Pamiętnik pani Hanki. Tadeusz Dołęga-mostowicz
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Pamiętnik pani Hanki - Tadeusz Dołęga-mostowicz страница 4
![Pamiętnik pani Hanki - Tadeusz Dołęga-mostowicz Pamiętnik pani Hanki - Tadeusz Dołęga-mostowicz](/cover_pre664170.jpg)
– Za trzy dni?
– Tak. Najdalej za cztery.
Powiedział to takim tonem, że prawie się uspokoiłam. Gdy jednak w godzinę później przygotowałam dla Józefa rzeczy do pakowania, przypadkiem wzięłam do ręki książeczkę czekową Jacka. I znowu moja nieszczęsna intuicja podszepnęła mi, by zajrzeć, czy nie podniósł ostatnio większej sumy pieniędzy. W grzbietowym odcinku pod dzisiejszą datą figurowała kwota 52 000 złotych. Omal nie krzyknęłam. Dokładnie pamiętam, że na rachunku było niewiele ponad tę sumę. Więc podniósł wszystko. Dlaczego?… Czy żeby oddać to jej, czy żeby zapewnić sobie na kilka miesięcy możność egzystencji gdzieś za granicą? Nigdy nie odprowadzałam Jacka na dworzec, toteż i dzisiaj nie mogłam sobie na to pozwolić bez wzbudzenia jego podejrzeń. A jednak musiałam tam być. Musiałam zobaczyć, czy istotnie wsiada do pociągu paryskiego i czy jest sam, czy nie wyjeżdża z nią. Należało wymyślić jakiś pretekst. W głowie jednak miałam taki chaos, że nic rozsądnego mi na myśl nie przychodziło. Cała nadzieja w stryju Albinie.
Tym razem, na szczęście, stryja zastałam. Sam otworzył mi drzwi. Był w trochę poplamionym, lecz jeszcze bardzo eleganckim szlafroku. Połyskując monoklem i wspaniałymi zębami, przywitał mnie z taką swobodą, jakbyśmy się wczoraj widzieli, jakby nigdy między nami nic nie zaszło.
– Jakże się miewasz, mała? A co za wspaniałe futro! Świetny krój! No i ten połysk.
(Nic się nie zmienił. On się zawsze zna na wszystkim i wszystko umie dostrzec. Niech mówią o nim, co chcą, a jednak niepodobna mu odmówić tego, że jest czarujący. Mój Boże, któż jest bez wad! )
Stryj usadowił mnie na tapczanie i poczęstował winem. Usiadł oczywiście obok mnie. Stanowczo za blisko. On już inaczej nie umie. Zresztą teraz, kiedy zależało mi na jego pomocy, nie mogę sobie pozwolić na żadne nieprzyjemne dlań odruchy.
– Domyślam się – zaczął uwodząco – że nie tęsknota cię do mnie sprowadza. A szkoda. Jesteś diabelnie ładna. Twoja poczciwa głupia mama musiała się zapatrzyć na madonnę Baldovinettiego albo po prostu na jakiegoś gondoliera. Oni tam miewają takie smoliste oczy i takie włosy jak z mosiądzu. Istny Baldovinetti10! Czy nikt ci jeszcze tego nie powiedział?
– Nie. I nawet nie wiem, czy to jest komplement, bo nigdy tego obrazu nie widziałam.
Lekko dotknął mojej ręki.
– Przyglądasz się mu, maleńka, co dzień po kilka razy: w lustrze. A już sama osądź, czy to komplement, czy nie.
– Stryj jest naprawdę niebezpiecznym człowiekiem – zaśmiałam się.
– Znajdujesz, że jeszcze?…
Przyjrzałam się mu. Pomimo siwych włosów, zmarszczek koło oczu i koło ust był uosobieniem męskości w pełnym rozkwicie. Gdyby nie to, że nigdy nie miałam pociągu do starszych panów i że się go jednak trochę (między nami mówiąc) boję, kto wie, czy nie potrafiłabym się poważniej nim zająć. Toż dopiero byłby skandal. Wyobrażam sobie minę papy!…
– Nie jeszcze, lecz dopiero teraz – powiedziałam z umiarkowaną zalotnością.
