Branki w jasyrze. Deotyma
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Branki w jasyrze - Deotyma страница 10
– Tylko go patrzeć! – rzekła królowa.
– Tak – dodał ksiądz Maciej – książęta za chwilę skończą naradę. Przesiedziałem tam parę godzin, ale jak ze spraw śląskich przeszli do Tatarów18, wymknąłem się pierwszy, bo już mam tych Tatarów po uszy.
– Ażeby wreszcie przyszli! – zawołał Przedwojowic. – Byśmy ich raz wytłukli i przestano by nas nimi straszyć, jak straszy się dzieci obdartym dziadem.
– Ja myślę, że wszystko skończy się na gadaniu – wtrącił jakiś młodzieniaszek. – Przecie to dzicz niesforna, dobrze im wojować z Pieczyngami19 i innymi dzikusami, ale z rycerstwem chrześcijańskim nie ośmielą się stanąć oko w oko. Od dzieciństwa słyszę: idą, idą, a do tej pory ich nie widać!
– Są blisko – westchnęła księżna Kinga. – Listy z Węgier przynoszą groźne wieści. Coraz to jakiś książę rusiński zjawia się tam, błagając o ratunek albo przynajmniej o schronienie… Dwór mego ojca jest pełen takich wygnańców, którzy straszne rzeczy opowiadają…
Wszyscy zamilkli.
– Dziś rano idę sobie najspokojniej do mszy służyć – przerwał ciszę młody giermek – a tu na progu katedry jeden z dziadków kościelnych zachodzi mi drogę. Był przerażony i blady jak trup. Powiedział mi, że o północy dziwne rzeczy się działy. Słyszał płacz, szczękanie, jakby ktoś szlochał kamiennymi piersiami albo załamywał żelaziste ręce. A kiedy rano przyszedł otworzyć kościół, przy schodach do podziemia przesunęło się koło niego coś ogromnego, podobnego do grubego, wysokiego rycerza, ale to było szare i szło cicho, zupełnie jak mgła.
Słowa giermka sprawiły głębokie wrażenie. Wszyscy zaczęli szeptać:
– Chrobry… Duch z kaplicy świętego Leonarda… To wielki znak!
A księżna Grzymisława dodała smutnym głosem:
– Jakieś niebezpieczeństwo grozi Piastom…
– Kiedy mamy się już bawić w gminne powiastki, to i ja państwu coś opowiem – odezwał się ksiądz Maciej. – U nas, w Legnicy, od jakiegoś czasu dzwony same dzwonią.
– Jak to? Same dzwonią? I tak co noc? – dziwili się słuchacze.
– Nie, czasem tylko późnym wieczorem, kiedy ludzie pierwszym snem zasną. Jak tylko się rozbudzą, wszystko cichnie; ledwo zaczną drzemać, znowu rozlega się bim! bom! Ja sam nie słyszałem, bo mieszkam we Wrocławiu, ale mnóstwo ludzi przysięgało, że to prawda. A ja powiadam, rozgłaszanie takich wieści między pospólstwem jest grzechem, osłabia serce i mąci rozum. Niedługo usłyszymy, że Tatarzyny mają psie głowy albo smocze skrzydła. Otóż właśnie dla rozeznania prawdy i obmyślenia mądrej obrony, gdyby stała się kiedyś potrzebna, książęta dziś tak długo radzą. Wezwali nawet kanonika krakowskiego, Jacka Odrowąża20, który najlepiej może radzić, bo przecie widział Tatarów.
– Widział Tatarów?! – krzyknęły prawie jednocześnie Elżbieta i Ludmiła.
