Emancypantki. Болеслав Прус
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Emancypantki - Болеслав Прус страница 63
Kiedy wróciła na pensję, wbiegła do ciemnej sali za swój szafirowy parawanik; tam uklękła i chciała modlić się na podziękowanie Bogu, iż ją zrobił narzędziem łaski nad panią Latter. Lecz że do głębi wzburzona jej dusza nie znajdowała słów podzięki, więc Madzia biła się w piersi szepcząc: „Boże, bądź miłościw nam grzesznym…”.
Pobożne jej skupienie trwało krótko. Wnet bowiem drzwi uchyliły się i do ciemnej sypialni wpadł strumień światła, na którego tle zarysowało się kilka głów i główek. Jednocześnie rozmawiano:
– Przynieś lampę…
– Może rozgniewa się…
– Czy tu jest panna Magdalena?…
Madzia wyszła zza parawanu; a gdy o tyle zbliżyła się do drzwi, że można ją było dojrzeć, gromadka osób stojących na korytarzu szybko cofnęła się ku schodom. Przy czym rozległ się głos panny Marty:
– A to tchórz ze Stanisława… Niby mężczyzna i najpierwszy ucieka…
– Co to jest?… – zapytała zmieszana Madzia zatrzymując się na progu sypialni.
Wtedy wszyscy przybiegli z powrotem i w jednej chwili otoczyły Madzię pensjonarki, damy klasowe i służba patrząc na nią wylęknionymi oczyma i rozprawiając tak bezładnie, że nic zrozumieć nie mogła.
– Gdzie pani przełożona? – pytała jedna z pensjonarek.
– Nam się należą zasługi!… – wtrąciła pokojówka.
– Co ja jutro dam jeść panienkom? – wołała gospodyni.
– Tu już był pan rządca i rewirowy… – dorzucił Stanisław.
Pod Madzią zachwiały się nogi.
„Czy oni mnie o co posądzają?…” – myślała przerażona.
Szczęściem, z drugiego końca korytarza nadbiegła panna Howard w białym peniuarze, z rozpuszczonymi płowymi włosami i roztrąciwszy zebranych schwyciła Madzię za rękę.
– Chodź, pani, do mnie – rzekła. – A wy – dodała surowo – na swoje miejsca!… Ja zastępuję przełożoną i gdy będzie potrzeba, dam objaśnienia.
W pokoju panny Klary Madzia upadła na krzesło i przymknęła oczy. Jej też zdawało się, że ściany wyginają się, a podłoga drży pod nogami.
– No i cóż ta nieszczęśliwa?… Gdzież ona jest?… – zaczęła zniżonym głosem panna Howard.
– Pani Latter wyjechała…
– Tylko mi pani tego nie mów, panno Magdaleno.
– Ależ z pewnością wyjechała.
– Dokąd?…
– Czy ja wiem?… Zapewne do Częstochowy, ale za parę dni wróci.
Panna Howard zastanowiła się.
– To być nie może, ona jest w Warszawie. A ponieważ rozumiem, dlaczego opuściła pensję, ponieważ ja jedna mogę ją skłonić do powrotu…
– Pani?… – spytała Madzia.
Panna Howard stanęła na środku pokoju w pozie dramatycznej.
– Posłuchaj, pani – mówiła głębszym niż zwykle kontraltem, wznosząc oczy na wysokość oberlichtu. – Kiedy te smarkate zbuntowały się dziś z powodu zupy kartoflanej, poszłam do pani Latter i chciałam ją rozbudzić z apatii… Była rozdrażniona, posprzeczałyśmy się, a ja powiedziałam jej, że opuszczam pensję i nie wrócę, dopóki – ona tu będzie… Teraz pojmujesz?… Pani Latter znalazła się wobec jednej z dwu alternatyw: albo mnie przeprosić, albo usunąć się z pensji. No, i wybrała to drugie, szalona, lecz dumna kobieta…
Madzia otworzyła oczy i usta. Panna Howard zaczęła spacerować po swoim ciasnym pokoju i mówiła dalej:
– Domyślasz się, pani, że odniósłszy takie zwycięstwo nie okażę się okrutną. Nie chcę, ażeby upokarzała się przede mną kobieta samodzielna i mimo błędów o całe niebo wyższa nad zwykły poziom. Nie pytam więc, gdzie się obecnie ukrywa, lecz proszę panią, ażebyś zobaczywszy się z nią powiedziała jej te słowa:
„Panna Howard zostaje na pensji, panna Howard wszystko puściła w niepamięć. Sądzi bowiem, że obie panie zajmujecie zbyt podniosłe stanowiska, ażebyście walcząc ze sobą miały przyczyniać się do triumfu przesądów!…”.
To niech jej pani powie, panno Magdaleno – kończyła. – A gdy wróci na pensję, sama wyjdę naprzeciw niej i milcząc pierwsza podam jej rękę. Są chwile w życiu ludzkim, panno Magdaleno, podczas których milczenie zastępuje najwznioślejszą mowę.
W tym momencie łącząc praktykę z teorią, panna Howard przystąpiła do Madzi, mocno uścisnęła ją za rękę i – milczała. Ale milczała zaledwie kilka sekund. Wnet zaczęła opowiadać Madzi, że pomywaczka spostrzegła z okna wyjście pani Latter, że jakiś posłaniec widział panią Latter, jak z kufrem i z drugą panią jechała dorożką, że z tych poszlak gospodyni, panna Marta, domyśliła się, iż pani Latter ucieka, i że skutkiem tego w kwadrans po opuszczeniu pensji przez panią Latter cała kamienica i dwie sąsiednie kamienice dowiedziały się, że – pani Latter uciekła przed wierzycielami.
W tej chwili Madzi zaczęło się kręcić w głowie, opanował ją strach, zbrzydła jej Marta, panna Howard, pensja…
Teraz odczuła cierpienia pani Latter i jej niepohamowane pragnienie ucieczki gdzieś tak daleko, gdzie nie dolatywałyby nawet wieści o tych osobach i stosunkach.
30. Rój po odlocie matki
Tej nocy Madzia wcale nie spała, trapiona złymi przeczuciami co do własnej przyszłości. Co niebawem zaczęło się potwierdzać.
Z rana przyszedł do niej, do niej samej, rewirowy i począł wypytywać: gdzie wyjechała pani Latter, o której godzinie, jaki był numer dorożki i czy z pewnością skierowała się ku dworcowi warszawsko-wiedeńskiemu? Rewirowy zadawał pytania w sposób łagodny; niemniej jednak jego pałasz i zakręcone wąsy były dla Madzi stanowczym dowodem, że popełniła zbrodnię, za którą zostanie okuta w kajdany i wrzucona do lochu tak głębokiego, jak wieża ratuszowa jest wysoką.
Ledwie wyszedł rewirowy udając, że nie ma zamiaru okuć Madzi w kajdany i wrzucić do podziemnych pieczar, aliści ukazał się – rządca domu. Ten znowu zwrócił się do Madzi i znowu zaczął ją wypytywać: gdzie wyjechała pani Latter? czy mówiła, że ma zamiar powrócić? czy nie wspomniała o kwalifikacji do paszportu i o zapłaceniu za komorne? Rządca nie miał wprawdzie wąsów ani pałasza, ale był zezowaty, co Madzi nasunęło myśl, że pewnie