Mośki, Joski i Srule. Janusz Korczak
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Mośki, Joski i Srule - Janusz Korczak страница 5
Hałas był koło okna w pierwszym rzędzie, gdzie jak widać z planu, śpią: Flaszenberg, Fiszbin, Rotkiel i Pływak. Śmiano się i klaskano w ręce, gdzie stoją łóżka: Altmana, Lwa, Wolberga i Adamskiego, a wreszcie gwizdał ktoś tam, gdzie śpią: Najmajster, Zaksenberg i Presman. Pytaliśmy się wszystkich, nikt się nie przyznał.
Tu prokurator zamilkł. Wielu spośród publiczności pospuszczało oczy ku ziemi. Zaczerwienił się nawet jeden z sędziów, gdy usłyszał swe nazwisko podczas przeglądu planu sypialni.
– Dlaczego tylko Wajca i Pragera udało się wczoraj zauważyć? Bo nie umieli się ukryć. Dlaczego oni dwaj tylko nie umieli się ukryć, gdy ukryło się tylu innych? Bo nie są łobuzami, albo są małymi i niedoświadczonymi łobuzami, albo też nie wiedzieli, jak bardzo zabronione są krzyki wieczorne w sypialni. Czy mamy więc prawo karać tych mało winnych, gdy winniejsi od nich, bo mądrzejsi, i winniejsi, bo skłamali przed sądem – pozostaną bez kary? Zawinili wszyscy, cała sala, wszyscy trzydziestu ośmiu, bo i ci także, którzy słysząc, że sąsiad hałasuje, nie kazali mu się uciszyć. Proponuję więc, sędziowie, aby Wajca i Pragera uniewinnić, a całą grupę ukarać: Grozowski nie będzie dziś wieczorem grał wam na dobranoc na skrzypcach.
Długo sąd się naradzał, a wyrok ogłosił:
„Wajca i Pragera uniewinnić. Grozowski niech dzisiaj gra, bo hałas się już nie powtórzy”.
I dotrzymali słowa.
Rozdział szósty
Ranek. Złe i dobre krany. Słanie łóżek i przylepki.
Bywało, że jakiś niezwykły wypadek budzi całą salę od razu, w jedno mgnienie oka. Na przykład przez otwarte okno wpadł nieostrożny wróbel lub się mysz polna zabłąkała. Któż by spać się ośmielił wobec tak ważnego zdarzenia? Wszystko, co żyje, skacze przez łóżka, na okna, odbywa się polowanie. Jednakże zdarza się to wyjątkowo tylko.
Zwykle na kilkanaście minut przed szóstą cichy szmer zwiastuje, że sala się budzi – i jeśli dozorca spojrzy przez okno swego pokoju na salę, choćby nie miał zegarka, wie, że czas wstać.
W rogu sali zebrała się starszyzna grupy i żywo rozprawia na temat zawieszonej kartki z planem dnia, a więc kto jest dziś dyżurnym, kto ma po śniadaniu przyjść na opatrunek, bo przy palancie16 nogę sobie zadrapał; dalej: kąpiel, próba wyścigów, spacer do olszynki, pisanie listów do domu.
Ktoś przy oknie przygląda się kwiatom: czy przez noc urosły. Inny, siedząc w łóżku, uderza krzemieniem o krzemień i dziwi się, że iskier nie ma, a sąsiad go poucza, dlaczego tak się dzieje. Paru chłopców goni się między łóżkami, starając się czynić to jak najciszej. Wreszcie któryś krzyknie: „Nauczyciel patrzy!” – i wszyscy dają nurka do łóżek.
I rano nie wolno hałasować na sali, ale nie wolno mniej znacznie, bo i tak za kilka minut wstać będzie trzeba.
Wielu już pod kołdrą pospuszczało do pasa koszulę, by na pierwsze hasło wyskoczyć żywo i zająć najlepszy kran w umywalni.
Najlepsze z dziesięciu są środkowe krany, z dwóch ostatnich woda leci zbyt małym strumieniem, a z dwóch pierwszych bije zbyt mocno i pryska. A woda zimna, studzienna.
– Pierwszy rząd, wstawać!
Nie ma takiego, który by się ociągał. Biegną, tupiąc głośno bosymi nogami, czasem się który poślizgnie na kamiennej podłodze umywalni, wszyscy się śmieją i on się śmieje.
– Proszę pana, on zabrał mydło.
– Chcesz go podać do sądu?
– Nie.
Spieszą się, bo drugi rząd niecierpliwie czeka kolei i tyle jeszcze pracy przed pierwszym śniadaniem.
– Drugi rząd, wstawać!
Spieszą się, bo Józef nie lubi, gdy dużo wody wychodzi, a trzeba żyć z nim w zgodzie, bo grabie i miotłę pożycza.
– Trzeci rząd, wstawać! – Głowa, szyja, uszy, nos i oczy. Kto się źle umyje, będzie musiał wrócić na poprawkę.
Trzeci rząd biegnie do kranów, drugi wyciera się i ubiera, pierwszy łóżka ściele.
Słanie łóżek – niełatwa to sprawa. Trzeba strzepać prześcieradło, rozruszać słomę w sienniku, równo położyć kołdrę, na wierzchu lekko oprzeć poduszkę, a ręcznik gładko zawiesić na poręczy. Każdy stara się wykonać to najpiękniej, by móc zapytać się z dumą:
– Proszę pana, a moje dobrze?
Młodszym pomaga dyżurny; tylko mały Adamski gardzi pomocą i w nagrodę za sumienną pracę zostaje ręcznikowym dyżurnym.
I tu przy słaniu łóżek, jak i przy myciu, zawsze ktoś komuś przeszkodzi i po karku oberwie.
– Proszę pana, on mnie bije.
– Chcesz go podać do sądu?
– Nie.
– To jazda na werandę.
Rano są wszyscy w dobrym humorze, więc chętnie przebaczają swym wrogom.
Sala pustoszeje, zaludnia się weranda.
Prędko modlą się chłopcy, niektórzy może zbyt szybko przewracają kartki modlitewników – „syderów”17. Ale Bóg wyrozumiały jest dla dzieci kolonii, nie gniewa się o to.
Dzwonek.
– Proszę pana, dziś ja pierwszy dostaję przylepkę.
Z całego chleba przylepki są najsmaczniejsze, dlatego chłopcy dostają je po kolei.
Szkoda, ach szkoda, że chleb ma dwie tylko przylepki.
Chłopcy siedzą przy stołach, dyżurni roznoszą mleko.
Rozdział siódmy
Kąpiel. Pisklęta, bocian i tatarak. Głupi człowiek. Marzenia o wędce i palant.
Idziem, idziem do kąpieli,
Wrócim czyści i weseli
(powtórzyć:)
Lewą, prawą —
Dalej żwawo —
Idziem wszyscy wraz.
Tak śpiewają chłopcy, idąc parami przez polankę koło czworaków, przez podwórze dworskie, przez drogę między ogrodem – aż na łąkę koło młyna – do rzeki.
Woda, mydło niechaj żyje.
Umyjemy ręce, szyję,
(powtórzyć:)
Słonko
16
17