Musiałam go przecież jak najżyczliwiej do siebie usposobić.
Zaśmiał się z niejakim ukontentowaniem i, jaka klasa! Każdy inny dyletant w dziedzinie uwodzenia pozwoliłby sobie w podobnym momencie na jakiś śmielszy gest. On przeciwnie. Wstał i powoli nalewając sobie wino, przez parę chwil był odwrócony do mnie plecami. Co za kokiet!
– Wyobraź sobie – zaczął tonem zwierzeń – że rzeczywiście czuję się diabelnie młody. Zaczyna mnie to niepokoić nawet. Przecież to już pięćdziesiątka, a człowiek zamiast być poważnym i czcigodnym dziaduniem, ma wciąż zielono w głowie.
Zaprzeczyłam żywo:
– O, nie. Stryj nigdy nie miał zielono w głowie. Stryj jest jednym z najrozumniejszych ludzi, jakich znam. I właśnie dlatego do stryja przyszłam.
– A to zabawna historia – uśmiechnął się. – Jesteś chyba pierwszą kobietą na świecie, która przyszła szukać u mnie rozumu. Inne najmniej się tym interesują. Ale widzę z tego, że musiałaś wpaść w jakąś nieprzyjemną historię. Co?…
Usiadł znowu przy mnie i uważnie patrzył mi w oczy.
– No, przyznaj się – mówił. – Ten twój nudny Renowicki przyłapał jakiś list do ciebie od… Tota.
Czułam, że się zarumieniłam z lekka. Skąd on może wiedzieć? By nie dać po sobie poznać, że mnie zaskoczył, wzruszyłam ramionami.
– Ach, Toto już od dawna zrezygnował z zabiegów o moje względy. A tu jednak stryj zgadł, że zaczęło się od listu. Dowiedziałam się o Jacku strasznych rzeczy. Jestem wprost w rozpaczy…
– O, aż w rozpaczy? Zdradza cię?
– Gorzej, stryju, znacznie gorzej: on jest żonaty!
– No, ostatecznie, moja droga – z robioną powagą powiedział, marszcząc brwi – to nie jest dla mnie aż taką nowiną. Wprawdzie nie byliście łaskawi zaprosić mnie na ślub, ale wiem, żeście się pobrali.
– Ach, stryju, tu nie chodzi o żarty! Jacek naprawdę jest żonaty z jakąś kobietą!
Kiwnął głową.
– To już pocieszające, że z kobietą…
– Jak to? – nie zrozumiałam.
– Mogłoby się okazać na przykład, że jest zboczeńcem.
– Ach, stryju, to naprawdę sprawa poważna. I jeżeli stryj mi nie pomoże… Ja dosłownie nie wiem, co mam począć! Opowiem wszystko po kolei. Więc Jacek przez roztargnienie zostawił na biurku otwarty list…
Stryj mi przerwał:
– Jeżeli zostawił, to znaczy, że nie przywiązywał doń większej wagi.
– Ależ przeciwnie. Ogromnie mu na nim zależało.
– Skąd wiesz, że zależało?
Nie byłam zadowolona z tej indagacji. W gruncie rzeczy nie należało to do sprawy.
– No, bo wrócił po ten list i był bardzo zaniepokojony – powiedziałam.
– A cóż było w liście?
– Rzecz straszna! Jakaś kobieta pisała do Jacka jako do swego męża.
Powtórzyłam stryjowi treść listu, jak mogłam najdokładniej. Opowiedziałam następnie o dalszym zachowaniu się Jacka. Wysłuchał mnie z wielką uwagą, nie odmówił sobie jednak przyjemności wygłoszenia uwagi.
– No, no, okazuje się tedy, że w naszej rodzince nie ja jeden jestem ową parszywą owcą.
Nic
10