Powieści fantastyczne. Эрнст Гофман

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Powieści fantastyczne - Эрнст Гофман страница 7

Powieści fantastyczne - Эрнст Гофман

Скачать книгу

przechodzi się do krainy Marzeń: niewielu dostrzega te wrota raz jeden, jeszcze mniej przestąpić je zdoła. Wszystko tu wydaje się przygodą. Szalone postaci unoszą się tu i ówdzie, ale wszystkie mają własny charakter, jedne mniej, drugie więcej. Nie widać ich na ulicy Wojskowej: tylko poza wrotami z Kości Słoniowej je znajdziesz. Trudno jest z naszych nizin wejść do tego królestwa: niby przed twierdzą Alcyny46 potwory przecinają drogę, kłębi się tam, wiruje; niejeden przemarzy marzenie w krainie marzenia, rozpływa się w marzeniu, już tam cienia swego niejeden nie rzuca, bo gdyby nawet znalazł się w cieniu, to zawsze krąży w światłości, co przenika to królestwo; ale tylko bardzo nieliczni, z marzeń przebudzeni, unoszą się wzwyż i przepłynąwszy królestwo Marzeń, dochodzą do Prawdy; jest to moment najwyższy: zetknięcie z tym, co Wieczyste, co Niewypowiedziane. Spójrz na słońce – to Trójdźwięk47, z którego, niby gwiazdy, płyną akordy, by cię oprząść ognistymi nićmi. Niby poczwarka leżysz w ogniu, aż Psyche48 się uniesie ku słońcu.

      Przy ostatnich słowach podskoczył, wzrok podniósł do góry, rękę ku niebu wytężył. Po czym siadł znowu i szybko opróżnił ofiarowaną sobie szklankę. Nastała cisza, której nie śmiałem przerwać, aby nie wytrącić z linii tego niezwykłego człowieka. W końcu spokojniej zaczął mówić dalej.

      – Kiedy byłem w królestwie Marzenia, dręczyły mnie tysiączne bóle i trwogi. Była noc i przerażały mnie szczerzące zęby larwy49 potworów, które waliły się na mnie i już to mnie strącały w otchłań morza, już to unosiły wysoko w powietrze. Oto szły promienie światła poprzez noc, a te promienie były to dźwięki, które mnie ośpiewywały miłą jasnością. Przebudziłem się z bólu i ujrzałem wielkie, jasne Oko, które spoglądało w organy – a pod jego spojrzeniem z organów wydobywały się tony i migały, i obejmowały się w uroczystych akordach, jakich nigdy nie przeczuwałem. Melodie lały się strumieniem w górę i na dół, a ja płynąłem w tym strumieniu i o mało co nie utonąłem; wówczas spojrzało na mnie Oko i utrzymało mnie na powierzchni, nad spienionymi falami. Znowu nastała noc – i oto wyszły ku mnie dwa kolosy w śmiertelnych pancerzach: Ton Główny50 i Kwinta51. Porwały mnie, ale Oko się uśmiechało: wiem, co przepełnia tęsknotą twe piersi; łagodny, słodki młodzian, Tercja52, pod kolosami wyjdzie ku tobie; usłyszysz jego słodki głos, ujrzysz mnie znowu, a moje melodie będą twoimi.

      Zatrzymał się.

      – I znów widziałeś to Oko?

      – Widziałem, widziałem znowu! Długie lata wzdychałem w krainie marzeń – tam – tam! Przebywałem w czarownej dolinie i przysłuchiwałem się, jak śpiewały między sobą kwiaty. Tylko słonecznik milczał i chylił zamknięty kielich ku ziemi. Niewidzialne węzły ciągnęły mnie ku niemu – podniósł głowę – kielich rozwarł – i z niego błysło mi Oko. Teraz, niby promienie, potoczyły się tony z głowy mej ku kwiatom, które chciwie je sączyły. Coraz większe stawały się liście słonecznika – promienie tryskały z jego wnętrza – otoczyły mnie dokoła – Oko, a z nim i ja – zniknęliśmy w kielichu.

      Przy ostatnich słowach podskoczył i szybkim, młodzieńczym krokiem pośpiesznie wybiegł z pokoju. Na próżno czekałem na jego powrót: postanowiłem tedy wrócić do miasta.

      Byłem już w pobliżu Bramy Brandenburskiej53, gdy ujrzałem nadchodzącą w mroku długą postać – i wnet rozpoznałem swego dziwaka.

      – Czemuż to mnie pan tak nagle opuścił?

      – Było zbyt gorąco – i już dzwonił Eufon.

      – Nie rozumiem pana.

      – Tym lepiej.

      – Tym gorzej, gdyż chciałbym wielce rozumieć pana w całości.

      – Czy pan nic nie słyszy?

      – Nic.

      – To już przeszło. – Idźmy dalej. W gruncie niezbyt lubię towarzystwo. Ale – pan nie jest kompozytorem – pan nie jest berlińczykiem.

