Przygody dobrego wojaka Szwejka podczas wojny światowej. Ярослав Гашек
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Przygody dobrego wojaka Szwejka podczas wojny światowej - Ярослав Гашек страница 8
Istotnie, już samo przywitanie, jakie oczekiwało Szwejka w domu wariatów, gdy został tam przywieziony z sądu krajowego na obserwację, przeszło wszystkie jego najśmielsze oczekiwania. Najpierw rozebrali go do naga, ubrali w miękki szlafrok i zaprowadzili do kąpieli. Pielęgniarze ujęli go delikatnie pod ramię, a jeden z nich opowiadał mu wesołą anegdotę o Żydach. W łazience zanurzono go w wannie z ciepłą wodą, a potem zaprowadzono pod chłodny natrysk. Powtórzywszy to trzy razy, pytali go, jak mu się to podoba. Szwejk odpowiedział, że to daleko lepsze od łaźni przy Moście Karola i że bardzo lubi się kąpać.
– Jeśli jeszcze ostrzyżecie włosy i przytniecie paznokcie, to już niczego mi nie zabraknie do zupełnego szczęścia – dodał uśmiechając się przyjemnie.
I temu życzeniu uczynili zadość, a potem porządnie go umyli gąbką, owinęli w prześcieradło i zanieśli do pierwszego oddziału na łóżko, gdzie okryli go starannie kołdrą i poprosili, żeby zasnął. Jeszcze dzisiaj Szwejk opowiada o tym wszystkim z zachwytem:
– Wyobraźcie sobie, że mnie nieśli, naprawdę nieśli. Było mi w owej chwili tak błogo.
W łóżku z tej błogości zaraz zasnął. Potem go obudzili i postawili przed nim kubek mleka i bułkę. Bułka była już pokrajana na drobne kawałki i podczas gdy jeden z pielęgniarzy trzymał Szwejka za obie ręce, drugi maczał kawałki bułki w mleku i karmił go nimi, jak się karmi gęś kluskami. Gdy już był nakarmiony, wzięli go pod pachy i zaprowadzili do ustępu, gdzie poprosili go, aby wykonał małą i dużą potrzebę cielesną.
I o tej pięknej chwili wspomina Szwejk ze wzruszeniem, a nie potrzebuję chyba powtarzać jego słów o tym, co mu potem zrobili. Nadmienię tu jedynie, iż Szwejk mawia:
– Wyobraźcie sobie, że jeden z nich trzymał mnie przy tym w objęciach.
Gdy go przyprowadzili na salę, położyli znowu do łóżka i znowu prosili, aby zasnął. A gdy zasnął, zbudzili go i zaprowadzili do gabinetu na badanie, gdzie Szwejk, stojąc zupełnie nagi przed dwoma lekarzami, przypomniał sobie sławne czasy poboru do wojska. Mimo woli z ust wyrwało mu się słowo:
– Tauglich.
– Co mówicie? – zapytał jeden z lekarzy. – Zróbcie pięć kroków naprzód i pięć w tył.
Szwejk zrobił od razu kroków dziesięć.
– Mówiłem przecie, że macie zrobić pięć kroków – mówił lekarz.
– Ja tam, proszę pana, paru kroków nie żałuję – odpowiedział Szwejk.
Potem wezwali go lekarze, aby usiadł na krześle, a jeden z nich stukał go w kolana. Rzekł wtedy do drugiego lekarza, że odruchy są całkiem prawidłowe, ale tamten pokręcił głową i sam zaczął stukać go w kolana, podczas gdy pierwszy przymykał i odchylał powieki Szwejka i przyglądał się jego źrenicom. Potem oddalili się ku stołowi i wymienili kilka wyrazów łacińskich.
– Słuchajcie no, umiecie wy śpiewać? – zapytał Szwejka jeden z lekarzy. – Może nam zaśpiewacie jaką piosenkę.
– Naturalnie, proszę panów – odpowiedział Szwejk. – Co prawda, nie mam ani głosu, ani słuchu muzykalnego, ale jeśli panowie chcą użyć przyjemności, to spróbuję spełnić wasze życzenie.
I Szwejk zaśpiewał:
Hej, ten młody mnich na ławie
Czoło nad prawicą skłonił
I na blade swe policzki
Dwie gorące łzy uronił…
– Dalej nie umiem – mówił Szwejk. – Jeśli panowie chcą, to zaśpiewam co innego:
O, jak mi ciężko dziś na sercu,
Jak ciężko piersi się oddycha,
Gdy cicho siedzę, z myślą się biedzę,
A pierś za dalą tęsknie wzdycha…
– I tego też dalej nie umiem – westchnął Szwejk. – Umiem jeszcze pierwszą strofę Kde domov muj i Jenerał Windischgrätz i wojenne pany od samego wschodu słońca wojowały, i jeszcze parę takich ludowych piosenek, jak np. Boże, chroń cesarza, Jakeśmy szli do Jaromierza i Bądź tysiąckroć pozdrowiona…
Obaj panowie doktorzy spojrzeli po sobie i jeden z nich zadał Szwejkowi pytanie:
– Czy wasz stan umysłowy był już kiedy badany?
– W wojsku – odpowiedział Szwejk dumnie i uroczyście – byłem przez panów wojskowych lekarzy urzędowo uznany jako notoryczny idiota.
– Mnie się zdaje, że jesteście symulant! – krzyknął drugi lekarz na Szwejka.
– Ja, proszę panów – bronił się Szwejk – nie jestem żaden symulant, ja jestem naprawdę idiota, możecie się panowie spytać w kancelarii 91 pułku w Czeskich Budziejowicach albo w Komendzie