Mośki, Joski i Srule. Janusz Korczak
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Mośki, Joski i Srule - Janusz Korczak страница 4
– Nie.
– Kiedy ludzie widzieli, że Olszyna trzyma się za nogę i płacze.
– Nieprawda, nie rzuciłem, i Olszyna nie płakał.
Następuje przesłuchanie świadków. Sąd uprzedza, że kłamstwo surowo jest karane. Ustalono czas i miejsce przestępstwa, ilość i nazwiska świadków.
– Rzuciłeś kamień?
– Nie.
Ponowne dokładne przesłuchanie świadków stwierdza, że Fiszbin zupełnie bez powodu rzucał w Olszynę szyszki i małe kamyki.
– Czy rzucałeś w Olszynę szyszkami?
– Tak, szyszkami rzucałem.
– Dlaczego?
– Bo miałem dużo szyszek i nie wiedziałem, co z nimi zrobić.
– Dlaczego nie rzuciłeś ich na ziemię?
– Bo mi było szkoda. (Publiczność się śmieje).
– Czy między szyszkami na pewno nie było kamieni?
– Nie wiem.
Sąd wziął pod uwagę młody wiek Fiszbina i skazał go tylko na 10 minut kozy15.
Czasem skarżyły obie strony, jak widać z następującej sprawy. Spór wynikł podczas rannego słania łóżek na sali.
– Więc było to tak: ja słałem łóżko, a on mnie pchnął. Ja jego odepchnąłem, a on mi rzucił poduszkę. Ja podniosłem poduszkę, a on mnie uderzył.
– Nieprawda! Ja słałem łóżko, a on kopnął moją poduszkę. Ja jego pchnąłem, a on mnie uderzył pierwszy.
– Ach, ty kłamczuchu!
– To ty kłamczuch.
W sądzie nie wolno się kłócić.
– Czy zrzuciłeś poduszkę?
– Bo on pierwszy…
– Proszę odpowiedzieć: tak czy nie?
– Tak, ale on pierwszy.
– Są świadkowie?
– Wszyscy widzieli.
– Wszyscy widzieć nie mogli. Prosimy o nazwiska dwóch świadków. Kto stał blisko i widział?
– Nie wiem.
– Czyś go pchnął?
– Jak ja stałem i słałem łóżko…
– Wiemy. Proszę odpowiadać krótko: tak czy nie?
– Nie.
– Ach, ty kłamczuchu.
– Proszę o spokój. W sądzie nie wolno się kłócić.
Łóżka obu zwaśnionych stoją obok siebie. Kto kogo popchnął pierwszy, umyślnie czy nieumyślnie, wobec braku świadków ustalić nie sposób. Czy więc nie lepiej się pogodzić, niż czekać na wyrok, który zapewne potępi obie strony, skoro przyznają się do bójki?
Rozumie się, że w tych warunkach lepiej się pogodzić.
A oto krwawa rozprawa, gdzie rzecz jasna, o zgodzie mowy już być nie może.
Protokół lekarski głosi:
„Oskarżony Flaszenberg ma prawy policzek spuchnięty i siedem śladów zadrapań: jeden koło nosa, jeden koło ucha, trzy na policzku i dwa na brodzie. Prócz tego na lewej ręce dwa zadrapania.
Oskarżony Zaksenberg ma siniak na czole wielkości czterech groszy, nos podrapany i na lewym policzku zadrapanie długości dwóch centymetrów”.
Początku walki nikt nie widział, a przebieg opisali liczni świadkowie.
Obie strony bardzo się chciały pogodzić, ale że były tu krwawe ślady bójki, obaj zapaśnicy odsiedzieli po minut piętnaście aresztu kolonijnego.
Sąd kolonijny rozważa też sprawy, gdzie oskarżał sam prokurator-dozorca.
Oto na ławie przestępców zasiadają: Pływak i Szydłowski.
Pływak i Szydłowski poszli daleko za kolonię w pole, nie słyszeli dzwonka i spóźnili się na śniadanie.
– Czy nie wiedzieli, że za las kolonijny sami wychodzić nie mają prawa, bo mogą zabłądzić, utopić się w rzece, krowy mogą ich pobość lub psy pokąsać? – Czy nie wiedzieli, że na śniadanie nie wolno się spóźniać, bo po śniadaniu mamy iść do kąpieli? – I po co poszli za las, kiedy tu mają dość miejsca do zabawy?
Pływak i Szydłowski poszli kwiaty zbierać.
– Panowie sędziowie! Chłopcy ci zawinili niewątpliwie. Na śniadanie, obiad, podwieczorek, kolację nie można się spóźniać, nie może stu chłopców czekać na jednego lub dwóch. Nie możemy każdego szukać z osobna w lesie i za nos ciągnąć do stołu. Dlatego jest dzwonek; i dzwonka pilnować się trzeba. Należy więc ich ukarać, a jednak… Pływak i Szydłowski poszli za las kolonijny po kwiaty. Na wsi wolno kwiaty zrywać. Tak ich to ucieszyło, że zapomnieli o jedzeniu; Pływak jest pierwszy raz na kolonii, Szydłowski był w Ciechocinku, ale tam też kwiatów jest mało. Więc może ten raz pierwszy im przebaczyć?
I sędziowie po krótkiej naradzie uniewinnili obu oskarżonych.
Najprzyjemniej hałasować wieczorem, gdy leży się już w łóżku. Może i nie przyjemnie nawet, bo spać się chce, oczy same kleją się do snu. Ale czemu nie spróbować, kiedy nie wolno?
„Jeżeli zabroniono surowo, a ja gwizdnę głośno, krzyknę, zamiauczę lub zapieję jak kogut, dozorca będzie się złościł, a wszyscy będą się śmieli. Sala wielka, na sali ciemno, łóżek trzydzieści osiem, dozorca nie dowie się, kto gwizdnął. A ja jutro będę się chwalił: widzicie, jaki jestem odważny i mądry. Hałasowałem najwięcej, a on mnie nie złapał”.
Tak myślą chłopcy, dopóki się nie przekonają, że dozorca nie złości się nigdy, że wcale nie zechce wyśledzić, kto hałasował, a dokazywać wieczorem zabrania, boć muszą spać dziewięć godzin, aby o szóstej rano wstali wyspani i weseli.
Wczoraj wieczorem był hałas na sali. Dziś każdy po kolei staje przed sądem, by odpowiedzieć na pytanie, czy krzyczał, piał, szczekał, miauczał lub klaskał w ręce.
Wszyscy odpowiadają przecząco, wszyscy się wypierają. Tylko dwóch złapał wczoraj dozorca na gorącym uczynku i ci dwaj, Wajc i Prager, zasiadają na ławie oskarżonych.
– Jak ich ukarać,
15