– A jakże, był w Kijowie podczas oblężenia i zdobycia miasta. Aha! O wilku mowa, a wilk tuż!…
W drzwiach pokazało się mnóstwo mężów. Na czele dwaj Piastowicze w mitrach. Książę Henryk szedł po prawej stronie jako gość i potomek starszej linii, o czym władcy śląscy nigdy nie zapominali. Był to człowiek trzydziestoletni, z obliczem energicznym i rycerskim. Nosił brunatną tunikę ze złotą obręczą w pasie i ciemnoczerwony płaszcz spięty na ramionach klamrami w kształcie malutkich tarcz herbowych, na których bielił się piastowski orzeł. Trzecia tarcza, nieco większa, wisiała na rękojeści miecza, owiniętego złotą taśmą.
Książę Bolesław miał popielatą tunikę, na niej purpurowofioletową szatę, zwaną dalmatyką, z orłem na piersi wyszytym perłami. Strój niezwykle pasował do jego dziewiętnastoletniej twarzy, płowych włosów i turkusowych oczu. Za książętami szło dwóch duchownych; Jacek Odrowąż w dominikańskim habicie, wysoki, kościsty, ze spuszczoną pokornie głową i Jan Prandota21, biskup krakowski. Dalej szli dygnitarze i rycerze.
– Udadzą się jasełka! – stwierdził Prandota podchodząc do królowej. – Figury jak ulane, ale nie widzę bydlątek. A przecież i to potrzebne…
– O! – zawołała królowa. – Cieszę się, księże biskupie, że humor wam dopisuje. Kto by tam strugał z drzewa bydło, którego są pełne obory? W naszym żłóbku będą żywe woły i osiołki jak tam, w Betlejem.
– Będzie jeszcze coś dowcipnego – dodał znacząco król.
– Ach, proszę, przestań. Przecież to misteria dla całego Krakowa – szepnęła księżna i chcąc, by król dochował tajemnicy, położyła na ustach wysmukły, blady paluszek.
– Misteria… misteria… – powtarzał Bolesław z przekąsem. – Moja złota królowo, pozwól powiedzieć. On nikomu nie wygada, daję za to głowę. Otóż słuchaj, dobrodzieju – dodał zwracając się do biskupa i zniżając tajemniczo głos – w orszaku Trzech Króli będzie… no, zgadnij co… Na pewno nie zgadniesz! Wielbłąd! Ten wielbłąd, którego Daniel Halicki22 przysłał nam w podarunku.
– Słyszałem, że przysłał, ale do tej pory nie wiem, skąd on go wziął.
– To bardzo ciekawa historia. Wielbłąd jest zdobyczą po Tatarach. Pierwszą i kto wie, czy nie jedyną, bo nie ma im co zabierać, chyba że to, co drugim pokradli. Leżał na pobojowisku między trupami i był ranny. Ale naszym okrutnie się to monstrum spodobało. Zaczęli go nacierać, leczyć jak konia, a może nawet jak człowieka. Tak się i wylizał, biedaczysko. A poczciwy Daniel pragnął się nim jak najszybciej pochwalić i dał nam go w prezencie.
– A to będzie przednie! – zawołał radośnie biskup.
– Nie tylko przednie – odparł skory do żartów Bolesław – to będzie tak, jak się kiedyś zdarzyło. Wszyscy gotowi pomyśleć, że to jeden z owych Trzech Króli prosto z pustyni na nim przycwałował.
Po drugiej stronie stołu księżna Grzymisława rozmawiała z księciem Henrykiem siedzącym na tronie.
– Cóżeście tedy uradzili? – spytała z zainteresowaniem.
– Boleś na wiosnę zwoła sejm w Kalinie odparł książę – a ja, prócz moich Ślązaków, chcę wziąć do pomocy sąsiadów. Może nie będzie to potrzebne, ale na pewno nie zaszkodzi. Strzeżonego Pan Bóg strzeże.
Tymczasem młody król kazał sobie podać genueński kobierczyk i rozłożywszy go na ziemi, usiadł przy stopach królowej.
– Już mnie nudzą ci wszyscy mądrale powiedział, całując jej delikatne dłonie. – Najlepsza filozofia to miłować się w Bogu. Nieprawdaż?
– Tak, byle w Bogu! – królowa zarumieniła
18
19
20
21
22