł przewodniczący komisji, a zwracając się do strażnika rzekł: – Proszę odprowadzić tego oskarżonego na dawne miejsce.
– Dziękuję wam, panowie – grzecznie skłonił się Szwejk. – Mnie to też zupełnie wystarczy.
Po jego wyjściu kolegium trzech zgodziło się łatwo, że Szwejk jest notoryczny matołek i idiota według wszystkich praw przyrody, wynalezionych przez uczonych psychiatrów.
W relacji przesłanej sędziemu śledczemu było między innymi:
„Niżej podpisani lekarze sądowi ustalają całkowitą tępotę umysłową i wrodzony kretynizm przedstawionego wyżej wymienionej komisji Józefa Szwejka, która to tępota wyraża się takimi słowy, jak np.: »Niech żyje cesarz Franciszek Józef I!« – co samo przez się wystarcza do oświetlenia stanu umysłowego Józefa Szwejka jako notorycznego matołka. Niżej podpisana komisja proponuje, zatem: 1. Umorzyć dochodzenie przeciwko Józefowi Szwejkowi. 2. Odesłać Józefa Szwejka do kliniki psychiatrycznej dla ustalenia, jak dalece jego stan umysłowy może stać się niebezpieczny dla otoczenia”.
Podczas gdy redagowano powyższe orzeczenie, Szwejk opowiadał swoim współtowarzyszom:
– O Ferdynandzie nie było wcale mowy, ale rozmawiali ze mną o jeszcze większych cymbalstwach. Wreszcie powiedzieliśmy sobie, że to, o czym była mowa, zupełnie nam wystarcza, i rozeszliśmy się.
– Ja tam nikomu nie wierzę – zauważył mały, skulony człowieczek, na którego łące przypadkowo wykopano szkielet. – Złodziej na złodzieju.
– I złodziejstwo też musi być – rzekł Szwejk kładąc się na pryczy. – Gdyby wszyscy ludzie życzyli sobie nawzajem dobrze, toby sobie niedługo łby pourywali.
IV. Szwejk wypędzony z domu wariatów