      – Nie mogę zrozumieć, co pan czuje przeciw berlińczykom. Tu, gdzie sztuka takiej czci doznaje i w tak wysokiej mierze jest uprawiana, dobrze czuć by się powinien człowiek pańskiego ducha artystycznego.

      – Myli się pan. Ku udręce swej skazany tu jestem, jako duch wyosobniony, błądzić w próżni!

      – W próżni – tu – w Berlinie?

      – Tak, czuję się tu jak w próżni, gdyż żaden duch pokrewny nie wyjdzie tu na moje spotkanie. Jestem sam.

      – Ależ artyści – kompozytorzy?

      – Precz z nimi! Ci krytykują, krytykują i rozcieńczają wszystko do najbardziej rozcieńczonej miary; ryją wszystko na wskroś, aby tylko jaką ubożuchną myśl znaleźć; wciąż ględząc niedorzeczności o sztuce, o zmyśle artystycznym i Bóg wie o czym – nie są zdolni nic stworzyć, i gdy im coś tak zjawi się w duchu, jakby kilka idei miało im zaświtać, wtedy z okropnej ich lodowatości poznasz, jak są dalecy od słońca: to lapońska robota.

      – Sąd pański wydaje mi się zbyt surowy. W każdym razie muszą pana zadowalać wspaniałe przedstawienia w teatrze.

      – Raz się przemogłem, aby znów pójść do teatru i usłyszeć operę mego młodego przyjaciela, jakże się ona zowie? – Ach, cały świat jest w tej operze! Poprzez pstry zgiełk barwnie przybranych ludzi ciągną duchy Orkusowe54, wszystko ma tu głos i wszechmocny dźwięk – do licha! – myślę o Don Juanie55. Ale nie mogłem wytrzymać nawet uwertury, co była wykonana prestissimo56, bez sensu i zrozumienia; a przecież przygotowałem się do tej sprawy modlitwą i postem, gdyż wiem, że Eufon zanadto jest od tych mas poruszany i staje się nieczysty.

      – Gdybym nawet i ja przystał, że arcydzieła Mozarta57 bywają tu wykonywane w sposób bardzo niedbały, to jednak opery Glucka cieszyć się mogą wcale godnym wystawieniem.

      – Tak pan sądzi? – Chciałem raz słyszeć Ifigenię w Taurydzie. Wchodząc do teatru słyszę, że grają uwerturę Ifigenii w Aulidzie. Hm – sądzę, to omyłka; więc dają tę Ifigenię! Dziwię się bardzo, gdy oto brzmi andante, którym się rozpoczyna Ifigenia w Taurydzie, po czym następuje burza. Dwadzieścia lat dzieli jedno od drugiego. Całe wrażenie, cała gorliwie obmyślana ekspozycja tragedii przepadła! Ciche morze – burza – Grecy na ląd wyrzuceni – opera skończona. Jak to? Czy kompozytor dla igraszki napisał uwerturę, że ją, niby sztuczkę na trąby, można pakować, gdzie i jak się komu podoba?

      – Przyznaję, że to nieporozumienie. Jednak – czyni się przecież wszystko, by posiadać dzieła Glucka.

      – Ejże!

Скачать книгу


<p>46</p>

Alcyna – czarownica, królowa wyspy z opery Georga Friedricha Händla. [przypis edytorski]

<p>47</p>

trójdźwięk (muz.) – prosty, melodyjny akord, składający się z trzech dźwięków odległych o siebie o tercję. [przypis edytorski]

<p>48</p>

Psyche (mit. gr.) – personifikacja duszy ludzkiej. [przypis edytorski]

<p>49</p>

larwa (daw.) – maska, zjawa, upiór. [przypis edytorski]

<p>50</p>

ton główny (muz.) – pierwszy stopień gamy. [przypis edytorski]

<p>51</p>

kwinta – interwał prosty zawarty między pięcioma kolejnymi stopniami skali muzycznej; kwinta czysta liczy siedem półtonów. [przypis edytorski]

<p>52</p>

tercja – interwał prosty liczący 3 lub 4 półtony. [przypis edytorski]

<p>53</p>

Brama Brandenburska – zabytkowa budowla w Berlinie, jeden z charakterystycznych punktów miasta. [przypis edytorski]

<p>54</p>

Orkus (mit. rzym.) – demon śmierci. [przypis edytorski]

<p>55</p>

Don JuanDon Giovanni, opera Wolfganga Amadeusza Mozarta na podstawie sztuki Moliera Don Juan. [przypis edytorski]

<p>56</p>

prestissimo (muz., wł.) – tempo w muzyce: bardzo szybko. [przypis edytorski]

<p>57</p>

Wolfgang Amadeusz Mozart – austriacki kompozytor, żył w latach 1756–1791. [przypis edytorski]